www.anowi.fora.pl www.anowi.fora.pl
www.anowi.fora.pl
FAQFAQ  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ProfilProfil  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  GalerieGalerie  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości  ZalogujZaloguj 

Dziwne, śmieszne, ciekawe, szokujące...
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Odpowiedz do tematu    Forum www.anowi.fora.pl Strona Główna -> Ciekawostki znalezione w necie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:16, 19 Lip 2009    Temat postu: Dziwne, śmieszne, ciekawe, szokujące...

Pochodząca z Afryki kobieta poślubiła własnego psa, twierdząc, że czworonóg utożsamia najlepsze cechy jej ojca. Uroczystości ślubne, w których udział wzięli ksiądz oraz okoliczni mieszkańcy, odbyły się w miejscowości Aburi w Ghanie.
29-letnia Emily Mabou „wyszła za mąż” za swojego 18-miesięcznego psa po tym, jak stwierdziła, że posiada on osobowość oraz cechy charakteru, które bardzo ceni w mężczyznach. Kiedy uznała, że zwierzę jest chodzącym ideałem bardzo podobnym do jej ojca, postanowiła związać się z nim węzłem małżeńskim.
„Mój ojciec był życzliwy, wierny i lojalny wobec mojej matki. Nigdy jej też nie zawiódł.” – powiedziała Mabou po ceremonii i dodała, że modli się za swojego życiowego partnera, w którym pokłada wszystkie swoje nadzieje na przyszłość.
Mieszkanka Ghany zdecydowała się na taki krok, kiedy kolejni mężczyźni ją rozczarowywali. Każdy następny związek okazywał się nieporozumieniem, a faceci, z którymi się związywała byli „babiarzami” i oszustami. Całkowitym przeciwieństwem jej byłych chłopaków okazał się pies. „Mój pies jest dobry i lojalny wobec mnie i traktuje mnie z należytym szacunkiem.” – stwierdziła.

Serwis „Ananova” poinformował, że rodzina panny młodej nie wzięła udziału w uroczystościach. Najbliżsi zbojkotowali obrządek, ponieważ uznali, że 29-latka niszczy w ten sposób swoje życie. Jej posunięcie nazwali „głupim sposobem zwalczania samotności”.

Emily Mabou zdaje się jednak nie przejmować zarzutami stawianymi jej przez bliskich i już snuje wielkie plany na przyszłość. Kobieta planuje adoptować dzieci i wychowywać je wraz z „mężem”.

„Młodej parze” życzymy wszystkiego dobrego na nowej drodze życia.


No cóż tu powiedzieć Rolling Eyes pomilczę może Very Happy



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:22, 19 Lip 2009    Temat postu:

Brytyjscy lekarze wykryli u dwuletniego chłopca niezwykle rzadką chorobę. Dziecko znajduje się w stanie, w którym niezdolne jest do odczuwania głodu. Organizm osób cierpiących na Congenital hyperinsulinism produkuje zbyt dużo insuliny, przez co człowiek nawet w przypadku silnego łaknienia, nie widzi potrzeby, by je zaspokoić.
Joe Bell od zawsze był typowym „niejadkiem”. Jednak z początku nikt nie podejrzewał, że niechęć do jedzenia spowodowana jest przez zespół chorobowy. „Odkąd się urodził, nie był zainteresowany jedzeniem.” – opowiada jego matka. „Jednak po kilku godzinach w szpitalu zbadano poziom cukru w jego krwi i nie udało się go w ogóle znaleźć.”

Maluch miał dużo szczęścia, ponieważ lekarzom w porę udało się wykryć tę dolegliwość. W przypadku, gdyby nie udało im się na czas postawić właściwej diagnozy, chłopiec mógłby umrzeć.
Z powodu braku uczucia głodu, chłopcu założono sondę, za pomocą której był karmiony przez 10 miesięcy od czasu opuszczenia szpitala. Rurka została poprowadzona przez nos, ale Joe nieustannie ją wyciągał. W związku z tym lekarze zostali zmuszeni do poprowadzenia sondy przez otwór w brzuchu. Malec karmiony jest w ten sposób trzy razy dziennie i jak podkreśla jego matka, przyzwyczaił się już do dziwnych procedur medycznych, których stosowanie zostało wymuszone przez niecodzienną dolegliwość, na którą cierpi.

Kobieta powiedziała, że jest szansa na to, że Joe „wyrośnie” z tej choroby. Na razie pani Bell zajmuje się zbieraniem funduszy, dzięki którym uda się sfinansować badania nad metodami leczenia Congenital hyperinsulinism. Liczy także na to, że wkrótce w społeczeństwie uda się podnieść świadomość na temat tego niebezpiecznego schorzenia.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:27, 19 Lip 2009    Temat postu:

Ostatnia osoba, która przeżyła katastrofę Titanica, Millvina Dean, zmarła w niedzielę w domu opieki na południu Wlk. Brytanii - poinformował szef Międzynarodowego Stowarzyszenia Titanica, Charles Haas.
14 kwietnia 1912 roku, kiedy brytyjski transatlantyk Titanic zderzył się z lodowcem i - w ciągu niespełna trzech godzin - zatonął, Millvina Dean miała nieco ponad dwa miesiące. Statek, o którym mówiono, że był "niezatapialny" odbywał dziewiczy rejs do Nowego Jorku. Ojciec Millviny, Bertram Dean utonął, ratując życie żony i dwojga dzieci.

Pani Dean zmarła w wieku 97 lat; cierpiała na zapalenie płuc. Jej przyjaciel Bruno Nordmanis poinformował o tym telefonicznie szwajcarskie biuro Stowarzyszenia Titanica.

Dean przebywała przed śmiercią w domu opieki w Southampton na południu Anglii. Na początku maja media poinformowały, że miała kłopoty z opłatą za pobyt w tym ośrodku. W Belfaście, gdzie zbudowano liniowiec, zainaugurowano specjalny fundusz, na którym gromadzone były środki na pomoc dla pani Dean. Według mediów gwiazdorzy filmu o Titanicu Kate Winslet i Leonardo DiCaprio, a także jego reżyser, James Cameron zasilili fundusz kwotą 22 tys. funtów.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:31, 19 Lip 2009    Temat postu:

Lekarze sądowi z berlińskiej kliniki Charite przypuszczają, że w kostnicy szpitala wciąż znajduje się ciało zamordowanej 90 lat temu działaczki ruchu robotniczego Róży Luksemburg - podaje niemiecki tygodnik "Der Spiegel".
Grób pochodzącej z Zamościa Róży Luksemburg oraz drugiego współzałożyciela Komunistycznej Partii Niemiec (KPD) Karla Liebknechta znajduje się na berlińskim cmentarzu Friedrichsfelde. Od lat w tym miejscu hołd zamordowanym w 1919 roku komunistom oddają politycy i sympatycy ugrupowań lewicowych.

Jednak kierujący oddziałem medycyny sadowej w szpitalu Charite Michael Tsokos ma poważne wątpliwości, czy pochowane w tym grobie ciało to faktycznie Róża Luksemburg.

W kostnicy szpitala od dziesięcioleci znajdują się bowiem wyłowione z wody zwłoki bez głowy, rąk i stóp, "zdumiewająco podobne" do Luksemburg - podaje "Spiegel" w artykule, opublikowanym na stronach internetowych tygodnika.

Badanie zwłok tomografem komputerowym wykazało, że kobieta w chwili śmierci miała 40-50 lat, cierpiała na artrozę, a jej jedna noga była krótsza od drugiej.
Róża Luksemburg zginęła w wieku 47 lat, cierpiała w dzieciństwie na chorobę biodra i w wyniku nieprawidłowego leczenia wyraźnie kulała.

Według Tsokosa z protokołów obdukcyjnych ciała, które 13 czerwca 1919 roku pochowano na berlińskim cmentarzu wynika, że w istotnych punktach różniło się ono od cech anatomicznych komunistki; nie stwierdzono np. uszkodzeń biodra ani różnicy w długości nóg.

Obdukcja przeprowadzona w 1919 roku nie wykazała także śladów uderzeń kolbą ani ran postrzałowych na głowie. "To zdumiewające, że dotychczas nikt nie zwrócił uwagi na te nieścisłości" - ocenił berliński historyk Joern Schuetrumpf.

Róża Luksemburg oraz Karl Liebknecht powołali Komunistyczną Partię Niemiec w 1918 roku. Zabiegali o utworzenie w Niemczech Republiki Rad na wzór rosyjski.

Bojówka oficerska aresztowała Luksemburg i Liebknechta 15 stycznia 1919 roku w jednym z berlińskich hoteli. 47-letnią kobietę zastrzelono wkrótce po przesłuchaniu, a jej ciało wrzucono do kanału. Zwłoki znaleziono dopiero 1 czerwca 1919 roku.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:35, 19 Lip 2009    Temat postu:

Nowa ustawa podpisana przez prezydenta Afganistanu Hamida Karzai’a pozwala mężczyznom na głodzenie żon, jeśli te nie zaspokajają ich potrzeb seksualnych. Nowe zapisy spotkały się z gwałtowną reakcją ze strony kobiet oraz przywódców ze świata zachodu. Jednak ajatollah Mohammed Asef Mohseni – muzułmański duchowny nie dopatrzył się w nowym prawie żadnych nieprawidłowości.
Zdaniem Mohseni’ego, obowiązkiem każdej kobiety jest zaspakajanie potrzeb seksualnych męża. W przypadku, gdy kobieta nie wypełnia swojej małżeńskiej powinności – mąż może w majestacie prawa zacząć ją głodzić. Mohseni przypomina, że islam zabrania mężczyznom poszukiwania uciech cielesnych w objęciach innych kobiet, dlatego wypełnianie wszystkich powinności z tego tytułu należy do małżonki. „Dlaczego mężczyzna i kobieta mają brać ślub, jeśli nie ma pomiędzy nimi relacji seksualnych? Oni są wtedy jak brat i siostra.” – powiedział Mohseni.

Duchowny przypomniał, że mąż i żona mogą prowadzić ze sobą negocjacje i podczas rozmowy wolno im określić, jak często chcą ze sobą spać. Mohseni stwierdził też, że kobieta ma prawo odmówić mężczyźnie, jeśli ma dobre usprawiedliwienie.

Według ajatollaha, obowiązkiem kobiety jest jednak zaspokajanie potrzeb seksulanych mężów. „Jeśli kobieta mówi ‘nie’, mężczyzna ma prawo jej nie karmić.” – powiedział. Zgodnie z prawem, mężczyzna raz na cztery dni może zażądać od swojej żony, by ta uprawiała z nim seks. Odstępstwo od tej zasady można zastosować tylko wtedy, gdy kobieta jest chora.
Dziennik „Daily Mail” przypomniał, że kobiety w Afganistanie mają wprawdzie możliwość podjęcia pracy i samodzielnego utrzymania, ale w praktyce niewiele kobiet z tego prawa korzysta. Zdecydowana większość z nich jest całkowicie uzależniona od swoich mężów.

Zdaniem zachodnich obserwatorów, nowe regulacje są krokiem wstecz w dziedzinie rozwoju praw kobiet. Tamtejsze prawo już nakazuje, by żona pytała o zgodę męża, jeśli chce wyjść z domu. Kobiety mogą opuścić miejsce zamieszkania bez pytania tylko wtedy, gdy wychodzą do pracy, szkoły albo do lekarza. Ale i ten problem – zdaniem Mohseni’ego – można w łatwy sposób rozwiązać. Duchowny uważa, że każda kobieta, która pragnie więcej wolności, powinna zawrzeć odpowiedni zapis w umowie małżeńskiej, a jeśli coś jej się nie podoba, może znaleźć sobie innego męża. W praktyce nie jest to oczywiście takie proste. Większość małżeństw jest bowiem zaaranżowana i ze względu na niski status społeczny wielu kobiet – odmowa zawarcia małżeństwa staje się niemożliwa.

Nowe zapisy w prawie sprawiły, że mnóstwo kobiet wyszło na ulice Kabulu, by wyrazić swoje niezadowolenie. Brytyjski dziennik poinformował, że stanęły one oko w oko z tłumem rozwścieczonych mężczyzn, który rzucał w nie kamieniami, krzycząc: „psy” i „niewolnice chrześcijan”. Zwaśnione grupy manifestantów musiała rozdzielić policja.

Choć nowe ustawodawstwo ma zastosowanie wyłącznie wobec szyitów, większość kobiet wyraża obawy, że zmiany te stanowią powrót do reguł panujących w czasach rządów talibów, kiedy represje wobec kobiet stosowano na każdym kroku.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:38, 19 Lip 2009    Temat postu:

Przed nowojorskim sądem toczy się rozprawa w sprawie kobiety, która podpaliła swoją sześcioletnią córkę. Od razu zaznaczamy - to nie był wypadek. Marie Lauradin celowo podpaliła swoje dziecko, by odpędzić złe duchy.
Kobieta najpierw rozlała rum dookoła dziewczynki, a potem go podpaliła. Kiedy naga sześciolatka stała w płonącym kręgu, kobieta wylała alkohol na jej głowę i wkrótce mała Frantzcia również stanęła w ogniu.

Dopiero po jakimś czasie płomienie zostały ugaszone za pomocą wody. To jednak nie koniec dramatu sześciolatki. Marie Lauradin nie udzieliła bowiem pomocy swojej córce i jak gdyby nigdy nic, położyła ją do łóżka. Poza Marie Lauradin, w obrzędzie uczestniczyła także babcia dziewczynki.

Sześciolatka jeszcze wiele godzin spędziła w domu, znosząc trudne do wyobrażenia katusze. Dopiero następnego dnia, jednemu z krewnych Marie Lauradin udało się namówić kobietę, by zawiozła swoją ciężko ranną córkę do szpitala. Tam okazało się, że poparzeniu uległo 25% ciała dziewczynki, a jej stan określono jako ciężki. Oparzenia pierwszego i trzeciego stopnia zlokalizowano na twarzy, nogach oraz tułowiu. Aby ograniczyć rozmiar cierpienia, Frantzcia niemal natychmiast została wprowadzona w stan śpiączki.
Przed sądem okazało się, że okrucieństwo, jakiego Marie Lauradin dopuściła się względem córki było częścią jednego z rytuałów voodoo, znanego jako "loa". Loa to potężne bóstwo pojawiające się w tej religii.

Nowojorski serwis "Daily News" poinformował, że sąd zakazał Marie Lauradin jakichkolwiek kontaktów z córką. Grozi jej także kara 25 lat pozbawienia wolności.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:46, 19 Lip 2009    Temat postu:

Z okazji Dnia Ojca anglikański kościół przygotował nie lada atrakcję. Na każdego tatę, który tego dnia weźmie udział we mszy świętej, czeka butelka wybornego, ciemnego piwa.
Ta niecodzienna wersja błogosławieństwa jest brytyjskim pomysłem na zachęcenie mężczyzn do odwiedzenia kościoła w Dzień Ojca. Pomysł wspierają biskupi kościoła anglikańskiego, uznając, iż każdy sposób na to, aby zachęcać wiernych do udziału w nabożeństwie jest dobry. Zachęcać zamierzają nie tylko piwem, ale także bułkami z bekonem i czekoladowymi batonikami. Wszystko w obawie przed tym, iż doroczne msze z okazji Dnia Ojca cierpieć będą na niedostatek tatusiów wśród wiernych.

To pierwszy raz kiedy brytyjski kościół zabrał się za organizację Dnia Ojca w podobny sposób, w jaki organizowany jest coroczne święto Dnia Matki, które na stałe wpisało się już do anglikańskiego kalendarza świąt.

Plan dystrybuowania ciemnego piwa wśród wiernych spotkał się także z licznymi protestami. Jak jednak wyjaśnił John Inge, biskup Worcester, nie ma najmniejszych powodów do obaw. Zdaniem anglikańskiego duchownego, piwo i bekon to najlepszy sposób na to, aby zachęcić mężczyzn do uczestnictwa w mszy.
Biskup jednocześnie zaprzeczył jakoby darmowe piwo miało być symbolem "Bożej szczodrości" i przyznał, iż należy unikać tego typu prostych skojarzeń. Mężczyźni z parafii św. Stefana w Barbourne, dostaną butelki z piwem od dzici służących do mszy. Przed wręczeniem podarunków zostanie zmówiona modlitwa w intencji wszystkich ojców.

Nabożeństwo tego dnia poprowadzi Ven Roger Morris, archidiakon (w kościele anglikańskim pomocnik biskupa) Worcester. Jak przyznał dziennikarzom The Daily Telegraph: "Nie widzę innych dni w roku, podczas których moglibyśmy zatrzymać i pouczyć ojców. To właśnie jest gest mówiący - zatrzymajcie się, jest coś, co Was zbawi".

Jak większość genialnych inicjatyw, tak i ta znalazła wielu oponentów. Jednym z nich jest Don Shenker, przewodniczący organizacji zajmującej się walką z alkoholizmem. Przyznaje on, że akt kościoła jest w istocie aktem nieodpowiedzialności: "Mając świadomość tego, ile osób w naszym kraju cierpi z powodu choroby alkoholowej, każdy, kto sprawuje tutaj jakąkolwiek władzę, powinien dwa razy pomyśleć zanim zacznie promować picie".

Na wszelkie zarzuty biskup John Inge odpowiada przypominając cud w Kanie Galilejskiej: "Jezus stworzył wino w momencie, w którym tamta uroczystość trwała w najlepsze i z pewnością wszyscy goście wypili już całkiem sporo. Kiedy jednak dokonał cudu, stał się ulubieńcem wszystkich gości."




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:49, 19 Lip 2009    Temat postu:

Lin Zongxiu ze środkowo-zachodniej części Chin przyjęła wraz ze swoim mężem pomoc od psychopaty, który wcześniej zamordował pijanego przechodnia. Następnie z pozyskanej głowizny ugotowała wywar, który podała swojej 25-letniej córce cierpiącej na chorobę psychiczną.

Gazeta "Daily Telegraph" poinformowała, że Chinka zdecydowała się na taki krok po tym, jak usłyszała, że zupa z ludzkiej głowy jest doskonałym lekarstwem na wszelkiej maści zaburzenia umysłowe. Wywar został przygotowany z głowy obcego mężczyzny oraz kaczki.

Kobieta została oskarżona o pomoc w niszczeniu dowodów zbrodni.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:52, 19 Lip 2009    Temat postu:

Jedyna świnia pędząca swój żywot w Afganistanie wraca do łask, a jej wdzięki będą mogli znów podziwiać goście odwiedzający zoo w Kabulu. – poinformowała agencja Reutersa.
Dwa miesiące temu jedyna afgańska świnia została zamknięta w miejscu odosobnienia. Wszystko ze względu na panującą na świecie histerię związaną ze świńską grypą. W obliczu narastającej atmosfery zagrożenia, spacerujący po ogrodzie zoologicznym mieszkańcy zaprotestowali wówczas przeciwko wypuszczaniu zwierzęcia nie wybieg. Nie pomagały wyjaśnienia dyrekcji zoo, że wirus grypy nie przenosi się ze świni na człowieka. W końcu władze placówki uległy i zamknęły zwierzę w izolatce.

Niedawno szef zoo uznał, że poziom świadomości na temat świńskiej grypy jest już w społeczeństwie na tyle wysoki, że można „oswobodzić” zwierzę. Niestety, trochę się przeliczył. Jego decyzja okazała się przedwczesna, a wielu gości odwiedzających zoo nie pozostawiło na niej suchej nitki. Nie obyło się bez zamieszania.

Kiedy „afgański rodzynek” prowadzony był do swojej kwatery w centralnej części zoo, ludzie oddalali się od niego i zakrywali twarze. Pewien 17-latek nałożył na głowę koszulkę, tak aby ograniczyć czyhające na niego zagrożenie. „To świnia i jednocześnie najbrudniejsza rzecz. W dodatku może mnie zarazić jakąś chorobą.” – odrzekł ze skrzywioną miną nastolatek.
Wiele osób nie kryło oburzenia z powodu kontrowersyjnej decyzji dyrektora. „To zabronione i nie powinno się na to nawet patrzeć.” – ocenił sytuację inny odwiedzający. „Uważam, że to nie powinno być nigdy sprowadzane do zoo.”

Innych ucieszył fakt, że świnia powróciła na swoje miejsce. „Ze względu na wygląd, myślę, że jest to bardzo interesujące zwierzę. Choć do niczego się nie nadaje… jest zakazane i nie powinno się go jeść.” – uznał 22-letni student biologii.

Świnie uznawane są przez muzułmanów za zwierzęta nieczyste. W związku z tym zabronione jest spożywanie produktów wieprzowych wśród wyznawców Allacha.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:54, 19 Lip 2009    Temat postu:

Pamiętamy jeszcze reakcję jednego z poznańskich radnych, który podczas posiedzenia rady miasta interweniował w sprawie słonia-geja sprowadzonego do wielkopolskiego zoo. Przedstawiciel PIS nie krył oburzenia, że za sporą kwotę do ogrodu trafiło zwierzę, które w obliczu marzeń o rozwoju tamtejszej słoniarni - nie daje żadnych perspektyw. Dzięki słowom radnego, wkrótce o poznańskim zoo zrobiło się głośno na całym świecie. Teraz z Niemiec docierają do nas informacje o innych zwierzętach tej samej płci, które mają się ku sobie. Mało tego, nie bacząc na głosy ultrakonserwatywnych polityków, zdecydowały się na "adopcję dziecka".
Niecodzienne wydarzenia miały miejsce w ogrodzie zoologicznym w Bremerhaven, a ich bohaterami zostały pingwiny. Kiedy biologiczni rodzice porzucili jajo z którego już wkrótce wykluć się miał mały pingwin, opiekę nad nim przejęli Z i Vielpunkt - dwóch samców, którzy nie kryją swoich preferencji seksualnych. Obaj najpierw cierpliwie wysiadywali jajko, a teraz sprawiedliwie dzielą pomiędzy sobą obowiązki rodzicielskie.

"Z i Vielpunkt, dwóch samców, z radością przyjęło ten dar i natychmiast rozpoczęło wysiadywanie jajka." - oznajmili przedstawiciele zoo w specjalnie wydanym oświadczeniu. "Odkąd pisklę przyszło na świat, obaj zachowują się w ten sam sposób, co pary heteroseksualne. Dwóch ojców starannie sprawuje codzienną opiekę nad swoim adoptowanym potomkiem."

Zgodnie z informacją podaną przez dziennik "The Daily Telegraph" - Z i Vielpunkt nie są jedynymi homoseksualnymi pingwinami w zoo. Stanowią część silnej gejowskiej społeczności, do której należy łącznie sześciu osobników. Inne pary homoseksualne nie miały jednak tyle szczęścia co Z i Vielpunkt i swoją ojcowską miłość przelewają na... kamienie.

Przedstawiciele zoo podkreślili, że homoseksualizm wśród zwierząt nie jest niczym niezwykłym. Nawet w świecie tych ptaków zdarzały się już męsko - męskie pary, które przejmowały opiekę nad pisklętami.

Pingwiny-geje z niemieckiego zoo są przedstawicielami pingwina peruwiańskiego. Ich populacja zaczęła gwałtownie spadać, odkąd w rejonie ich występowania zaczęto masowy połów sardeli, którymi się odżywiają.

Zobacz więcej w serwisach WP




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:56, 19 Lip 2009    Temat postu:

Szkocki turysta padł ofiarą zuchwałej kradzieży paszportu w czasie wycieczki po słynnym nowozelandzkim parku narodowym Fiordland. Sprawcą okazała się żyjąca tylko w Nowej Zelandii papuga, znana jako kea - pisze w piątek brytyjski dziennik "Daily Telegraph".
Papugę skusił nie tyle dokument, co jaskrawa kolorowa torba, w której był przechowywany. Zuchwałej kradzieży dokonano w czasie postoju autobusu w drodze do fiordu Milforda, uznawanego za największą atrakcję turystyczną Nowej Zelandii. Papuga porwała torbę z luku bagażowego, który kierowca otworzył na czas przystanku - poinformował rzecznik policji z miasta Te Anau.

Jak dodał, szanse na znalezienie dokumentu w parku o powierzchni 12 tys. kilometrów kwadratowych są niewielkie.

Ofiarę kradzieży poinformowano, że na wystawienie nowego dokumentu będzie trzeba poczekać nawet sześć tygodni.
Szkot zapewnia, że incydent potraktował z humorem. "Kea pewnie używa mojego dokumentu, żeby składać oświadczenia niezgodne z prawdą czy coś w tym rodzaju" - powiedział.

Papugi kea zwane "klaunami z gór" niezwykle interesują się wszystkim, co jaskrawe, połyskliwe i dla nich nowe. Stada tych ciekawskich ptaków w ciągu kilku minut potrafią zniszczyć zaparkowane samochody - wydłubują gumowe uszczelki wokół szyb, wybijają boczne lusterka, a nawet dziurawią opony.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:59, 19 Lip 2009    Temat postu:

Świnie mają znakomity węch. Udowadniały to w przeszłości wynajdując rarytasy w postaci kosztownych trufli, potwierdzają to i teraz wyszukując niewybuchy z okresu II wojny światowej.
Świnie znalazły pocisk na jednej z brytyjskich farm, nieopodal wsi Bishops Cannings. Wykopaną przez nie bombę zauważył pracownik farmy - John Russ. Obiekt miał niespełna pół metra długości i wystawał z ziemi. "W latach 60-tych byłem w rezerwach ochotniczych i używaliśmy rzeczy takich jak ta, więc rozpoznałem to jako obudowę pocisku moździerzowego." - powiedział Russ.

Gdy pracownik farmy stwierdził, że pocisk jest prawdopodobnie uzbrojony, postanowił go nie ruszać i zaalarmował właściwe służby.

W trakcie oględzin okazało się, że do rozbrojenia niewybuchu konieczne będzie umieszczenie w jego wnętrzu dodatkowego ładunku. "Pocisk znajdował się w stanie, który oznaczał, że jego przemieszczanie nie jest bezpieczne, więc włożyliśmy do środka trochę materiałów wybuchowych, zainicjowaliśmy je i sprawiliśmy by zadziałały w kontrolowany sposób." - powiedział kapitan Joe Brown, który uczestniczył w akcji podczas której zdetonowano starą bombę.

Serwis BBC poinformował, że podczas detonacji nieczynne były niektóre z dróg. Świnie mogą już odetchnąć w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:01, 19 Lip 2009    Temat postu:

Na Papuę Nową Gwineę wyruszyła kryptozoologiczna ekspedycja. Jej celem jest odnalezienie latającego gada z epoki jury, który podobno wciąż żyje w dżungli.
Opowieści o latających gadach żyjących w papuaskiej dżungli napływają już od lat. Informacje te zamierza zweryfikować kryptozoologiczna ekspedycja dowodzona przez Gartha Guessmana.

Badacze dotarli na Papuę Nową Gwineę, gdzie zamierzają odszukać zwierzę zwane przez krajowców Ropen. Według relacji świadków, Ropen ma przypominać wyglądem i zachowaniem latające gady, pterozaury, które oficjalnie wyginęły 65 mln lat temu.

Jak podał serwis informacyjny Cryptomundo, Guessmana w jego badaniach wspiera ekspert w dziedzinie pterozaurów dr Dave Martill z Uniwersytetu Portsmouth oraz znawcy zwyczajów nietoperzy. Kryptozoolog jest otwarty na rozmaite możliwości, bo może okazać się, że nowogwinejski Ropen to nie pterodaktyl tylko nieznany nauce gatunek nietoperza.

Wg najnowszych informacji, ekspedycja dotarła już do miejsc w dżungli, gdzie podobno widywano Ropena - badacze utrzymują kontakt ze światem za pomocą telefonu satelitarnego. Najbardziej obiecującym miejscem, na które natknął się zespół Guessmana, jest jaskinia znajdująca się obok wodospadu. Miejscowa ludność twierdzi, że czasem widać tam przelatującą dziwną istotę i słychać wydawane przez nią dźwięki. Dla Papuasów Ropen nie jest jednak zwyczajnym zwierzęciem z dżungli, ale demonem, czy też duchem.
- W tym regionie dominują wierzenia animistyczne – wyjaśnia Guessman. - A to oznacza, że w świadomości Papuasów nie ma tak wyraźnego, jak u Europejczyka, podziału na to, co duchowe, a co materialne. Duch lub demon nie musi być zjawą, też może mieć ciało. Dlatego choć Ropen nazywany jest przez miejscowych duchem, to może być jak najbardziej realnym zwierzęciem.

Potwierdzać to ma fakt, że nie wszyscy Papuasi obawiają się jakiejś nadnaturalnej mocy, którą może władać Ropen. Guessman dotarł do papuaskiej wsi, gdzie usłyszał o upolowaniu Ropena przez grupę mężczyzn – miało to mieć miejsce przypuszczalnie w latach 60. XX-go wieku. Wtedy to myśliwi zabili pterodaktyla strzałami z łuku, a następnie urządzili z niego posiłek - podobno nie miał smacznego mięsa. Upolowane latające stworzenie miało być duże, a jego skrzydła były pokryte skórą, jak u nietoperza. Jednak łeb Ropena był dziwny, bo bardziej ptasi, z tym że w długim dziobie miał rzędy zębów przynajmnie tak dużych, jak ludzkie.

Guessman ma nadzieję dotrzeć do któregoś z uczestników polowania, choć ma świadomość, że może to okazać się spóźnionym działaniem. Od tego zdarzenia minęło ponad 40 lat, a przeciętna długość życia myśliwego w nowogwinejskiej dżungli jest krótsza, od normy ze świata Zachodu.

Ekspedycja Guessmana przemierza dżunglę Papui Nowej Gwinei, a kryptozoolodzy na całym świecie z napięciem śledzą jej poczynania. Jeżeli poszukiwania domniemanego pterozaura zakończą się sukcesem, będzie to prawdziwa zoologiczna sensacja.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:03, 19 Lip 2009    Temat postu:

Wielu świadków twierdzi, że zetknęło się z tajemniczymi istotami żyjącymi w lasach Ameryki Północnej. Sprawą tych domniemanych amerykańskich yeti zwanych Bigfootami zajmuje się dziś cała armia kryptozoologów.
Amerykański dziennik Bay City Times opublikował na początku marca 2009 r. wyniki badań kryptozoologa Phila Shaw. Shaw przez 15 lat zbierał informacje o spotkaniach ludzi z Bigfootami, do których miało dojść na obszarze stanu Michigan.

Shaw naliczył na tym stosunkowo małym obszarze aż 102 przypadki zetknięcia się człowieka z domniemanym północnoamerykańskim yeti. Jednego z nich osobiście doświadczył, podczas turystycznej wycieczki do lasu, którą odbył wraz z żoną Carol.

- Stworzenie poruszało się w pozycji wyprostowanej na dwóch nogach, ale chód miało dziwny, bardzo rozkołysany - twierdzi Phil Shaw. - Przypominało człowieka, ale było dużo większe. Nie miało na sobie ubrania, za to było porośnięte ciemnym futrem. Jestem pewien, że nie był to człowiek.

Wśród relacji zebranych przez Shawa od świadków innych spotkań z Bigfootami, wiele zasługuje na szczególną uwagę. A oto kilka przykładów. W 2000 r., w okolicach Crawford pewna kobieta usłyszała najpierw dziwne śpiewne okrzyki, a potem zaczęło ją ścigać wielkie dwunożne stworzenie przypominające małpę. Rok 2003, Arenac. Myśliwy, który wybrał się na polowanie z pobliskiego miasteczka Standish dostrzegł Bigfoota kryjącego się w krzakach.
Przez chwilę człowiek i Bigfoot obserwowali siebie nawzajem, po czym stworzenie poderwało się i uciekło. W 2006 r. w okolicach miejscowości Alcona, myśliwy zamieszkały w Glennie usłyszał dobiegające z głębi lasu śpiewne okrzyki, których nie mógł wydawać człowiek. W roku 2007, pod Ogemaw, zamieszkała tam kobieta zobaczyła przekraczającą drogę postać porośniętą futrem i mającą od 2,1 do 2,4 metra wzrostu.

I jeszcze miasteczko Oscoda w 2008 roku. Tamtejszy myśliwy zobaczył w lesie Bigfoota śpiącego pod krzewami. Zaalarmowane stworzenie zerwało się jednak i uciekło.

- Intryguje mnie potwierdzona naocznie możliwość, że Bigfoot jest realnie istniejącym stworzeniem - mówi Phil Shaw. - Zebrałem ponad 100 relacji ze spotkań podobnych do tego, które i mnie się przydarzyło. Wiem też, że takich kontaktów było znacznie więcej. Mamy przecież fotografie tych stworzeń, mamy odciski ich stóp i dłoni. Mamy wreszcie włosy, odchody i mnóstwo innych próbek. Pomimo tego wciąż twierdzi się, że nie ma dowodów na istnienie Bigfoota.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:07, 19 Lip 2009    Temat postu:

Podobno ten wielki gad nieznanego gatunku, potomek dinozaurów, żyje w sercu Afryki. Nie jedna już wyprawa wyruszyła jego śladem, mimo to Mokele Mbembe pozostaje nieuchwytny.
Powstała kolejne książka o jednym z najbardziej tajemniczych i poszukiwanych stworzeń świata. Kryptozoolog William Gibbons odpublikował w USA pracę zatytułowaną “On The Track of Mokele-Mbembe: Africa's Living Dinosaur”. Jest to kompendium wiedzy na temat domniemanego dinozaura, który żyje w sercu Afryki.
Praca Gibbonsa podzielona jest na części, które wyczerpująco omawiają historię doniesień o spotkaniach z Mokele Mbembe. Zawarto tam również opisy najnowszych wypraw kryptozoologicznych śladem tego domniemanego dinozaura oraz szkic poświęcony innym wielkim, gadopodobnym tajemniczym istotom, które mają żyć w Afryce Równikowej.
- Natrafiłem na bardzo wiarygodne relacje z pierwszej ręki spisane przez naocznych świadków spotkań z Mokele Mbembe – twierdzi William Gibbons. - Najstarsze z nich sięgają 1890 roku. Sporo z nich to małe informacyjne klejnoty, więc warto było poświęcić czas na ich odkrycie. Okazuje się, że od 1910 roku bardzo wielu białych, przybyszów z Europy i Stanów Zjednoczonych, miało do czynienia z Mokele Mbembe jako naoczni świadkowie.

W kręgu kryptozoologów krąży wiele opowieści o Mokele Mbembe. Jednym ze szczególnie wiarygodnych źródeł informacji na temat tego domniemanego dinozaura, który przetrwał do dziś z epoki jury, był zmarły kilkanaście lat temu pastor Eugene Thomas, prowadzący przez połowę swego życia działalność misyjną w Afryce Równikowej.

Gibbonsowi udało się skontaktować z pastorem przed jego śmiercią i uzyskać interesujące szczegóły na temat obyczajów Mokele Mbembe. Ponieważ jednak wielki jaszczur nie dał się dotąd sfotografować, książka Gibbonsa została ozdobiona ilustracjami wykonanymi przez grafika Billa Rebsamana. Można powiedzieć, że w tej pracy zawarto prawie wszystko na temat Mokele Mbembe. Prawie wszystko, bo to stworzenie nadal jest nieuchwytne.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:12, 19 Lip 2009    Temat postu:

Kryptozoolodzy przypuszczają, że w wodach Wysp Japońskich mogą żyć gigantyczne głowonogi podobne do Krakena ze skandynawskich legend.
Według badań Brenta Swancera, Amerykanina pracującego od lat w Japonii, w tradycyjnych opowieściach ludu Ajnów ważna rolę odgrywa Akkorokamui. Jest to olbrzymi morski głowonóg - ośmiornica lub kałamarnica. Stworzenie to ma żyć wodach zatoki Funka, zwanej też zatoką Uchiura na południowym zachodzie wyspy Hokkaido.
Akkorokamui ma podobno 110 metrów długości i uderzająco czerwona barwę, opisywaną w opowieściach jako tak intensywna, jakby do wody wpadło zachodzące Słońce. Według Ajnów, tylko ta widoczna z daleka czerwień pozwala uniknąć spotkania z morskim potworem. Akkorokamui jest uznawany za niebezpieczne stworzenie, bo jednym ruchem olbrzymich ramion może zatopić łódź wraz z załogą.

Tyle legendy Ajnów, pradawnego ludu, który ponad 6 tys. lat temu przybył na Wyspy Japońskie, daleko wcześniej, niż dzisiejsi Japończycy. Obecnie Ajnowie stanowią mniejszość narodową w Japonii – jest ich, zależnie od źródła, od 24 do 100 tys. osób.
O Akkorokamui, przypominającym Krakena ze skandynawskich legend, mówi nie tylko tradycja ajnuska. W XIX w. pisał o tym stworzeniu w swym dzienniku John Batchelor, misjonarz z Anglii, który trafił na Hokkaido. Jak pisał Batchelor, pewnego dnia rybacy ajnuscy wybrali się na połów ryb, szybko jednak wrócili, a ich opowieść misjonarz przekazał tymi słowy:

“Rano znaleźliśmy miejscowych wieśniaków bardzo zafrasowanych. Mówili, że trzej ludzie wypłynęli na połów mieczników, ale nagle przed łodzią pojawił się wielki morski potwór.

Popatrzył na ludzi olbrzymimi oczami, a potem zaatakował łódź. Doszło do zaciekłej walki. Potwór miał owalny kształt, ogromne macki i tryskał ciemnym płynnem o odrażającym zapachu. Rybacy uciekli, nie tylko z obawy o własne życie, ale też nie mogąc wytrzymać fetoru. Cokolwiek oni zobaczyli i co przeżyli, byli tak utrudzeni i wystraszeni, że po zdaniu relacji położyli się spać i wstać ani jeść nie chcieli dnia następnego. Wszyscy trzej leżeli w swych łóżkach bladzi i drżący.”

Inny meldunek o spotkaniu z Akkorokamui pod koniec XIX w. złożyć miał anonimowy japoński rybak. Podobno dostrzegł on wielki, jaskrawo czerwony kształt w wodzie. Przepływając obok niego stwierdził, że to ogromny potwór długi na co najmniej 80 metrów z wielkimi mackami, grubymi jak tors człowieka. Co szczególnie poruszyło rybaka, to spojrzenie potwora.
Głowonóg wpatrywał się w mężczyznę oczami wielkimi jak talerze. Przeraziło to rybaka tak bardzo, że nie czekał na jakikolwiek ruch stworzenia, tylko czym prędzej wrócił do portu.

Podobno także na początku XX-go w. było kilka doniesień o spotkaniach z Akkorokamui.

- Te sprawozdania są bardzo podobne do opowieści o morskich potworach znane w kulturze Zachodu - stwierdza Brent Swancer. - Być może u początków wszystkich tych historii jest realne zwierzę, jakaś nieznana, nie odkryta przez naukowców olbrzymia ośmiornica. Chociaż Akkorokamui jest uznany przez naukę za część folkloru Ajnów, to może okazać się, że legendy opisują prawdziwe, żyjące zwierzę.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:19, 19 Lip 2009    Temat postu:



Serwisy kryptozoologiczne doniosły o nowej hipotezie mającej wyjaśniać do jakiego gatunku należą gigantyczne drapieżne ptaki wciąż podobno widywane na kontynencie amerykańskim.
Najczęściej przytaczanym przypadkiem ataku Ptaka Gromu na człowieka jest zajście, do którego miało dojść 25 lipca 1977 r. w hrabstwie Logan w stanie Illinois.
W lipcu i sierpniu 1977 r. w tym regionie Stanów Zjednoczonych kilkakrotnie widziano przelatujące olbrzymie ptaki, znacznie większe od największych znanych orłów i sępów. Najbardziej dramatyczny incydent zdarzył się 25 lipca, kiedy to dwa takie ptaki zanurkowały nagle z nieba i porwały 10-letniego Martina Lowe. Na szczęście przeniosły chłopca na odległość zaledwie 7 metrów i upuściły go na ziemię.




Martinowi towarzyszył rówieśnik, Travis Goodwin i to właśnie Travisa tajemnicze ptaki zaatakowały jako pierwszego. Mały Goodwin umknął prześladowcom skacząc do basenu i nurkując w wodzie. Wtedy Ptaki Gromu napadły na Martina Lowe. Jeden z nich złapał chłopca ważącego ponad 30 kg szponami za jedno ramię i poniósł w górę. Lowe szarpał się i okładał ptaka pięściami, aż napastnik wypuścił go ze szponów.
Świadkami tej końcowej sceny byli rodzice chłopca, Ruth i Jake Lowe, którzy przybiegli na ratunek słysząc krzyki dziecka. Jak później, w oświadczeniu dla mediów stwierdziła pani Lowe, gdyby jej syn nie walczył, ptak z pewnością by go nie upuścił i zaniósł w sobie wiadome miejsce.

Opisane przez świadków takich zdarzeń Ptaki Gromu przypominają realnie żyjące przed milionami lat ogromne, drapieżne ptaki. Naukowcy nadali im nazwę teratorny, czyli „ptaki-potwory”.

Z wykopalisk znany jest, między innymi, żyjący na kontynencie amerykańskim przed 5 mln lat Argentavis magnificens, czyli “wielki ptak argentyński”. Jego skrzydła miały rozpiętość ponad 7,5 m. Straszliwym drapieżnikiem był też żyjący jeszcze kilkaset tysięcy lat temu Tytanis.

Kryptozoolodzy wskazują, że możliwe jest, iż jakiś gatunek gigantycznych drapieżnych ptaków przetrwał do współczesności w odludnych enklawach Ameryki. Według tej koncepcji, Ptak Gromu z indiańskich legend, to nie produkt wyobraźni, tylko kryptozoologiczna zagadka.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:22, 19 Lip 2009    Temat postu:



Serwis informacyjny All News Web doniósł w maju 2009 r. o tajemniczym zajściu, do którego miało dojść miesiąc wcześniej na obszarze prowincji Gyeongsang w Korei Południowej.
W połowie kwietnia 2009 r. grupa robotników rolnych pracujących na polu zauważyła jakiś obiekt spadający na ziemię. Ludzie ci najpierw pomyśleli, że to helikopter, który ma jakieś problemu techniczne. Potem z miejsca, gdzie opadł pojazd, dobiegł huk eksplozji i w niebo wzbiły się płomienie.

Rolnicy pobiegli na miejsce katastrofy i stwierdzili, że płomienie zgasły, a obiekt, który leży na ziemi nie przypomina wyglądem ani helikoptera, ani samolotu.

Po kilkudziesięciu minutach nadleciały wojskowe helikoptery, a teren otoczyła policja. Nie wiadomo, co stało się z domniemanym UFO.

Podobno pewne jest tylko, że po kilku godzinach zdjęto blokadę policyjną, a na miejscu katastrofy pozostał jej ślad: krąg wypalony w trawach.
Południowokoreańscy ufolodzy zakładają, że wbrew złożnemu w tej sprawie oświadczeniu władz, obiekt nie był meteorytem tylko pojazdem latającym nieznanego pochodzenia. Według wielu badaczy, na ugorach prowincji Gyeongsang doszło do katastrofy UFO.

Bardziej stonowane środowiska mówią, że być może doszło do zniszczenia jakiegoś tajnego pojazdu wojskowego, którego napęd stanowi nowatorska technologia. Jak zwykle w przypadkach domniemanych katastrof UFO, brak jednoznacznego wyjaśnienia zajścia.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:48, 19 Lip 2009    Temat postu:



Małe australijskie kangury (walabie) narkotyzują się opium, a potem zbierają się w krąg i przemieszczają się w kółko po polu makowym – podają władze Tasmanii. Czyżby zagadka miłośników UFO o tajemniczych kręgach na polu została wyjaśniona? O sprawie pisze BBC.

Lara Giddings, prokurator generalna stanu Tasmania poinformowała, że torbacze zbierają się na polach, na których uprawia się mak do celów leczniczych.
- Mamy problem z walabiami, które bezkarnie wkraczają na pola, gryzą makówki, a następnie silnie odurzone przemieszczają się w utworzonym kręgu – raportowała prokurator podczas posiedzenia parlamentarnego w sprawie bezpieczeństwa uprawy maku.
Rick Rockliff, rzecznik Tasmanian Alkaloids, jednej z największych firm zajmujących się uprawą maku mówi, że takie zachowanie właściwe jest nie tylko dla torbaczy. – wielokrotnie w okresie żniw przychodziły też owce. Jadły makówki, a potem dreptały w kółko – opowiada.

Historia zna wiele przypadków pojawiających się tajemniczych kręgów na polach uprawnych. Pierwsze takie tajemnicze znaki w Australii odnotowano w 1973 r. Sporo takich wydarzeń odnotowano w Wielkiej Brytanii. Również w polskim Wylatowie (kujawsko-pomorskie) zauważono tzw. kręgi zbożowe.

Sympatycy UFO nagłe pojawienie się kręgów oraz ich geometryczną dokładność często tłumaczyli skutkami lądowania lub oddziaływania niezidentyfikowanego obiektu latającego. A może wydeptały je zwierzęta uraczone jakimś ziarnem?

Australia dostarcza około połowę legalnego opium wykorzystywanego do produkcji morfiny i innych środków przeciwbólowych.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:53, 19 Lip 2009    Temat postu:



Sąd w Gujanie Francuskiej ogłosił wyrok w sprawie czterech członków Niebiańskiego Kościoła Chrystusa, którzy w 2005 r. odprawiali egzorcyzmy na chorym na epilepsję chłopcu. 15-letni Roger Bosse po trwających kilka dni torturach zmarł.
Jak ustalił sąd, cztery lata temu nastolatek został przyprowadzony do kościoła przez chorą psychicznie matkę. Kobieta prawdopodobnie była zatroskana o stan zdrowia swojego syna i liczyła na pomoc ze strony członków wspólnoty. Wyznawcy oznajmili jej, że chłopak został opętany przez diabła i uznali, że istnieje konieczność poddania go egzorcyzmom.

Procedura wypędzania złych duchów z ciała chłopca trwała trzy dni. W tym czasie członkowie Niebiańskiego Kościoła Chrystusa, bili nieszczęśnika okładając go pasem i trzciną. Uwieńczeniem całego rytuału było powieszenie młodzieńca na krzyżu. Cierpiący na epilepsję nastolatek wisiał na nim przez dwa dni. Po tym czasie zmarł. Przeprowadzona sekcja zwłok wykazała, że Roger Bosse umarł w wyniku uduszenia.
Sąd uznał, że sprawcy nieszczęścia są winni "umyślnej przemocy, która doprowadziła do śmierci" chłopca. - poinformował serwis "Adelaide Now". Spędzą oni za więziennymi kratami od trzech do dwunastu lat.

Niebiański Kościół Chrystusa ma swoje korzenie w Afryce. Powstał w 1947 r., na terenie dzisiejszego Beninu. Szacuje się, że w tej chwili należy do niego kilka milionów osób. Założyciel wspólnoty religijnej wierzył, że jego główną misją jest walka z Szatanem i wszelkimi siłami ciemności.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:00, 19 Lip 2009    Temat postu:



W starożytnym mieście Thiruvananthapuram, stolicy stanu Kerala w Indiach, odnaleziono żabę, która nieustannie zmienia kolor. Niezwykłe zdolności zadecydowały o tym, iż stworzenie bardzo szybko stało się obiektem kultu i zostało uznane za bóstwo.
Do miejsca, o którym Mahatma Gandhi mawiał, iż jest "wiecznie zielonym miastem Indii" pielgrzymują teraz setki wiernych, którzy pragną ujrzeć "istotę odnalezioną w kwiatach".

Co więcej - najwybitniejsi naukowcy pracują nad tym, aby utrzymać niezwykłe znalezisko przy życiu.

Jak przyznaje 35-letni Reji Kumar, który odnalazł żabę, każdy robi absolutnie wszystko, aby uszczęśliwić "odnalezioną w kwiatach". Jest tylko jeden problem - stworzenie traci apetyt.

"Wydaje się, że nic nie je. Karmimy ją, ale ona niczego nie zjada. Nie wiadomo już co jej podawać" - przyznaje Kumar.
Ten, który odnalazł żabę wyznał, że kiedy zauważył tę niezwykłą istotę po raz pierwszy, była ona cętkowana. Później zmieniła kolor na żółty, następnie zaś poszarzała. To jednak nie wszystko:

"W nocy przybiera kolor ciemnożółty, następnie staje się niemal przezroczysta. Tak, że można obejrzeć jej wewnętrzne organy. Jesteśmy przekonani, że to cud. Ludzie przychodzą tu teraz i modlą się przed żabą".
Oommen V. Oommen, profesor wydziału zoologi z uniwersytetu w Kerala, przyznaje, że "Zwierzęta zmieniające kolor nie są niczym nadzwyczajnym. Niektóre robią to często, żeby odstraszyć drapieżniki." Jak dodaje jednak naukowiec: "Żaba Kumara zmienia kolor tak często, iż jest to niezwykłe."




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:03, 19 Lip 2009    Temat postu:



Amerykański biskup został skazany na 10 dni więzienia za zbyt hałaśliwy dźwięk dzwonów kościelnych. Karę warunkowo zawieszono na okres 3 lat. Wyrok jest konsekwencją skargi złożonej przez komitet mieszkańców, których domy znajdują się w pobliżu parafii wyposażonej w donośne dzwony.
Zdaniem lokatorów mieszkających w sąsiedztwie Katedry Chrystusa Króla w Phoenix, dźwięk dzwonów, które pomiędzy godziną 8 a 20 rozbrzmiewały co godzinę, był nie do zniesienia. Wg ich pomiaru, natężenie emitowanego przez nie dźwięku oscylowało w granicach 67 dB i było zbyt dokuczliwe. Ludziom nie podobało się także to, że słychać je było zbyt często.

Sąd rozpatrzył skargę mieszkańców, przyznał im rację i postanowił wymierzyć biskupowi Richardowi Painterowi karę 10 dni więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Według sędziego, duchowny odpowiada za naruszenie przepisów dotyczących akceptowalnego natężenia hałasu.

Zgodnie z decyzją sądu, dzwony mogą emitować hałas nie przekraczający 60 dB, ale wyłącznie w niedziele oraz podczas ważnych świąt religijnych. Sędzia zaznaczył, że dzwony mogą rozbrzmiewać w wyznaczone dni, ale nie na dłużej niż 2 minuty.
Dziennik "The Daily Telegraph" poinformował, że Richard Painter zamierza odwołać się od wyroku. Warto nadmienić, że wg orientacyjnych danych, poziom natężenia dźwięku w trakcie normalnej rozmowy wynosi także ok. 67 dB, a podczas pracy odkurzacza ok. 90 dB.

Trzeba się zatem zastanowić, czy mieszkańcami Phoenix kierowała troska o zdrowie i środowisko w którym mieszkają czy też zwykła ludzka złośliwość?




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:06, 19 Lip 2009    Temat postu:



Sąd na Florydzie ukarał właścicielkę cmentarza dla zwierząt. Connie Lassiter dopuściła się rażących zaniedbań względem jednego z grobów, w którym spoczęły zwłoki małpy. Decyzja sądu była odpowiedzią na zażalenie złożone przez parę byłych właścicieli zwierzęcia, których przeraził stan mogiły, w której został pochowany ich ulubieniec.
Janet i Raymond Steinerowie zawarli z szefową cmentarza umowę, na podstawie której grób zwierzęcia miał być otaczany należytą opieką przez okres 100 lat. Niestety Connie Lassiter, która miała dopilnować wypełnienia warunków umowy, nie wywiązała się z obowiązku.

Kiedy Steinerowie odwiedzili cmentarz - ich oczom ukazał się widok zdewastowanego grobu porośniętego chwastami, przy którym dodatkowo znalazło się ogłoszenie dotyczące sprzedaży kwatery.

Na płycie nagrobnej brakowało oznaczeń, a w pobliżu widoczne były ślady niedawnego pożaru. W tym momencie miarka się przebrała i małżeństwo postanowiło dochodzić swoich praw w sądzie.
Podczas rozprawy Connie Lassiter tłumaczyła sędziemu, że właściwie opiekowała się grobami, ale przedstawione w sprawie dowody nie pozostawiły wątpliwości - właścicielka dopuściła się rażących zaniedbań. Sąd uznał kobietę winną i ukarał ją grzywną w wysokości 480,50 dolarów.

Steinerowie podjęli niedawno decyzję o przeniesieniu szczątków małpy na inny cmentarz. - poinformował serwis "Florida Today". Zwierzę znajdowało się pod ich opieką przez 27 lat i zmarło w 1994 r. W trakcie swojego życia, małpa zajmowała się m.in. zabawianiem ludzi w domach opieki.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:08, 19 Lip 2009    Temat postu:



Czeskie środki przekazu ostrzegły, że dokonywany tradycyjnie wieczorem 30 kwietnia ludowy rytuał palenia czarownic musi w tym roku uwzględnić zwiększone ryzyko pożarowe.
Jak powiedziała cytowana przez portal internetowy lidovky.cz etnolog Lydia Petraniova z Akademii Nauk Republiki Czeskiej, obrzęd ten pochodzi z czasów przedchrześcijańskich, symbolizując przypadający 1 maja początek ciepłej połowy roku. Dla ludów pasterskich był to czas wypędzania zwierząt hodowlanych z zamkniętych obór na łąki, czemu towarzyszyło znaczne ryzyko zdrowotne dla dobytku.

Zagrożenia te łączono z siłami nieczystymi, które mógł zniszczyć jedynie ogień. Dlatego wieczorem przed nowym półroczem zapalano ogniska, przy których celebrowano huczne zakrapiane zabawy w celu zastraszenia i wypędzenia czarownic.

W dzisiejszych Czechach obowiązuje zasada, że wszyscy uczestnicy starego obrzędu powinni zachować ostrożność i przestrzegać przepisów bezpieczeństwa. Najlepiej, gdyby wcześniej zgłaszali zamiar zakładania ognisk straży pożarnej, by zapobiec jej niepotrzebnym wyjazdom.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:11, 19 Lip 2009    Temat postu:



39-letni Rosjanin, zwolniony z pracy z powodu kryzysu gospodarczego, przy całym nieszczęściu miał jednak dużo szczęścia - przeżył spożycie dwukrotnej śmiertelnej dawki wódki - informuje we wtorek dziennik "Komsomolskaja Prawda".
Mężczyznę znaleziono w stanie śpiączki na chodniku w Jekaterynburgu (Ural). Lekarze ze zdumieniem stwierdzili, że ma w organizmie ponad 4 g alkoholu na litr krwi, podczas gdy za dawkę śmiertelną uważa się 2,4 g.

Według ich wyliczeń, Rosjanin, który mierzy 2 metry i waży 100 kg, musiał wypić co najmniej osiem półlitrowych butelek wódki.

Uważają oni, że jego przeżycie zakrawa na cud i można je wyjaśnić tylko tym, iż był przyzwyczajony do picia alkoholu.

Rosjanin po opuszczeniu oddziału reanimacji wyjaśnił, że kiedy dowiedział się o zwolnieniu, pił jedną butelkę za drugą, żeby się pocieszyć. Jak donosi "Komsomolskaja Prawda", obiecał, że rzuci picie.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:13, 19 Lip 2009    Temat postu:



Lekarze są zdumieni przypadkiem mieszkającego w Indiach mężczyzny, który ma 26 lat, a wyglądem przypomina małe dziecko.
Lekarze poinformowali, że mimo 26 lat, Jerly Lyngdoh nie różni się wyglądem od dwuletnich brzdąców. Jego wzrost nie przekracza 85 centymetrów, a głowa jest niewielkich rozmiarów. Prawdziwy wiek młodzieńca zdradza dopiero jego uśmiech. Chłopiec-mężczyzna ma bowiem uzębienie osoby dorosłej.

Według naukowców, winny zaistniałej sytuacji może być uszkodzony gruczoł, odpowiedzialny za wydzielanie hormonu wzrostu.

"Dziecięce cechy Jerly'ego są niesamowite i jedyną rzeczą, która upodabnia go do dorosłych jest jego uzębienie." - powiedział dr Ryndong - specjalista z dziedziny pediatrii. Jego zdaniem, Jerly cierpi na bardzo rzadką chorobę, prowadzącą do tego, że przysadka mózgowa zaczyna wydzielać bardzo małe ilości hormonu wzrostu.

Brytyjski serwis "Metro" poinformował, że Jerly, który mieszka ze swoimi rodzicami w północnej części Indii, nadal nosi ubranka przeznaczone dla małych dzieci i jest tylko około 10 centymetrów wyższy od He Pingpinga, którego oficjalnie uznano najmniejszym człowiekiem świata.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Kama




Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 57 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:11, 21 Lip 2009    Temat postu:

"Amerykańscy naukowcy z Uniwersytetu w Ohio wpadli na pomysł wytwarzania paliwa z moczu. Nie chodzi jednak o benzynę, czy etanol, ale o paliwo wodorowe. Metoda jaką proponują badacze, ma zminimalizować negatywne skutki, które obecnie towarzyszą jednej z metod produkcji wodoru.

Wodór z moczu powstaje podobnie jak wodór z wody - wskutek elektrolizy. Naukowcy musieli jednak przeprojektować reaktor, w którym zachodzi proces, z prostej przyczyny – mocz, to nie woda. Jak podają badacze ich proces elektrolizy mocznika, dzięki zastosowaniu elektrody niklowej, możliwy jest przy czterokrotnie niższym potencjale niż wody. Dodatkowo, w wyniku tej reakcji dwutlenek węgla reaguje z obecnym wodorotlenkiem potasu tworząc węglan potasu. CO2 nie trafia więc do atmosfery. Tym samym, o ironio, proces powstawania wodoru z moczu, okazuje się być bardziej ekologiczny, niż wodoru z wody.

Czyżby miało okazać się, że wkrótce oczyszczalnie ścieków staną się największymi producentami paliwa wodorowego? Wszystko jest możliwe. W tym ciekawym eksperymencie, warty zaznaczenia jest fakt, że naukowcy prowadzili doświadczenia nie tylko na syntetycznym moczu, ale również na ludzkim. "

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Kama




Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 57 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:16, 21 Lip 2009    Temat postu:

Japonia

"Aishiteru, bo to słowo oznacza kocham, japończycy wypowiadają raz w życiu - podczas ceremonii ślubnej. Potem uznają, że wyznanie to jest zbyt poważne by szastać nim na codzień, więc mówią do sibie po prostu suki, czyli lubię cię. Po ślubie wielu mężczyzn ma kochanki i jak się okazuje, taka pozycja jest uznawana za coś normalnego. Wszystko dlatego, że mężczyzna nie wybiera sobie żony. Tę wybierają mu rodzice gdy jest jeszcze małym dzieckiem. "


"Słowo gejsza składa się z wyrazów gei (sztuka) i sha (człowiek), i określa osobę zajmującą się uprawianiem tradycyjnych japońskich sztuk. Gejsze chlubią się mistrzowskimi umiejętnościami w zakresie sztuki konwersacji, tańca, śpiewu, gry na tradycyjnych instrumentach japońskich, a także kaligrafii i ikebany.
Chociaż dziś kojarzymy ten zawód wyłącznie z kobietami, niegdyś był on domeną mężczyzn."


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Kama




Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 57 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:17, 21 Lip 2009    Temat postu:

Najstarszą osobą na świecie jest 115-letnia Gertrude Baines (ur. 6 kwietnia 1894). Dwa lata młodszy jest najstarszy mężczyzna - Anglik Henry Allingham (ur. 6 czerwca 1896).

Oficjalnie, miano najdłużej żyjącego człowieka, przypada jednak Francuzce - Jeanne Celment, (ur. w 1875r.), która zmarła w 1997 roku.

Nieoficjalne dane (niepoparte zachowaną metryką urodzenia) mówią natomiast, że najstarszą osobą w historii, która w dodatku nadal żyje, jest 134-letnia Moloko Temo urodzona 4 lipca 1874.

W Polsce najwięcej stulatków, bo ponad 500, można spotkać w woj. mazowieckim. Życzymy im wszystkiego dobrego. "Sto lat" jednak jakoś głupio zaśpiewać Smile





Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:42, 25 Lip 2009    Temat postu:



[link widoczny dla zalogowanych]



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:23, 09 Sie 2009    Temat postu:

Ile pieniędzy leży w domach w zagubionym bilonie, czym pachną monety oraz czym się będzie płacić w kosmosie.

1. W amerykańskich domach poniewiera się blisko 10,5 miliarda dolarów w zagubionym bilonie.

2.Według danych amerykańskiego instytutu Coinstar National Currency Poll 73 procent Amerykanów używa monet do zdrapek, 29 procent bawi się nimi w magiczne sztuczki, 7 procent podkłada monety pod nogi chyboczących się stołów. 65 spośród tych wszystkich ludzi używa monety w zastępstwie śrubokręta.

3. Nahar – tak nazywała się waluta, którą czeczeńskie władze niepodległe planowały wprowadzić na terytorium Czeczenii. Nazwa pochodzi od jednego ze szczytów Kaukazu. W 1994 roku w Wielkiej Brytanii wydrukowano banknoty o nominałach 1, 3, 5, 10, 50, 100, 500 i 1000 nahar, datowane na rok 1995. Tej waluty nie udało się wprowadzić z powodu ataku wojsk rosyjskich w listopadzie 1994 roku. Prawie wszystkie wydrukowane banknoty znajdujące się w banku w Groznym zostały zniszczone przez armię rosyjską.

4. Nazwa „bank” pochodzi od włoskiego słowa banco, czyli ławka. Przy takich ławkach pracowali włoscy handlarze zajmujący się przekazywaniem monet kruszcowych od jednych klientów do drugich.

5. 6 lipca 1785 roku dolar został oficjalną jednostką pieniężną USA. Wciąż zachowuje ważność każdy banknot i każda moneta wyemitowana od tego momentu w USA. Szacuje się jednak, że banknot studolarowy w obiegu funkcjonuje około 9 lat, żywotność banknotu 20-dolarowego wynosi około 4 lat, a jednodolarówka niszczy się przed upływem 2 lat.

6. Po raz pierwszy złotówka pojawiła się jako moneta w roku 1663 pod postacią tymfa. Nazwa tymf pochodzi od nazwiska niemieckiego mincerza Andrzeja Tymfa, dzierżawcy kilku mennic koronnych (który zresztą oskarżony o nadużycia salwował się ucieczką z Polski). Powiedzenie „dobry żart tymfa wart” jest zaś odbiciem bardzo niskiej jakości monety. Tymfy bito hurtowo i bardzo niedbale. Deklarowany jej nominał wynosił 30 groszy, jednak srebro użyte do jej produkcji miało wartość nie większą niż 10–15 groszy. Powodem tego były trudności skarbu królewskiego po potopie szwedzkim.

7. Pierwsze na świecie monety zaczęli bić w VII wieku p.n.e. władcy Lidii (terytorium dawnej Lidii zajmuje obecnie Turcja), choć niektórzy twierdzą, że stało się to kilkaset lat wcześniej w Indiach. Pierwsze banknoty pojawiły się w Chinach w IX wieku n.e., w XIII wieku stosowali je także Mongołowie.

8. Pierwsze polskie banknoty, zwane biletami skarbowymi, puszczono w obieg 16 sierpnia 1794 roku w Warszawie w czasie insurekcji kościuszkowskiej.

9. Czym pachną pieniądze? – sprawdzili chemicy z Virginia Tech. Nie jest to bynajniej woń metalu, lecz substancji, która pokrywa monety cieniutką warstwą – jest ona efektem reakcji kwasów tłuszczowych z naszego potu z jonami miedzi wchodzącymi w skład monety. Woń ta zbliżona jest do zapachu świeżej krwi.

10. Czym będą płacić w orbitalnych sklepach z pamiątkami kosmiczni turyści? Monety mają zbyt ostre krawędzie, paski magnetyczne i układy elektroniczne może uszkodzić promieniowanie, a systemy płatnicze oparte na przekazywaniu danych bankowych byłyby bardzo niepraktyczne z dala od Ziemi. Wychodząc naprzeciw nieistniejącym jeszcze problemom, firma Travelex (niebankowy dostawca międzynarodowych usług płatniczych) zleciła naukowcom z brytyjskiego National Space Centre przy University of Leicester zaprojektowanie „intergalaktycznej” waluty o nazwie Quid (Quasi Universal Intergalactic Denomination). Kosmiczny pieniądz ma postać przezroczystych, polimerowych dysków o zaokrąglonych brzegach i zależnej od nominału wielkości. Wewnątrz nich zatopione są kolorowe podobizny jednej z ośmiu planet. Polimer (rodzaj teflonu), stosowany także do produkcji nieprzywierających powłok dla patelni, nie wydziela szkodliwych substancji, a pozbawiony ostrych krawędzi dysk nie stwarza zagrożenia w warunkach nieważkości. Każdy dysk ma własny numer identyfikacyjny – by łatwiej uniknąć podróbek. Obecny kurs jednego Quida to około ośmiu euro.

żródło:Przekrój


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:57, 10 Sie 2009    Temat postu:

Jeśli jesteś z wykształcenia humanistą – najlepsza rada jest taka, by jak najszybciej sprowadzać dyskusję o fizyce na tory, które są ci dobrze znane.

A jak akcelerator. Podstawowe narzędzie fizyka wysokich energii służące do rozpędzania cząstek elementarnych, żeby je potem zderzać ze sobą lub uderzać nimi w jakąś tarczę i grzebać w „odpryskach”. Latem tego roku ruszy najpotężniejszy z akceleratorów – Wielki Zderzacz Hadronów w ośrodku CERN pod Genewą. Tam w zderzeniach mogą powstać miniaturowe czarne dziury albo nieznane cząstki materii. Jak to bywa przy takich okazjach, niektórzy wieszczą, że fizycy doprowadzą do katastrofy, a nawet końca świata. To nic nowego – zgrabnie można zagaić o biblijnym Armagedonie, przepowiedniach Nostradamusa czy kalendarzu Majów, według którego świat ma s się kończyć już w 2012 roku.

B jak bozon. To ogólna nazwa jednej z rodzin cząstek elementarnych. Najgłośniejszym ich przedstawicielem jest ostatnio bozon Higgsa, jeszcze nieodkryty, na którego trwają łowy w Wielkim Zderzaczu Hadronów (patrz A).

C jak chaos. Teoria naukowa, która za pomocą zaawansowanej matematyki uzasadnia to, co zwykli ludzie wiedzą i bez tego: że prognozy pogody są do kitu. Zgodnie z teorią chaosu „machnięcie skrzydeł motyla w Brazylii może wywołać tornado w Teksasie”. Podobnie jak górale zbierający chrust jesienią wywołują ostrą zimę. Na pogodzie to się wszyscy znają i nic dziwnego, jak wynika z obliczeń naukowych.

D jak dekoherencja kwantowa. To proces niszczący „kwantowe stany mieszane”, a więc takie, w których coś może być trochę za, a nawet przeciw – na przykład elektron może przebywać jednocześnie w dwóch różnych miejscach naraz albo lecieć w przód i w tył równocześnie. W mikroświecie takie sprzeczne zachowania się zdarzają, w codziennym życiu raczej nie (pomijając kadencję Lecha Wałęsy). Wprawdzie jeden z pionierów fizyki kwantowej Edwin Schrödinger wyobraził sobie kota, który jest jednocześnie żywy i martwy, ale nikt takiego jeszcze nie widział. Niektórzy bardziej od dekoherencji wolą hipotezę światów równoległych, według której w każdej chwili dzieje się każde z możliwych zdarzeń, a więc w jednym świecie kot jest żywy, a w drugim martwy.

E jak efekt motyla. Mówimy o nim, kiedy drobna, nawet niezauważalna przyczyna wywołuje niewspółmiernie wielki efekt. Zwykle więc powołujemy się na ten efekt, kiedy nie potrafimy czegoś przewidzieć (patrz C).

F jak fluktuacje. To wszelkie odchylenia od średniej, niezwykle ważne w fizyce, chemii, biologii, no i w życiu. I to ostatnie jest szansą dla humanisty, by zamiast o technicznej stronie fluktuacji mówić o jej zbawiennym wpływie na społeczeństwo. Nie ma bowiem nic gorszego niż jednolita, uśredniona ludzka masa, którą można rządzić za pomocą jednolitej i uśrednionej TV.

G jak grawastar. Tym terminem zaskoczycie nawet zawodowych fizyków. To nazwa ciemnych gwiazd wymyślonych przez polskiego fizyka Pawła Mazura, które są z zewnątrz nie do odróżnienia od czarnych dziur, ale w odróżnieniu od tych ostatnich nie są bezdennymi dziurami, lecz mają twardą powierzchnię (choć pod jej cienką skorupką tkwi bąbel skondensowanej ciemnej energii). To asumpt do rozpoczęcia dyskusji na temat, czy czarne dziury istnieją, bo skoro nie można do nich zajrzeć, to skąd wiadomo, co jest w środku? I dalej: czy istnieją takie abstrakcyjne byty jak nieskończoność lub też nic? Kłania się filozofia.

H jak hipernowa. Śmierć wyjątkowo masywnej gwiazdy – 100 lub 200 razy masywniejszej od naszego Słońca. Jej centrum zapada się bezpośrednio do czarnej dziury, reszta odlatuje w kosmos w podmuchu potwornej eksplozji. Jeśli to się zdarzy w promieniu trzech tysięcy lat świetlnych od Ziemi, będziemy mieli Armagedon (patrz A).

I jak inflaton. Nazwa hipotetycznego pola skalarnego, które ma być odpowiedzialne za zjawisko kosmicznej inflacji, a więc gwałtownego rozszerzania się przestrzeni Wszechświata tuż po Wielkim Wybuchu (patrz W). Jeśli się gubisz w takich pojęciach, jak „inflaton”, „pole skalarne”, „kosmiczna inflacja” – nie jesteś sam. Fizycy tak naprawdę wprowadzili je po to, by choć tymczasowo zapchać czarną dziurę w swojej niewiedzy (patrz G).

J jak jonosfera. Warstwa atmosfery ponad 50 kilometrów nad Ziemią, gdzie w cząsteczki powietrza uderza promieniowanie słoneczne i wybija z nich elektrony. A takie obdarte z elektronów cząsteczki – elektrycznie naładowane – zwane są jonami. Jonosfera ma wiele zastosowań zarówno praktycznych (na przykład fale radiowe odbijają się od niej, więc odbieramy audycje, istnieją krótkofalowcy), jak i mitotwórczych (obrosła wieloma teoriami spiskowymi – podobno Amerykanie w niej grzebią, zmieniając pogodę, czytając nam w myślach). Mitotwórcza rola nauki to już klasyka współczesnej antropologii – poradzisz sobie.

K jak kwarki. Najmniejsze składniki materii – ich nazwę zaczerpnięto z powieści Jamesa Joyce’a „Finnegans Wake” – bardzo metaforycznej, niezrozumiałej, absolutnie nowatorskiej, do dziś określanej jako „książka nie doprzeczytania”. Ty, humanisto, już lepiej wiesz, co dalej mówić...

L jak laser. Urządzenie, bez którego dziś trudno wyobrazić sobie życie (lasery w dyskotekach, kasach sklepowych, odtwarzaczach CD, laserowe usuwanie włosów etc.). A jego działanie opiera się na tak zwanej wymuszonej emisji światła, co wymyślił nie kto inny, lecz sam Albert Einstein. Gdzie byłaby nauka, gdyby nie Einstein? Chyba tam, gdzie muzyka bez Beethovena, literatura bez Szekspira, a polska piłka nożna bez trenera Górskiego... Każdy znajdzie tu swój temat.

M jak mikrofalowe promieniowanie tła. Wszystko, co musisz wiedzieć, to że jest to promieniowanie z kosmosu i jest ono echem Wielkiego Wybuchu, cokolwiek to oznacza. I dodajesz, że jeden z naukowców powiedział po odkryciu tego promieniowania, iż „dla osoby wierzącej to jak zobaczenie twarzy Boga”. A poszukiwanie Boga to już zajęcie humanistów...

N jak neutrino. To jedna z najbardziej przenikliwych cząstek elementarnych. Żeby ją zatrzymać, trzeba na jej drodze postawić blok ołowiu o grubości roku świetlnego. Przez każdego z nas przenika w każdej sekundzie blisko 50 bilionów neutrin. I kto powiedział, że duchów nie ma?

O jak osobliwość. Punkt w samym środku czarnej dziury, w którym materia osiąga nieskończoną gęstość. Udowodniono, że osobliwości nigdy nie są nagie – to znaczy są ubrane w horyzont czarnej dziury, który je szczelnie okrywa (nie jesteśmy w stanie za niego zajrzeć). Czarne dziury wywołują wiele seksualnych skojarzeń, którym fizycy z lubością się poddają – dowiedziono między innymi teorii o „braku włosów” czarnych dziur. Nic dziwnego, że w jednym z filmów Woody Allen prowadzi następujący dialog z prostytutką: „– Czy ty przynajmniej wiesz, co to jest czarna dziura? – Oczywiście, codziennie zarabiam nią na życie...”. Dalsza dyskusja o najlepszych filmach może bardziej rozpalić towarzystwo niż fizyka.

P jak parzystość. Czy świat odbity w lustrze rządzi się takimi samymi prawami jak nasz świat? W latach 50. eksperymentalnie dowiedziono, że nie. Są takie zjawiska, których lustrzana wersja jest niemożliwa. Fizycy mówią, że w naszym świecie łamana jest zasada parzystości. Gdyby czytali „Alicję w krainie czarów”, wiedzieliby o tym dużo wcześniej.

R jak równanie Diraca. W 1928 roku brytyjski fizyk Paul Dirac ułożył równanie, które spełnia elektron. To równanie miało jednak drugie, symetryczne rozwiązanie, którym była cząsteczka przeciwna do elektronu, czyli antyelektron. I wkrótce faktycznie odkryto antymaterię, co było niezwykłym triumfem ludzkiej myśli. Dlaczego równania i obiekty matematyczne tak dobrze opisują rzeczywistość? To pytanie chyba jako pierwszy zadał Platon, więc humanista pełną gębą.

S jak superstruny. To mikroskopijne, jednowymiarowe pętelki, które drgając, wyczarowują atomy i wszystko to, co nas otacza. Teorię superstrun rozumie mniej więcej tuzin osób na świecie, więc nie będzie wstydem, jeśli przyznasz, że nie jesteś pewny, czy ta teoria w ogóle ma sens. Właśnie trwają o to spory w gronie tego tuzina ekspertów.

T jak turbulecja. Nikt nie rozumie również tego zjawiska, choć każdy się z nim spotyka, na przykład pod prysznicem. Za rozwiązanie równań je opisujących Instytut Claya daje milion dolarów. Czy nie warto wybrać kariery naukowej? Polecamy dygresję na temat zarobków w różnych zawodach.

U jak uwięzienie kwarków. Kwarki nie mogą występować samotnie – są na zawsze związane w pary lub w trójki (dalej patrz K).

W jak Wielki Wybuch. Pod koniec lat 40. zeszłego wieku brytyjski astrofizyk Fred Hole chciał w radiowej audycji wyśmiać hipotezę, że Wszechświat wykluł się z gorącego jaja, a właściwie praatomu, jak mówili zwolennicy tej teorii. Drwiąco rzucił, że nie wierzy w żaden Big Bang. Nie miał pojęcia, jaką karierę zrobi to określenie. Słowa żyją własnym życiem, zwykle odmiennym od tego, jakiego życzyłby sobie ich twórca – starczy wspomnieć o współczesnych „wykształciuchach” czy „układzie”. Odejście w politykę jest zawsze bezpieczne.

Z jak zasady zachowania. Prawa mówiące, że pewne wielkości – na przykład energia, pęd, ładunek elektryczny – nie ulegają zmianie we Wszechświecie. Mogą przepływać z jednego miejsca w drugie, ale ich łączna wartość ani śmie drgnąć. W teorii, bo w praktyce coś tam zawsze sobie drgnie w wyniku kwantowych fluktuacji, które nie zważają na żadne prawa zachowania, jak to w życiu (patrz F).


żródło:Przekrój


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Mania




Dołączył: 08 Cze 2008
Posty: 1878
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 179 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:21, 10 Sie 2009    Temat postu:

Solciu-rany Julek ,skąd wytrzasnęłaś te informacje?Chciałoby się rzec. Shocked Jestem pod wrażeniem,ale muszę jeszcze raz na spokojnie te ciekawostki nie z naszej planety-kraju przeczytać. Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:13, 11 Sie 2009    Temat postu:

Maniu Very Happy szaleję po necie i natrafiam na różne strony.
Dla mnie to jest ciekawe i czasami zamęczam też tym Was Very Happy



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sol




Dołączył: 29 Maj 2008
Posty: 5401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 445 razy
Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:39, 14 Sie 2009    Temat postu:



XV-wieczna mapa, pokazująca Amerykę Północną pół stulecia przed wyprawą Kolumba, jest autentyczna. Stwierdzili to duńscy badacze.
Paul Mellon, absolwent Uniwersytetu Yale, przekazał mapę swojej macierzystej uczelni w 1957 roku. Kupił ją od szwajcarskiego antykwariusza.
Wcześniej zakupu mapy odmówiło British Museum, ponieważ jego specjaliści uznali ją za falsyfikat.
Mapa „Vinilanda Insula” jest prawdopodobnie kopią starszej, XIII-wiecznej mapy świata. „Vinilanda Insula” przedstawia Grenlandię i wyspę Winlandię,
którą badacze utożsamiają z obecną Nową Funlandią.

Autentyczność mapy potwierdził w Kopenhadze prof. Rene Larsen podczas XXIII Międzynarodowej Konferencji Historii Kartografii.
Prof. Larsen jest rektorem Szkoły Konserwacji Zabytków przy Królewskiej Duńskiej Akademii Sztuk Pięknych. Jego zespół badał mapę przez ostatnich pięć lat.
Duńscy konserwatorzy nie natrafili na żaden ślad fałszerstwa.

Analiza metodą węgla radioaktywnego C14 wykazała jednoznacznie, że mapa powstała około 1440 roku, podczas gdy Kolumb przepłynął Atlantyk dopiero w 1492 roku.
Jest bardzo prawdopodobne, że mapa powstała na potrzeby soboru w Bazylei, który rozpoczął się w 1431 roku.
Precyzyjna analiza wykazała, że zniszczenia dokonane przez insekty i robaki wyglądają identycznie jak zniszczenia w księgach,
w których mapa była przechowywana i pasują do tych miejsc.

Mapa była już szczegółowo badana, w latach 70. Uzyskane wtedy rezultaty wskazywały na to, że jest falsyfikatem. Okazało się wówczas, że w atramencie, którym narysowano mapę, znajduje się anataz, dwutlenek tytanu, substancja używana w drukarstwie dopiero od lat 20. ubiegłego stulecia.
A jednak, i ten „niezbity” argument upadł. Najnowsze badania wykazały, że dwutlenek tytanu występuje jednak - i to powszechnie! - w średniowiecznych księgach;
dostawał się do nich, do mokrego atramentu, z piasku, którym posypywano karty, aby atrament ich nie sklejał.

Tak więc mapa Winlandii jest autentyczna. A jeśli tak, ziemia po drugiej stronie Ocenu Atlantyckiego znana była wykształconym i zainteresowanym geografią mieszkańcom Europy dużo wcześniej, jeszcze przed wyprawą Kolumba. Samą Winlandię odkrył około 1000 roku Wiking Bjarni Herjulfson, i załoga jego łodzi.
Kilka lat po nim do Ameryki dotarł inny Wiking, Leif Eriksson.
Pozostałości osady (domostwa) założonej przez tego odkrywcę i awanturnika odkopały norweskie archeolożki, Helge Instad i Anne Stine Instad w latach 60. ubiegłego wieku.
Dziś jest to kanadyjska miejscowość Anse aux Meadows.


źródło:wp


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum www.anowi.fora.pl Strona Główna -> Ciekawostki znalezione w necie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Arthur Theme
Regulamin