www.anowi.fora.pl www.anowi.fora.pl
www.anowi.fora.pl
FAQFAQ  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ProfilProfil  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  GalerieGalerie  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości  ZalogujZaloguj 

17.03.09

 
Odpowiedz do tematu    Forum www.anowi.fora.pl Strona Główna -> Przegląd prasy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:19, 17 Mar 2009    Temat postu: 17.03.09

Gorączka złota dla bezrobotnych


Prezydent Dmitrij Miedwiediew chce pomóc osobom bez pracy i wydaje im licencje na poszukiwanie złota nad rzeką Kołymą.

Przywódcę państwa poprosił o to Aleksandr Aleksandrow, przewodniczący Dumy obwodu magadańskiego. To region na Dalekim Wschodzie Rosji znany bardziej jako Kołyma - od nazwy rzeki cieszącej się ponurą popularnością związaną z historią najcięższych łagrów.

Po złoto nad trudno dostępne dopływy Kołymy, jak twierdzi Aleksandrow, chcą się wybrać z początkiem wiosny tysiące bezrobotnych i emerytów.

Prezydent, jak pisze dziennik "Nowe Izwiestia", obiecał, że się zastanowi, jak spełnić tę prośbę.

W Rosji - tak jak wcześniej z Związku Radzieckim - państwo nie wydaje zezwoleń na wydobycie kruszcu indywidualnym poszukiwaczom. Licencje otrzymują duże, sprawdzone firmy. A im nie opłaca się taszczyć ciężkich i drogich maszyn w trudno dostępne zakątki tajgi czy tundry, gdzie można liczyć na wydobycie 200 czy 300 kg złota.W takie miejsca dotrzeć mogą poszukiwacze z prostymi narzędziami.

Trudno się jednak spodziewać, że tłumy ogarnięte gorączką złota ruszą nad Kołymę. Mało kto bowiem jest w stanie przetrwać i bardzo ciężko pracować w tak trudnych warunkach.

W Rosji w ubiegłym roku, jak podaje Rosyjski Związek Przemysłu Wydobycia Złota, pozyskano 184,5 ton tego kruszcu. Jego rozpoznane złoża w całym kraju wynoszą 11 tys. ton, a w nierozpoznanych jeszcze rosyjskich żyłach złota kryje się w sumie ponad 50 tys. ton.

Według prezydenta Miedwiediewa w kraju jest dziś 6 mln bezrobotnych.





Wacław Radziwinowicz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:23, 17 Mar 2009    Temat postu:

Jak przepuścić unijne pieniądze

Konrad Niklewicz



Wszystko zgodnie z prawem. Tak w samorządzie pomorskim tłumaczą sytuację, w której instytucja wybrana do zarządzania dotacjami UE sama startuje do konkursu o pieniądze i... go wygrywa. A potem sama się rozlicza.

Konflikt interesów bije po oczach, ale to Platformie, która samodzielnie rządzi na Pomorzu, nie przeszkadza. Bo na wszystko ma bumagę od audytorów i kontrolerów.

Tyle że nie chodzi o łamanie prawa. Ta "dotacyjna samoobsługa" jest zapewne tak samo zgodna z prawem jak wybór firmy Work Service senatora PO Tomasza Misiaka do obsługi kontraktu stoczniowego, bez przetargu.

I tu, i tam wszystko jest niby lege artis.

Za to publiczne zaufanie szlag trafia. Co mają myśleć niezależne instytucje czy przedsiębiorcy, którym każe się startować w konkursie o dotację, gdy do rywalizacji staje organizator konkursu? Mają wierzyć, że wnioski zostaną ocenione sprawiedliwie? Wolne żarty.

Lepiej było dać unijne pieniądze Agencji wprost, nie mydląc oczu innymi instytucjom i nie organizując pozornych konkursów.

Pieniądze unijne to szansa na wyciągnięcie Polski z kryzysu. Ale tylko uczciwe i przejrzyste zasady wyboru projektów zapewnią ich dobrą jakość i zmobilizują lokalne społeczności.

Takich dwuznacznych sytuacji na styku gospodarki i polityki wyłazi na jaw coraz więcej - i na szczeblu centralnym, i lokalnym. Władze Platformy powinny już słyszeć nie dzwonki alarmowe, ale katedralne dzwony. Na trwogę bijące.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:32, 17 Mar 2009    Temat postu:

Nie wierzę w ani jedno słowo senatora Misiaka

Witold Gadomski

Opisana w sobotniej "Gazecie" sprawa senatora Tomasza Misiaka z PO jest skandalem - i to z wielu powodów.


[link widoczny dla zalogowanych]

Firma Work Service, której współwłaścicielem jest senator, dostała bez przetargu kontrakt od Agencji Rozwoju Przemysłu wart kilkadziesiąt milionów złotych. Ma szkolić pracowników zwalnianych na skutek likwidacji stoczni w Gdyni i Szczecinie.

Jeśli ARP uznała, że aby przyspieszyć procedury, musi zrezygnować z przetargu, to tym bardziej powinna była szukać firmy niemającej żadnych związków z politykami. A zwłaszcza politykami rządzącej koalicji.

Firma Misiaka, który pracował nad ustawą gwarantującą pomoc dla zwalnianych stoczniowców, pod żadnym pozorem nie powinna była składać oferty - wiedząc, że to śmierdzi na kilometr. Zresztą nawet gdyby Work Service został wybrany w przetargu, i tak wyglądałoby to źle.

Tłumaczenia senatora brzmią niewiarygodnie. Mówi, że nie kontroluje firmy, której jest współwłaścicielem, że nie decydował o złożeniu oferty, że firma będzie świadczyć usługi na zasadach non profit. Nie wierzę w ani jedno słowo.

Znając realia działania biznesu, nie mogę sobie wyobrazić, by zarząd Work Service i współwłaściciele firmy nie konsultowali z Misiakiem kontraktu. Nawet jeśli na papierze firma nie osiągnie zysku, to na kilkudziesięciomilionowym kontrakcie i tak zarobi. Jest przecież firmą usługową, więc główne koszty to wynagrodzenia dla trenerów szkolących stoczniowców.

Sprawa jest paskudna także dlatego, że rząd Donalda Tuska nie ma czystego sumienia w sprawie likwidowanych stoczni. Choć główna wina za katastrofę spada na rządy poprzednie, również obecny nic nie uczynił dla uratowania zakładów i miejsc pracy.

Stoczniowa specustawa to plasterek na poważną ranę. Za kilka miesięcy część majątku niezwiązana z produkcją okrętów zostanie sprzedana, a rząd i ARP nie mają pomysłu, co zrobić z pozostałą częścią. Nie wiedzą, jak ocalić choćby kawałek przemysłu okrętowego, który jeszcze dziesięć lat temu był ważną gałęzią polskiej gospodarki. Jak uratować tysiące miejsc pracy w firmach kooperujących ze stoczniami.

Teraz okazuje się, że na likwidacji stoczni ma zarobić firma senatora z PO.

Na miejscu premiera uznałbym sprawę za bardzo poważną. Anulowanie kontraktu z Work Service, usunięcie Misiaka z Platformy i ukaranie winnych tego skandalu w ARP to minimum, co powinien zrobić.

Potrzebna jest też poważna refleksja nad kondycją PO i instytucji rządowych, które działają nieudolnie i - jak się okazuje - z korzyścią dla kolegów z PO. Jeśli premier nie zareaguje, będzie to znaczyło, że jego rząd jest zarażony tym samym wirusem co kilka poprzednich. Arogancją władzy, przekonaniem, że "nam wolno więcej".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:37, 17 Mar 2009    Temat postu:



Waldemar Pawlak wywołał bunt urzędników

Mariusz Staniszewski

Około czterystu na 450 pracowników Państwowej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości podpisało protest przeciw odwołaniu prezes Danuty Jabłońskiej. Ich zdaniem wyrzucenie tak dobrego fachowca bez podania wiarygodnych przyczyn to skandal. Wniosek o odwołanie złożył wicepremier Pawlak, a zaakceptował - premier Tusk. Dlaczego Jabłońska straciła posadę? Scenariusz pierwszy: tchórzostwo ministrów. Wszystko miało zacząć się w miniony wtorek, gdy Donald Tusk czynił ministrom wyrzuty, że nie wykorzystują środków unijnych. Najmocniej miało się dostać ministrowi infrastruktury Cezaremu Grabarczykowi i minister rozwoju regionalnego Elżbiecie Bieńkowskiej. Oboje winę zrzucili na PARP i Jabłońską, a wicepremier Pawlak im przyklasnął

Scenariusz drugi: lider ludowców wykorzystał sytuację, by zwolnić fotel dla swojego zaufanego doradcy Dariusza Bogdana. Ale na tę kandydaturę nie zgodził się Tusk. Koniec końców nowym prezesem została - bez konkursu - dotychczasowa wiceszefowa PARP Bożena Lublińska-Kasprzak.
Nie można też wykluczyć, że obie hipotezy są prawdziwe i się uzupełniają. Pikanterii dodaje fakt, że Jabłońską zwolniono na 12 dni przed wejściem w życie ustawy o służbie cywilnej, która uniemożliwi odwoływanie urzędników bez uzasadnionych powodów.

- Głównym zarzutem wicepremiera Pawlaka było, że kontraktów na wykorzystywanie środków unijnych nie wpisywałam do systemu komputerowego - mówi Jabłońska. W ramach zamkiętych już programów unijnych Agencja wykorzystała fundusze europejskie niemal w 100 proc.

To dlatego pracownicy PARP zaczęli zbierać podpisy w obronie szefowej. - Byłem zaskoczony, że ludzie podpisywali się imieniem i nazwiskiem - opowiada jeden z urzędników. W piątek pismo trafiło do kancelarii premiera.

Pracownicy piszą: "Apelujemy do wszystkich osób mających wpływ na decyzje nas dotyczące o nieniszczenie naszego wspólnego dobra".


Urzędnicy przeciw rządowi

To, co stało się w Państwowej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, przejdzie do historii. Jeszcze nigdy urzędnicy państwowi nie zorganizowali tak dużej akcji protestacyjnej. I nigdy tak jednoznacznie nie stanęli za swoim szefem. Ok. 400 pracowników - z 450 zatrudnionych w PARP - podpisało protest przeciwko odwołaniu ze stanowiska byłej prezes Danuty Jabłońskiej.

Jeszcze w piątek po południu pracownicy zawieźli pismo do kancelarii premiera i Ministerstwa Gospodarki, aby pokazać swoje oburzenie wobec zwolnienia Jabłońskiej. - Chcemy zdecydowanie podkreślić, że nasz list nie ma charakteru politycznego. Nie jest także skierowany przeciwko nowej pani prezes. To protest przeciwko zwalnianiu świetnego fachowca - mówi chcący zachować anonimowość pracownik PARP.

Jak udało się ustalić "Polsce", Danuta Jabłońska stała się kozłem ofiarnym po awanturze, która wybuchła na posiedzeniu rządu w miniony wtorek. Wówczas premier Tusk miał ogromne pretensje do ministrów za słabe wykorzystywanie środków unijnych. Najmocniej oberwało się odpowiedzialnemu za autostrady ministrowi Cezaremu Grabarczykowi oraz minister rozwoju regionalnego Elżbiecie Bieńkowskiej, która zajmuje się wykorzystywaniem środków z UE. Bieńkowska miała się nawet rozpłakać. Gdy premier dopytywał się wówczas, dlaczego z wykorzystaniem unijnych pieniędzy jest tak źle, oboje wskazali na PARP. Zdaniem naszych informatorów znaleźli sobie winnego, bo pieniądze, jakie ma do dyspozycji PARP, są dużo mniejsze niż te, którymi dysponują ich ministerstwa. Ale wtedy stało się jasne, że dni Danuty Jabłońskiej są policzone.

- We wtorek wieczorem zadzwonił do mnie Waldemar Pawlak i powiedział, że zostanę odwołana - wspomina Jabłońska. - W czwartek miał mi podać przyczyny dymisji. Ale wcześniej usłyszałam je na konferencji prasowej - dodaje.

Wówczas Waldemar Pawlak tłumaczył się dziennikarzom głównie z oskarżeń dotyczących towarzysko-biznesowego układu, jaki miał stworzyć wokół Ochotniczej Straży Pożarnej. O Jabłońskiej powiedział tylko, że kierowana przez nią Agencja źle wykorzystywała środki unijne. Wczoraj podobne stanowisko Ministerstwa Gospodarki przedstawił Zbigniew Kajdanowski z biura prasowego: - Były zastrzeżenia co do wykorzystania przez PARP środków unijnych - powiedział. Na pytanie, co to znaczy, zaśmiał się i powtórzył, że były zastrzeżenia. Nie dysponował liczbami, które potwierdzałyby zarzuty.

Tymczasem w wykorzystywaniu środków unijnych PARP jest jedną z najskuteczniejszych instytucji w kraju. Projekty, które już zamknięto, realizowały fundusze z UE w granicach 95 proc.

W ramach dwóch największych unijnych programów (Kapitał Ludzki i Innowacyjna Gospodarka) Polska ma do rozdzielenia 18 mld euro, czyli ok. 72 mld zł. Z tej puli w gestii PARP jest 20 mld zł, które powinna wydać do 2013 roku. W ub. roku Agencja podpisała umowy z przedsiębiorcami na 3 mld zł. Jeśli tempo się utrzyma, skuteczność znów będzie wysoka. Zwłaszcza że gros umów podpisuje się, jak pokazuje doświadczenie, pod koniec programu.

Danuta Jabłońska z Waldemarem Pawlakiem spotkała się w piątek. - Głównym zarzutem, jaki mi postawił, był fakt, że kontraktów na wykorzystanie środków unijnych, jakie zawierała Agencja, nie wpisywałam do systemu komputerowego - mówi Jabłońska. - Żadne tłumaczenia nie trafiały do wicepremiera.

Nieświadomi powodu odwołania Jabłońskiej pracownicy PARP w piątek spontanicznie zaczęli zbierać podpisy w jej obronie. W liście czytamy m.in.: "Pani Danuta Jabłońska pełni funkcję prezesa PARP od 2006 r. Pragniemy podkreślić, iż została wybrana na to stanowisko w wyniku ogólnopolskiego konkursu (...). O wyborze Pani Jabłońskiej na to stanowisko zdecydowały wiedza, kompetencje i doświadczenie w zarządzaniu funduszami europejskimi. Cechy te potwierdziły się w ponaddwuletniej pracy w PARP (...). Liczne kontrole zewnętrzne nie wykryły nieprawidłowości ani nie zgłaszały zastrzeżeń do sposobu funkcjonowania PARP. Stopień wykorzystania funduszy strukturalnych adresowanych do przedsiębiorców w poprzedniej perspektywie czasowej jest bliski 100 proc.".

Gdy trwało zbieranie podpisów, premier Tusk na wniosek Waldemara Pawlaka powołał na fotel prezesa Agencji Bożenę Lublińską-Kasprzak. - Rok te-mu, gdy był wakat na stanowisku wiceprezesa PARP, zadzwonił do mnie wicepremier Pawlak i spytał, czy Bożena Lublińska-Kasprzak nadawałaby się na to stanowisko - opowiada Danuta Jabłońska. - Zgodziłam się, bo to osoba kompetentna.
Zanim Bożena Lublińska-Kasprzak została wiceprezesem PARP, pracowała w powiązanej z ludowcami Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Tam też zajmowała się środkami unijnymi.

W tej sytuacji razi jednak, że wybranego w konkursie prezesa wymienia się na osobę z nadania politycznego. Podobno jej nominacja była rozwiązaniem kompromisowym. Waldemar Pawlak chciał powołać swojego zaufanego człowieka - Dariusza Bogdana, w latach 1993-99 pracownika Agencji Rynku Rolnego, od 2007 r. swojego doradcę. Na to miał nie zgodzić się Tusk. Dlatego wybór padł na Bożenę Lublińską-Kasprzak.

Odwołanie wybranej w konkursie prezes zbiegło się w czasie z dyskusją na temat przestrzegania standardów w życiu publicznym. - Choć odwołanie starej i powołanie nowej prezes odbyło się zgodnie z prawem, to nam chodzi właśnie o te standardy - mówi jeden z pracowników PARP. I dodaje, że nie chodzi tu o sympatię, bo prezes Jabłońska jest typem oschłej technokratki, która nie przyjaźniła się z pracownikami, ale właśnie o zasady.

Na pytanie, dlaczego premier zamienił wybranego w konkursie prezesa, Paweł Graś odpowiedział: - Widocznie uznał to za zasadne.

Od piątku w Agencji było gorąco. Nowa prezes próbowała prowadzić wewnętrzne śledztwo, które miało ujawnić, na czyim komputerze list protestacyjny został napisany. Miała też naciskać na pracowników, by nie wysyłali listu do mediów. Wczoraj emocje zaczęły opadać.
Bożena Lublińska-Kasprzak odmówiła wczoraj rozmowy na temat sytuacji w PARP. Podobnie zresztą jak Waldemar Pawlak


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:40, 17 Mar 2009    Temat postu:

Początek sprzedaży Stoczni Gdynia

Dziś w prasie ukazało się ogłoszenie o przetargu na sprzedaż majątku zakładu. Dla stoczniowców takie ogłoszenie oznacza, że likwidacja ich zakładu staje się faktem.

Marek Lewandowski z "Solidarności" Stoczni Gdynia mówi, że dopiero teraz do stoczniowców dociera to, co się dzieje. Podkreśla, że dopóki była praca, nikt tak naprawdę nie myślał o tym, co się stanie.

Majątek zakładu został podzielony, a o jego poszczególne części mogą starać się inwestorzy. Zdaniem wiceministra skarbu Zdzisława Gawlika, im więcej ich będzie, tym lepiej. Dlatego, jak powiedział, ogłoszenie kierowane jest do wszystkich potencjalnych inwestorów zarówno z kraju, jak i z zagranicy.

Przetargi powinny rozstrzygnąć się do 16 maja. Do 31 maja ma się zakończyć cały proces sprzedaży.
W Stoczni Gdynia pracę straci ponad 5 tysięcy osób. Pierwsze duża grupa, 403 osób, odejdzie ze stoczni jutro.


IAR

2009-03-17 09:08:25


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:42, 17 Mar 2009    Temat postu:

Władze Chin zapowiedziały, że do 2020 roku przeprowadzą przebudowę stolicy Tybetu - Lhasy. Rządowe plany przewidują, że w mieście mieszkać ma 450 tysięcy osób. Zagraniczne organizacje pozarządowe oskarżają Pekin o chęć zniszczenia tradycyjnego charakteru miasta.


W opinii mieszkających na wychodźstwie Tybetańczyków do Tybetu napływa coraz więcej Chińczyków narodowości Han, która w Państwie Środka stanowi większość. Za granicą pojawiają się opinie, że działania te mają rozmyć kulturowo Tybet, a także są jednym z elementów zaostrzania kontroli w regionie.

Chińskie władze odrzucają te oskarżenia twierdząc, że na poprawę warunków życia w Tybecie wydano miliardy juanów z budżetu centralnego. Dziennik "China Daily" pisze, że do 2020 roku Lhasa ma się stać "harmonijnym społecznie, ekologicznym, nowoczesnym miastem o barwnej kulturze o głębokich tradycjach etnicznych".

W chińskich mediach, szczególnie tych skierowanych do zagranicznych odbiorców trwa wielka ofensywa informowania o pozytywnych zmianach, które zaszły w Tybecie od momentu - jak określa się to w Chinach - "pokojowego wyzwolenia" tego regionu. Obecnie w stolicy Chin prezentowana jest przygotowana z rozmachem wystawa zatytułowana "50. rocznica demokratycznych reform w Tybecie".



IAR

2009-03-17 07:12:31


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
manko




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 7643
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 278 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 11:17, 17 Mar 2009    Temat postu:

anowi napisał:
Prezydent Dmitrij Miedwiediew chce pomóc osobom bez pracy i wydaje im licencje na poszukiwanie złota nad rzeką Kołymą.

Przywódcę państwa poprosił o to Aleksandr Aleksandrow, przewodniczący Dumy obwodu magadańskiego. To region na Dalekim Wschodzie Rosji znany bardziej jako Kołyma - od nazwy rzeki cieszącej się ponurą popularnością związaną z historią najcięższych łagrów.

Po złoto nad trudno dostępne dopływy Kołymy, jak twierdzi Aleksandrow, chcą się wybrać z początkiem wiosny tysiące bezrobotnych i emerytów.

To może być przełomowa decyzja. Pamiętając jak podobna akcja zakończyła się w Stanach Zjednoczonych w XIX wieku, gdy poziom techniki był zdecydowanie niższy, można wróżyć tej inicjatywie obywatelskiej duże szanse powodzenia. To co nieopłacalne dla dużych firm może być opłacalne dla pojedynczych osób lub niewielkich spółek wydobywczych. Jest też szansa na zagospodarowanie tych terenów, gdzie obecnie praktycznie nikt nie mieszka.

No, ale to dopiero zapowiedź tej inicjatywy, może lepiej poczekać do wprowadzenia w życie i formalnego uchwalenia? W każdym razie szansa na wzbogacenie się jest dużym motorem napędzającym ludzkie postępowanie. W dodatku, w obliczu bezrobocia, bodziec ten jest o wiele silniejszy. Może i w Rosji doczekamy się bonanz i nowych "Klondike" czy historii rozkwitu San Francisco?


Wprost24 napisał:
W styczniu 1848 r. w miejscowości Coloma w Kalifornii James Marshall odkrył złoto. Przez wiele tygodni było to tajemnicą. Gdy jednak inni ludzie z miasteczka zorientowali się, że siedzą na złocie, zaczęli wygrzebywać je z rzeki i wymieniać na towary w jedynym w miasteczku sklepie. Na początku czerwca jego właściciel Sam Brannan pojechał do San Francisco. Chodził po błotnistych ulicach ówczesnego maleńkiego miasteczka z butelką pełną samorodków złota i wykrzykiwał: "Gold, gold, gold from the American River". Wtedy się zaczęło. San Francisco liczące wówczas 600 mieszkańców opustoszało. Niemal wszyscy wyruszyli po złoto. W następnym roku gorączka złota ogarnęła całą, zamieszkiwaną przez około 12 tys. osób Kalifornię. Pustoszały osady, żołnierze dezerterowali z armii, wiele statków przybywających do San Francisco traciło załogi, nawet kapitanów. Gorączka złota rozprzestrzeniła się szybko po całej Ameryce Północnej i dotarła do Europy.
W następnych latach do Kalifornii przybyło z nadzieją na lepsze życie prawie 300 tys. osób. Byli to ludzie z całego świata – Amerykanie ze Wschodu, Francuzi, Niemcy, Hiszpanie, Meksykanie. Niewielu z nich zdobyło na wydobyciu złota bogactwo. W większości jednak urządzili się dobrze – założyli rancza, farmy i inne biznesy. Dzięki gorączce złota w ciągu pięciu lat ludność Kalifornii wzrosła dziesięciokrotnie.
Na początku na gorączce złota najwięcej wygrała stolica USA Waszyngton. Rząd federalny był zadowolony z ożywienia na nadal wówczas dzikim zachodzie. Ubogi stan nad Pacyfikiem zaludnił się i wzbogacił bez większych wysiłków administracji. Na dodatek wtedy właśnie, dziewięć dni po odkryciu złota przez Jamesa Marshalla, Stany Zjednoczone kupiły od Meksyku Kalifornię, Nevadę, Utah i Arizonę – za 15 mln USD. Tym sposobem kalifornijskie złoto zostało w Stanach Zjednoczonych. Potem San Francisco wyrosło na złocie z Kalifornii tak jak Kraków na soli z Wieliczki. Szczytowe wydobycie osiągnięto w roku 1852, kiedy produkcja wyniosła 3,9 mln uncji (121 ton). Największy znaleziony w Kalifornii samorodek ważył 2340 uncji (72,774 kg – wydobyto go w 1854 roku).


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez manko dnia Wto 11:29, 17 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum www.anowi.fora.pl Strona Główna -> Przegląd prasy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Arthur Theme
Regulamin