www.anowi.fora.pl www.anowi.fora.pl
www.anowi.fora.pl
FAQFAQ  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ProfilProfil  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  GalerieGalerie  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości  ZalogujZaloguj 

Buddyzm.

 
Odpowiedz do tematu    Forum www.anowi.fora.pl Strona Główna -> Wątek filozoficzny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sówka
Gość






PostWysłany: Pon 9:54, 07 Lip 2008    Temat postu: Buddyzm.

Buddyzm jest czymś więcej niż religią, psychologią, czy filozofią. Jest ścieżką do trwałej wolności i radości umysłu.
Tak twierdzi Lama Ole Nydahl, jedyny europejski lama /Duńczyk/, którego 'widzenie' buddyzmu bardzo mi odpowiada. Jest to BUDDYZM DIAMENTOWEJ DROGI.
Kilka lat temu zainteresowałam się buddyzmem i do tej pory dużo o nim czytam, uczę się i medytuję /ostatnio trochę się rozleniwiłam/.
Ta droga odpowiada mi najbardziej może dlatego, że oni wierzą w reinkarnację? Ale nie tylko, oczywiście.
Z natury jestem niedowiarkiem, jeśli chodzi o jakieś kanony, przykazania, czy prawdy. Może właśnie dlatego odpowiada mi bardzo to, że w buddyzmie chodzi o doświadczenie, a nie o wiarę.
I jeszcze jedno - buddyści są jedynymi, którzy nie nawracają, jedynymi, którzy nie organizują świętych wojen i nie poniżają kobiet.
Na koniec cytat z Lamy Olego: "Oby wszystko, co robię przynosiło pożytek wszystkim żywym istotom"
Prawda, że to wszystko jest dobre i piękne?
Chcę być taka i zrobię bardzo wiele, aby to osiągnąć.
Zachęcam do dyskusji Smile Smile Smile
Powrót do góry
Autor Wiadomość
Sówka
Gość






PostWysłany: Śro 9:28, 09 Lip 2008    Temat postu:

Lama Ole powiedział: "Cokolwiek przynosi rozwój, uwalnia od przywiązania, daje wolność i wyzwala pragnienie przynoszenia pożytku innym - jest DOBRE".
Dla mnie to piękne i dobre, ale jakże trudne. Zwłaszcza jeśli chodzi o uwolnienie się od przywiązania, które, wg Buddy, jest jedną z 'trucizn umysłu'.
Pozostałe 'trucizny' to: gniew i niewiedza /ignorancja/.
Sednem nauk Buddy jest bowiem - nie krzywdzić innych i pomagać im na tyle, na ile to możliwe. Inaczej mówiąc - porzucić złe uczynki i postępować szlachetnie. Proste, prawda?
Aby stać się takim człowiekiem trzeba najpierw uwolnić się od trzech ww. trucizn. I to, moim zdaniem, jest najtrudniejsze, ale o tym później Smile
Powrót do góry
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:54, 09 Lip 2008    Temat postu:

Buddyzm mówi dużo o wyzwoleniu i oświeceniu.

Stając się wyzwolonym najpierw odkrywamy, że ciało, myśli i uczucia podlegają ciągłej przemianie. Dlatego nie ma żadnej podstawy do istnienia ego lub "ja". Nie czujemy się więcej jak tarcza strzelecka, bo przestajemy traktować osobiście własne cierpienie. W chwili gdy zaczynamy myśleć "istnieje cierpienie" zamiast "ja cierpię" stajemy się wolni i nie do zranienia.

Chciałam się do tego ustosunkować, ale nie potrafię znaleźć słów, aby opisać obiektywnie moje odczucia.
Ale nasunęła mi się pewna dygresja: osoba , która pisała te słowa nie miała przyjemności siedzieć na krzesełku w mojej przychodni czekając (niecierpliwie) na moment, w którym będzie mogła ściskając swój numerek w ręku wejść do gabinetu lekarskiego. Cieszę się, że nie słyszała wypowiedzi ludzi, które przypominały licytacje chorób: kto bardziej cierpi, kto więcej leków bierze,...
Żal mi serdecznie ludzi, którzy cierpią ale ...

Oświecenie to drugi i ostateczny krok. Tutaj przejrzyste światło umysłu promieniuje przez każde doświadczenie. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, "tam" i "tutaj" - wszystko jest wyrażaniem się ponadczasowego bogactwa umysłu. W oświeceniu umysł spontanicznie manifestuje nieustraszoność, radość, współczucie i pozostaje bez wysiłku, całkowicie naturalny, cokolwiek się dzieje.

Najgorsze jest to, że ludzie źle odbierają naszą spontaniczność, radość z każdego drobiazgu, ciekawość świata,... Wydaje mi się czasami jakby zatracili się w tym co jest przyziemne i materialne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sówka
Gość






PostWysłany: Czw 9:04, 10 Lip 2008    Temat postu:

Słowa o istnieniu cierpienia wynikają z nauk Buddy, który jako pierwszy osiągnął oświecenie już dwa i pół tysiąca lat temu.
Wg buddyzmu nasze doświadczanie szczęścia bądź cierpienia jest uwarunkowane stanem naszego umysłu. Możemy przekształcić swój umysł długą i trudną drogą medytacji.
To, co piszesz o ludziach cierpiących, to prawda, litujemy się nad cierpiącymi. Dlatego buddystów często niektórzy nazywają egoistami, ale to nie jest tak. Buddyści z niezmiernym szacunkiem podchodzą do wszystkich istot żyjących - zarówno ludzi, jak i zwierząt. Jest to współczucie, ale prawdą jest, że w buddyzmie nie ma litości, krtóra uważana jest za jedną z trucizn umysłu.
Wszystko to jest niezmiernie trudne do zrozumienia zwykłemu człowiekowi, ale przez to ciekawe, przynajmniej dla mnie.
Buddystom obca jest przemoc we wszystkich odmianach, dlatego są oni pacyfistami i w większości wegetarianami.
Zasada niekrzywdzenia znajduje pozytywny wyraz również w praktycznych działaniach buddyjskich mnichów oraz wiernych, którzy zakładają szpitale, hospicja, szkoły i różne instytucje charytatywne. Współcześni nam tybetańscy buddyści zastosowali zasadę pokojowego oporu wobec inwazji dokonanej w 1950 roku na ich kraj przez Chińczyków, w rezultacie czego zginęło ok. miliona Tybetańczyków oraz zniszczono 6 tysięcy klasztorów. Od tamtej pory z Tybetu stale napływają doniesienia o łamaniu podstawowych praw człowieka. Smutne to bardzo dla mnie...
Powrót do góry
Autor Wiadomość
Mateusz




Dołączył: 24 Lip 2008
Posty: 1932
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 138 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 1:56, 25 Lip 2008    Temat postu:

watek filozficzny bede omijal szerokim lukiem bo kiedys oblalem historie filozofii na egzaminie...heh uraz mam

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 21:12, 25 Lip 2008    Temat postu:

Chyba się z Tobą Mateuszu solidaryzuję, chociaż to chyba niepolityczne i niegrzeczne z mojej strony. Przepraszam, ale nic nie poradzę, że myślę tak jak Mateusz Grey_Light_Colorz_PDT_15

Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pią 21:13, 25 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Czw 0:37, 31 Lip 2008    Temat postu:

A ja "póki co " też omijam, bo nie mam ostatnio filozoficznego nastroju.. Bardzo mnie to wszystko interesuje (od zawsze). Jak wątek powstał poczytałam, ale szybko "uciekłam" żeby się zbytnio nie wciągnąć Embarassed
Widzę, że postów tu przybywa i będę miała ciekawą lekturę ( może na długie jesienne wieczory ?) Wink
Powrót do góry
Autor Wiadomość
Sówka
Gość






PostWysłany: Czw 16:36, 31 Lip 2008    Temat postu:

Wg buddyzmu są cztery prawdy ludzkiej egzystencji:
1/ Nasze życie jest pełne cierpienia.
2/ Wszelkie cierpienie ma swe źródło w nas samych.
3/ Możemy rozpoznać źródło naszego cierpienia.
4/ Ujawnia sposób, jak możemy uwolnić się od cierpienia i osiągnąć wolność umysłu, tj. oświecenie /nirwanę/.

Budda powiedział: "Niech każdy z was będzie światłem dla samego siebie; pójdźcie sami do wewnętrznego schronienia. Mocno trwajcie przy Prawdzie. Nie szukajcie schronienia u nikogo:.
Powrót do góry
Autor Wiadomość
Zosia




Dołączył: 28 Maj 2008
Posty: 8103
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 237 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:37, 01 Sie 2008    Temat postu:

Sówka napisał:


Budda powiedział: "Niech każdy z was będzie światłem dla samego siebie; pójdźcie sami do wewnętrznego schronienia. Mocno trwajcie przy Prawdzie. Nie szukajcie schronienia u nikogo:.


To przekonanie budowało człowieka wierzącego we własne siły, a wręcz nakazywało, by człowiek te siły odnajdywał w sobie. Człowiek w ten sposób stawał się mocniejszy, przekonany o swej sile.
W europejskich filozofiach człowiek ukazywany jest jako istota słaba, bojąca się bogów, bólu, zbliżająca się nieuchronnie do śmierci. O tym mówił Demokryt z Abdery, dla którego wszystko w świecie jest materią, a ta jako taka jest zniszczalna. O tym mówił Epikur, ale jednocześnie próbował człowieka pocieszać, nakazując mu umiarkowany optymizm. O tym samym mówił Schopenhauer, dla którego ucieczką od bólu istnienia była sztuka i nirwana, wywodząca się z kultury mnichów buddyjskich.
Człowieka z tej nostalgii próbowal wyrwać Nietzsche, budując pojęcia człowieka silnego, mającego dar tworzenia. Człowiek z darem tworzenia był prze Nietzschego wywyższony. Dla określenia tego człowieka posłużył się Nietzsche pojęciem użytym przez Hegla - ,,nadczłowiek". Pojęcie to zrobiło oszałamiającą karierę ( dwudziestolecie międzywojenne).
W latach trzydziestych umacnia się filozofia egzystencjalistów, którzy nie wierzyli w siłę człowieka, gdyż wyrażali lęk przez życiem, które ostatecznie kończy się śmiercią. Wszechobecna była w ich ideologii śmierci i brak wiary w człowieka, w jego moc sprawczą.
Dlatego filozofia głoszona przez buddystów powinna być szerzona i rozpowszechniana. Człowiek w niej przedstawiany jest jako ten, który potrafi osiągnąć równowagę i potrafi panować nad swoim emocjami i życiem.
Czy nie jest to więc filozofia, która nastraja człowieka pozytywnie do życia? Człowiek, żyjący w pogodzeniu się ze sobą i z tym co ma, potrafi zapanować nad sobą i przez to jest człowiekiem szczęśliwym.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sówka
Gość






PostWysłany: Nie 10:27, 03 Sie 2008    Temat postu:

Masz rację Zosiu, buddyści są ludźmi szczęśliwymi. Nie jest jednak jedynym powodem tego szczęścia panowanie nad własnym umysłem.
Szantidewa powiedział, że całe szczęście pojawia się z pragnienia, aby inni byli szczęśliwi. Całe nieszczęście zaś przychodzi z pragnienia szczęścia dla samego siebie.
Prawdziwe zapanowanie nad własnym umysłem to 'oświecenie', które osiągają nieliczni. Większość buddystów pracuje nad swoim umysłem przez całe życie i nie osiąga oświecenia. Już jednak sama praca nad umysłem powoduje poczucie szczęścia i radości.
Ta praca to głównie medytacja. Bez medytacji nie rozwijamy się. Nie poradzimy sobie ze swoimi problemami, jeśli nie nauczymy się i nie nabierzemy nawyku regularnego wyciszania się. Nie jest to jednak proste. Próbowałam medytować przez jakiś okres /ok.2 lat/ w miarę regularnie i czułam się lepiej, spokojniej i bardziej zdystansowana do świata. To jednak kropla w morzu. Przestałam, zaniedbałam te praktyki i znów odczuwam niecierpliwość i inne niedogodności ludzkiej natury. Jestem słabym człowiekiem, jak większość z nas.
Praktyki buddyjskie są dla nas bardzo trudne.
Na razie to tyle, ale bedzie więcej.


Ostatnio zmieniony przez Sówka dnia Nie 10:28, 03 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Autor Wiadomość
DAK




Dołączył: 26 Maj 2008
Posty: 1708
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 232 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mazowsze

PostWysłany: Nie 11:04, 03 Sie 2008    Temat postu:

Sówka napisał:
..Całe szczęście pojawia się z pragnienia, aby inni byli szczęśliwi.
Całe nieszczęście zaś przychodzi z pragnienia szczęścia dla samego siebie.


Nie zgłębiałam nigdy buddyzmu, ale to powyżej można odnaleźć w wielu innych wyznaniach. Sęk w tym, że nawet większość nauczycieli i drogowskazów tych wyznań nie potrafi żyć w zgodzie z głoszonymi zasadami. Nawet mam wrażenie, jakby stosowali je jako narzędzie manipulacji masami w celach osobistych całkiem przeciwnych niż wyżej zacytowane. Sad


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sówka
Gość






PostWysłany: Nie 15:51, 03 Sie 2008    Temat postu:

I właśnie buddyści tym różnią się od innych, że tym żyją i tak własnie żyją.
Miłość i współczucie dla wszystkich żywych istot - to najważniejsze cele ich życia.
Z buddystami ludzie powinni czuć się po prostu szczęśliwi. Muszą czuć, że są doceniani. Nie ma też miejsca na zazdrość czy dumę.
Lama Ole powiedział, że buddyści to 'fabryka, która wytwarza tylko jeden produkt: spełnionych i szczęśliwych ludzi, którzy potrafią lepiej żyć, lepiej umierać i lepiej się odradzać'.
Tylko tyle i aż tyle Very Happy
P.S.
Buddyści nie nauczają i nie stosują żadnych nakazów. Wszystko odbywa się przez własne doświadczenie, praktykę /medytacja i dobre uczynki/.


Ostatnio zmieniony przez Sówka dnia Nie 15:53, 03 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 13:02, 19 Gru 2008    Temat postu:

:hamster_bigeyes:


Wiem, że historia życia Buddy jest dość długa ale warto się z nią zapoznać, aby móc zrozumieć ideologię buddyzmu. Poniżej przytaczam najbardziej znaną wersję historii życia Buddy


Na południowym podgórzu Himalajów, wzdłuż rzeki Rohini zamieszkiwał ród Siakjów. Ich król Siuddhodana Gautama założył w Kapilawastu stolicę i wybudował tam wielki zamek. Król rządził mądrze, a lud go chwalił.

Królowa miała na imię Maja. Ojciec jej był władcą sąsiedniej prowincji tego samego rodu Siakjów i wujem jej męża.

Przez lat dwadzieścia byli oni bezdzietni. Ale pewnej nocy Królowa miała dziwny sen. Widziała białego słonia, który przez prawy jej bok wszedł do łona. I stała się Królowa brzemienną. Król i lud z nadzieją oczekiwali narodzin królewskiego dziecięcia. Królowa aby rodzić, według zwyczaju wracała do swych rodziców. W czasie drogi zatrzymała się aby odpocząć w ogrodzie Lumbini. Świeciło piękne, wiosenne słońce.

Wszędzie wokół niej kwitły drzewa Asioka. W zachwycie wyciągnęła Królowa prawą rękę, aby ułamać gałązkę. Kiedy to uczyniła, narodził się Książę. Wszyscy wyrażali szczerą radość z chwały Królowej i książęcego dziecięcia. Niebo i ziemia weseliły się. Pamiętny ten dzień był ósmym dniem kwietnia.

Radość Króla była ogromna. Dziecko nazwał Siddhartha, co znaczy „Spełnienie Wszystkich Marzeń”.

A jednak w pałacu królewskim radość zamieniła się prędko w smutek. Ukochana Królowa nagle umarła. Jej młodsza siostra, Mahapradźapati, została opiekunką dziecka i z wielką wychowywała je troską.

Niezbyt daleko w górach żył pustelnik nazywany Asita. Zobaczył on blask dookoła zamku. Biorąc to za dobry znak, przyszedł do pałacu. Kiedy pokazano mu dziecko, przepowiedział jego przyszłość mówiąc: „Kiedy ten Książę dorośnie i nie opuści pałacu, wtedy zostanie wielkim królem i podbije cały świat. Ale jeśli porzuci on pałace i poświęci swe życie religii, wówczas stanie się Buddą, Wybawcą świata”.

Król z początku rad był z tego proroctwa, lecz później zaczął się martwić, że jego jedyny syn może opuścić pałac by zostać bezdomnym samotnikiem.

Kiedy Książę Siddhartha skończył siedem lat, zaczęto go uczyć sztuki rządzenia i wojowania; lecz myśli jego zwracały się ku innym sprawom. Zdarzyło się, że pewnego wiosennego dnia Książę wyszedł z zamku razem z ojcem. Gdy przyglądali się rolnikowi orzącemu pole, Książę spostrzegł ptaka, który spadając z wysokości, porwał małego robaka wydobytego pługiem rolnika. Usiadł Książę w cieniu drzewa i zamyślił się. Po chwili wyszeptał: „To straszne! Czy wszystko, co żyje, musi się wzajemnie zabijać?”.

On, który utracił matkę tak wcześnie, był wstrząśnięty tragedią owych małych istot. Ta rana w jego duszy powiększała się z biegiem lat. Jak rośnie z wiekiem blizna na młodym drzewku — tak przekonanie o cierpieniu, które niesie życie ludzkie, przenikało coraz bardziej myśli Księcia.

Król martwił się wróżbą pustelnika coraz bardziej. Próbował różnymi sposobami rozweselić Księcia, aby jego myśli zwróciły się ku innym sprawom. Gdy Książę ukończył dziewiętnaście lat, Król ożenił go z Księżniczką Jasiodharą — córką brata zmarłej Królowej Mai. Panował on na zamku Dewadaha, a nazywał się Suprabuddha.

Przez dziesięć lat Książę Siddhartha żył w pałacach: Wiosny, Jesieni i Pory Deszczowej, otoczony muzyką, tańcami i zabawą. A jednak często pogrążał się w zadumie, zastanawiał się nad sensem ludzkiego życia. Wówczas uporczywie wracała myśl o cierpieniu.

„Cóż znaczą zbytki pałacu, zdrowe ciało i radosna młodość” — myślał Książę. „Pewnego dnia może złamać choroba, przyjdzie starość. Nie ma ucieczki przed śmiercią. Wszyscy rozumni ludzie powinni odrzucić radość z młodości i zdrowia, radość życia.

Walczący o przetrwanie człowiek poszukuje prawdziwej wartości. Może to czynić właściwie lub niewłaściwie. Jeśli przekonawszy się że choroba, starość i śmierć są nieuniknione, nadal poszukuje wśród rzeczy pustych i przemijających — idzie złą drogą.

Właściwie postępuje, kto, znając istotę choroby, starości i śmierci, zwraca się ku temu, co jest ponad ludzkie cierpienia. Mam wrażenie, że prowadząc dworskie życie pełne uciech, idę złą drogą”.

Tak zmagał się Książę ze swymi myślami do czasu gdy przyszedł na świat Rahula, jego jedyne dziecko. Książę miał wtedy dwadzieścia dziewięć lat. Postanowił opuścić pałac i szukać spokoju ducha, prowadząc życie bezdomnego żebraka. Tak też uczynił pewnej nocy: zabrał swego konia, śnieżnobiałego Kanthakę. Towarzyszył mu jego woźnica imieniem Czandaka.

Rozterki nie opuściły Księcia. Nawiedzały go demony pokus, mówiąc: „Byłoby lepiej, gdybyś wrócił do pałacu i poszukał innego rozwiązania. Wtedy cały świat należałby do ciebie”. Lecz Książę uciszał te głosy, gdyż wiedział, że nic w świecie nie mogłoby mu dać zadowolenia. Ogolił głowę i powędrował z żebraczą miską na południe.

Najpierw odwiedził pustelnika Bhagawę i zapoznał się z praktykami ascezy. Potem skierował się do Arady Kalamy i Udraki Ramaputry, aby nauczyć się ich sposobów osiągania nirwany przez medytację. Ćwicząc przez jakiś czas, doszedł do przekonania, że nie mógłby w ten sposób osiągnąć Oświecenia. Wreszcie dotarł Książę do państwa Magadha i zatrzymał się w lesie Uruwilwa, nad brzegiem rzeki Nairandżana, przepływającej opodal zamku Gaja. Prowadził tam życie ascety.

Ćwiczenia jego były niezwykle intensywne. Mobilizował się myślą, że „żaden asceta w przeszłości, teraz ani w przyszłości nie był, ani nigdy nie będzie tak gorliwy jak ja”

Mimo to Książę nie mógł osiągnąć celu. Po sześciu latach zrezygnował z ascezy. Obmył się w rzece i przyjął miskę mleka z rąk dziewczyny imieniem Sudżata, która mieszkała w pobliskiej wsi. Zadziwił tym pięciu swoich towarzyszy, którzy żyli w ascezie od sześciu lat. Uznali, że załamał się i porzucili go.

Książę został zupełnie sam. Był jeszcze osłabiony, lecz z narażeniem życia rozpoczął jeden jeszcze okres medytacji, mówiąc sobie: „Nie opuszczę tego miejsca, zanim nie odnajdę drogi do Oświecenia — choćby moja krew wyschła, ciało rozpadło się, a kości obróciły się w proch”.

Jakże gwałtowne było to zmaganie! Książę był zrozpaczony, a jego myśli pomieszane. Głęboki cień okrył jego ducha i obległy go diabelskie pokusy. Lecz nie poddał się. Cierpliwie i dokładnie rozważył je po kolei i wszystkie odrzucił. Wytężony trud zwolnił przepływ krwi i osłabił ciało, a kości popękały.

Lecz kiedy gwiazda zaranna pojawiła się na wschodnim niebie, walka była zakończona. Umysł Księcia był czysty i jasny jak jutrzenka. Odnalazł wreszcie drogę do Oświecenia. Książę stał się Buddą ósmego dnia grudnia; miał wtedy trzydzieści pięć lat.

Od tego czasu był znany pod różnymi imionami. Nazywali go Buddą, Doskonale Oświeconym, Tathagatą; inni mówili o nim: Siakjamuni „Mędrzec z rodu Siakjów”. Jeszcze inni nazywali go Czczonym przez Cały Świat.

Najpierw poszedł do Mrigadawa w Benares, gdzie przebywało pięciu żebraków — towarzyszy sześciu lat jego ascetycznego życia. Początkowo nie chcieli go przyjąć, lecz przekonał ich i uwierzyli mu, zostając pierwszymi jego naśladowcami. Następnie skierował się do zamku Radżagriha — gdzie pozyskał sobie króla Bimbisarę, który był jego starym przyjacielem Stamtąd wyruszył na wędrówki po kraju, w czasie których nauczał, jak pójść drogą życia, którą odkrył; utrzymywał się z jałmużny.

Ludzie przyjmowali go, bo spragniony szuka wody, a głodny pożywienia. Przyłączyło się do niego dwóch wielkich uczniów: Siariputra i Maudgaljajana z dwustu swoimi uczniami.

Król Siuddhodana, ojciec Buddy, cierpiał z powodu opuszczenia przez syna pałacu i początkowo trzymał się z daleka. Później jednak stał się jego wiernym wyznawcą. Mahapradżapati, macocha Buddy i Księżniczka Jasiodhara, jego żona oraz wszyscy z rodu Siakjów oraz wielu, wielu innych uwierzyło mu i zostali jego gorącymi zwolennikami i wyznawcami.

Budda wędrował po kraju przez czterdzieści pięć lat, głosząc nauki i zachęcając ludzi do pójścia ślady. Kiedy miał osiemdziesiąt lat i wybrał się z Radżagrihy do Srawasti, zachorował w Wajsiali i przepowiedział, że za trzy miesiące osiągnie Nirwanę. Jednak poszedł dalej i dotarł do Pawa, gdzie rozchorował się bardzo ciężko po spożyciu posiłku ofiarowanego mu przez kowala imieniem Czunda. Nie bacząc na wielki ból i osłabienie, doszedł powoli do lasu na skraju miasta Kusinagara.

Tam, leżąc między dwoma wielkimi drzewami Sala, nauczał swoich wyznawców aż do ostatniej swojej chwili. Zakończywszy swe dzieło jako największy z nauczycieli świata i najlepszy z ludzi, osiągnął stan doskonałego spokoju.

Przyjaciele pod kierunkiem Anandy, ulubionego ucznia, spalili ciało Buddy w Kusinagarze.

Siedmiu władców sąsiednich krajów domagało się części prochów Buddy, na równi z Królem Kusinagary. Początkowo król Adżatasatru nie chciał się zgodzić na podział i spór mógł przerodzić się w wojnę. Za radą mędrca imieniem Drona prochy rozdzielono jednak między osiem wielkich państw, unikając w ten sposób zatargu. Popioły stosu pogrzebowego oraz gliniane naczynie, w którym przechowywano szczątki, przekazano dwóm innym władcom, aby były otoczone podobną czcią. Prochy Buddy i jego szczątki złożono w wielkich wieżach, które wybudowano ku jego czci.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sówka
Gość






PostWysłany: Pią 22:07, 19 Gru 2008    Temat postu:

A wszystko to działo się ok. 2 i pół tysiąca lat temu, bo buddyzm jest starszy od chrześcijaństwa o ok. 500 lat.
Iwonko dzięki za tę historię Smile . Rzeczywiście bardzo to prosty i przystępny tekst o powstaniu buddyzmu.
Wg buddyzmu człowiek nie jest stawiany wyżej niż inne żywe istoty, tylko na równi z nimi. Dlatego właśnie buddyści szanują każde żywe stworzenie i cierpią z powodu krzywd wyrządzanych zwierzętom.
To tak dla przypomnienia w okolicach Gwiazdki i okresu zabijania karpii. Jem ryby, ale nigdy nie kupuję żywych, tylko filety, nie mogłabym zabić stworzenia, które na mnie patrzy. I jeszcze jedno - ryby trzymane w chlorowanej wodzie bardzo cierpią, pękają im pęcherzyki w płucach Crying or Very sad Crying or Very sad Crying or Very sad .
Życzę wszystkim miłych i spokojnych Świąt i dobrego nowego roku Smile Smile Smile
Powrót do góry
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:49, 19 Gru 2008    Temat postu:

Budda przede wszystkim rozwijał u siebie dobroć wobec całego ożywionego świata i unikał grzechu zabijania istot.
Sówko - ja także nie kupuję żywych karpi. Cool Symbolicznie kupuję jakieś filety, ale niezbyt lubimy w domu ryby więc przeważnie pałaszują je koty.


W katolicyzmie mamy "Przypowieści". Niewielu ludzi wie, że Budda także obsypywał ludzi pouczającymi historyjkami.

Oto jedna z nich:

Pewnego razu jedyny syn zamożnego człowieka opuścił dom i popadł w nędzę.

Ojciec zrobił wszystko, aby go odnaleźć. W poszukiwaniu dotarł w odległe strony, lecz tam utracił ostatni ślad. Wszelkie wysiłki były bezskuteczne.

Po pewnym czasie nieszczęsny syn, błąkając się, dotarł w rodzinne strony.

Ojciec rozpoznał go szybko i wysłał służbę, aby przyprowadzili tułacza do domu. Lecz syn był onieśmielony wspaniałością rezydencji i bojąc się, że go oszukają, nie poszedł z nimi.

Wtedy ojciec wysłał ich ponownie, aby zaproponowali mu służbę w domu bogatego pana za odpowiednim wynagrodzeniem. Syn przyjął tę propozycję i przybył ze służącymi do domu ojca i został sługą.

Ojciec stopniowo powierzał mu nowe obowiązki, aż uczynił go odpowiedzialnym za całą swą posiadłość i majątek; lecz syn go nie rozpoznawał.

Sumienność syna radowała ojca. Gdy poczuł, że śmierć się zbliża, zwołał swoich krewnych i przyjaciół i rzekł do nich: „Oto jest mój jedyny syn, którego szukałem przez wiele lat. Od dziś cały mój majątek i posiadłość należą do niego”.

Syn był zaskoczony tym wyznaniem i rzekł: „Nie tylko odzyskałem ojca, ale to wszystko należy do mnie”.

Bogaty człowiek z tej przypowieści oznacza Buddę, a tułający się syn — wszystkich ludzi. Miłosierdzie, którym Budda otacza wszystkich ludzi, jest jak miłość ojca do jedynego syna. W swej miłości Budda obmyśla najlepsze sposoby wskazywania ludziom drogi, nauczania ich i obdarzania skarbem Oświecenia.


Czy ta Przypowieść czegoś Wam nie przypomina? Jak słusznie stwierdziła Sówka, Buddyzm, jako religia jest starszy od Chrześcijaństwa. Wnioski wyciągnijcie sami. :hamster_idea:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sówka
Gość






PostWysłany: Nie 20:26, 21 Gru 2008    Temat postu:

W buddyzmie nie ma żadnych przykazań, nakazów, czy zakazów, a mimo to prawdziwi buddyści to ludzie o wiele lepsi od większości chrześcijan Smile
Powrót do góry
Autor Wiadomość
Sówka
Gość






PostWysłany: Sob 11:56, 27 Gru 2008    Temat postu:

Nauki Buddy mówią o konieczności pomagania innym istotom, wskazywania im drogi do uspokojenia umysłu. Abysmy byli w stanie to zrobić, musimy sami osiągnąć taki spokój. Stanie się to mozliwe dzieki rozwinięciu miłości i współczucia. To własnie te dwie własciwości prowadzą do prawdziwego uspokojenia.
Miłość jest życzeniem zapewnienia wszystkim istotom szczęścia, wsółczucie zaś to pragnienie wyzwolenia ich z cierpienia.
Oznacza to, że powinniśmy gromadzić zasługę, wykonywać pozytywne działania i unikać negatywnych. Negatywne działanie to takie, które rani innych.
Tak samo musimy się wystrzegać negatywnych myśli. Jednocześnie powinniśmy robić to, co pożyteczne, co przynosi pożytek innym, bez względu na to, jak drobne i nieważne te działania nam się wydają. To istota praktyki buddyjskiej. Wypełniając ją mamy pewność, że jesteśmy własciwej drodze.
Powrót do góry
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:09, 27 Gru 2008    Temat postu:

Sówka napisał:

Miłość jest życzeniem zapewnienia wszystkim istotom szczęścia, współczucie zaś to pragnienie wyzwolenia ich z cierpienia.
Oznacza to, że powinniśmy gromadzić zasługę, wykonywać pozytywne działania i unikać negatywnych. Negatywne działanie to takie, które rani innych.


Najgorzej, że w naszych czasach ludzie nie potrafią kochając współczuć. Z drugiej strony ludzie, którym współczujemy, często odbierają nasze współczucie jak litość....
Często współczucie zamiast pomóc -rani...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Sob 16:09, 27 Gru 2008    Temat postu:

Moim zdaniem prawdziwe współczucie nie może ranić.
A czy jest prawdziwe..to się czuje.
Powrót do góry
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:53, 27 Gru 2008    Temat postu:

ans napisał:
Moim zdaniem prawdziwe współczucie nie może ranić.
A czy jest prawdziwe..to się czuje.


Nie uważasz, że nasze odczucia często są mylne? Nie zdarzyło Ci się, ze podeszłaś do kogoś, zaufałaś danej osobie, a Ona to wykorzystała przeciw Tobie?
Zawsze z góry zakładałam, że w każdym jest przynajmniej gram dobra, jednak niestety okazywało się, że się myliłam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Sówka
Gość






PostWysłany: Wto 10:41, 30 Gru 2008    Temat postu:

W buddyzmie współczucie nie oznacza litości!!! To dwie różne sprawy.
W buddyzmie "Diamentowej Drogi" jest to wyjaśnione mniej więcej tak:
Ponieważ dzielimy tę samą przestrzeń, powinniśmy być w stanie razem się nią cieszyć. To właśnie na tym polega współczucie, na myśleniu, że razem rozkoszujemy się przestrzenią. Nie ma ono nic wspólnego z sentymentalizmem i nie jest wymuszone. Próbujemy tylko być szczęśliwi tu i teraz.
Po naszemu nazwałabym to chyba współodczuwaniem, czyli empatią /choć może nie dosłownie/. Takie uczucie nie rani, bo, jak już pisałam, nie ma nic wspólnego z litością i pomocą "na siłę". Very Happy Very Happy Very Happy


Ostatnio zmieniony przez Sówka dnia Wto 10:42, 30 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Wto 14:08, 30 Gru 2008    Temat postu:

Nie mogłam w porę odpowiedzieć na post anowi, bo miałam trudności z "wejściem" do tematu. Sówka mnie częściowo wyręczyła pisząc o "współodczuwaniu" wg buddystów "Diamentowej drogi".
Popularnie, kiedy ktoś mówi "współczucie" nie myśli o współodczuwaniu , a o litości właśnie. Czy litość jest też współodczuwaniem i może zranić ?
Jeśli ktoś lituje się nad sobą to czy współodczuwając z nim też poczujemy litość ?
Czy może mnie zranić to, że ktoś lituje się nad moim losem ?
Czemu miałoby mnie to ranić ? Czy litość zawsze musi oznaczać wzgardę, poczucie wyższości "litującej się" osoby ?
Ktoś przykładowo uważa, że jestem głupia i szczerze współczuje mi z tego powodu ? A ja przecież wiem, że głupia nie jestem (myślę, że każdy tak o sobie myśli Wink ). Mogę więc tylko "litować się" nad osobą, która nie umiała we mnie dostrzec mądrości Wink
A co współodczuwanie , współczucie, litość ma wspólnego z tym, że "ktoś wykorzystuje nasze zaufanie przeciwko nam ?"
Podążając tym tropem , powiedzmy, że zaczynam "litować się nad sobą". Kiedy przekazuję te moje odczucia innej osobie (w zaufaniu) to czego oczekuję ? Wymuszonej litości ? Chcę wymusić współczucie drugiej osoby ? Po co ? Może chcę aby ten "gram dobra" w osobie do której się zwracam spowodował, że ona zacznie wraz ze mną płakać i utwierdzać mnie w przekonaniu, że jestem godna litości ? Ktoś podda się emocjonalnemu szantażowi i tak zrobi (bez wewnętrznego przekonania). Czy poczujemy wdzięczność ? Chyba nie. Przeciwnie , będziemy mieć za złe, że ktoś był świadkiem naszej słabości, może nawet dojdziemy do przekonania, że współczucie nie było szczere, że "coś (?) zostało "przeciw nam wykorzystane ? Jak wykorzystane ? Wyobrażamy sobie, że wszyscy już wiedzą o naszej "słabości" i pewnie ten ktoś komu zaufaliśmy jest źródłem tej wiedzy..
Może więc lepiej nie litować się nad sobą i nie "wymuszać współczucia" ? Wink
Powrót do góry
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Wto 18:23, 30 Gru 2008    Temat postu:

Ansiu dziękuję Ci za tak jasne i klarowne spojrzenie na tę kwestię Padam
Myślę dokładnie tak samo, lecz nie potrafiłabym tego jaśniej niż Ty wytłumaczyć. W ogóle mam trudności z wyartykułowaniem takich właśnie filozoficznych i psychologicznych kwestii.
Dostajesz ode mnie "złotą czcionkę" Ok!
Powrót do góry
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Wto 18:42, 30 Gru 2008    Temat postu:

Dziękuję Hajdi Very Happy Miło, kiedy spotykamy się ze zrozumieniem tego co chcieliśmy przekazać. Obawiałam się, że może zbyt zagmatwane były moje "wywody". Często spotykałam się z brakiem zrozumienia, czy z gruntu fałszywym odczytaniem moich myśli, intencji.
Wczoraj w "szkle kontaktowym" kabaret Otto przypomniał mi o takim właśnie incydencie. Wink
Powrót do góry
Autor Wiadomość
Sówka
Gość






PostWysłany: Śro 18:53, 31 Gru 2008    Temat postu:

Pięknie to wyłożyłaś Ansiu Smile . Tak właśnie myślą i postępują wszyscy, oprócz buddystów. Tam nikt się nad nikim nie lituje, nie zwierza drugiemu ze swoich nieszczęść i nie oczekuje żadnych reakcji. Dlatego buddystów często uważa się za egoistów, a oni nigdy nie szukają niczego na zewnątrz, tylko we własnym umyśle. To, co opisałaś, to wg buddyzmu są przeszkadzające uczucia. Buddyści niczego nie odbierają osobiście. A pragnienie, przywiązanie są przyczynami cierpienia. To trudne do wytłumaczenia bez zgłębienia podstaw buddyzmu. Sama jeszcze tak wiele nie wiem i nie rozumiem do końca, ale to, co zgłębiłam nadzwyczaj mi się podoba. Pozdrawiam moje miłe rozmówczynie Very Happy . Najważniejsze, że potrafimy ze sobą o tym rozmawiać. Dobrego Nowego Roku Very Happy Very Happy Very Happy

Ostatnio zmieniony przez Sówka dnia Śro 11:30, 14 Sty 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 22:06, 31 Gru 2008    Temat postu:

Sówko, buddyzm jest dla mnie kompletnie obcy. Widzę, że dużo o nim wiesz i cieszę się, że mogę się czegoś dowiedzieć nowego. Czy uważasz siebie za buddystkę?
Nie odpowiadaj jeśli to zbyt osobiste Smile
Powrót do góry
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 23:35, 31 Gru 2008    Temat postu:

Mój ojciec mawiał, że buddyzm to religia bez boga.. To raczej filozofia.. Piękna.. W reinkarnację nie wierzę, choć tak byłoby miło...
Powrót do góry
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Czw 0:29, 01 Sty 2009    Temat postu:

Oj, byłoby, marzenia Smile
Powrót do góry
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Czw 1:09, 01 Sty 2009    Temat postu:

Kiedyś napisałam :
Co będzie w życiu nowym
Cóż ono mi da
Czy przyjdzie mi do głowy
że ja to właśnie ja ?
Kim będę czy mężczyzną
czy rybą, czy kotem
czy będę mknąć rakietą
na księżyc i z powrotem
A może wieki całe
tkwić będę w szarej ziemi
a myśli me zakwitną
bratkami marnemi ...

A tu ciągle wybuchy... tyle lat minęło...
Powrót do góry
Autor Wiadomość
Sówka
Gość






PostWysłany: Czw 11:29, 01 Sty 2009    Temat postu:

Witam Was pięknie w Nowym Roku Smile Smile Smile .
Fajny wierszyk Ansiu, dzięki Smile
Hajdi Smile niestety nie jestem buddystką, daleko mi jeszcze, ale bardzo chciałabym być. Brak mi wytrwałości.
W tym roku obiecam sobie pracować nad tym i rozwijać się duchowo. Może się uda Very Happy Very Happy Very Happy .
W reinkarnację wierzę, tylko szkoda, że nie pamiętamy swoich poprzednich wcieleń Sad .
Ponoć dzieci do piątego, szóstego roku życia pamiętają poprzednie wcielenia i jeśli coś 'od rzeczy' mówią, to stwierdzamy, że fantazjują.


Ostatnio zmieniony przez Sówka dnia Czw 11:33, 01 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum www.anowi.fora.pl Strona Główna -> Wątek filozoficzny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Arthur Theme
Regulamin