www.anowi.fora.pl www.anowi.fora.pl
www.anowi.fora.pl
FAQFAQ  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ProfilProfil  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  GalerieGalerie  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości  ZalogujZaloguj 

Mity i legendy (a także ciekawostki....)

 
Odpowiedz do tematu    Forum www.anowi.fora.pl Strona Główna -> trochę historii
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 13:42, 17 Paź 2008    Temat postu: Mity i legendy (a także ciekawostki....)

Starożytny Egipt - KOTY



"Ktokolwiek zabije kota w Egipcie zostaje skazany na śmierć, bez względu na to czy popełnił to przestępstwo umyślnie czy nie. Ludzie zbierają się i zabijają go. Nieszczęśliwy Rzymianin, który przypadkiem zabił kota nie mógł zostać ocalony ani przez Króla Ptolemeusza ani w skutek strachu jaki budził Rzym." (Diodorus Siculus)



W starożytnym Egipcie kot był zwierzęciem otoczonym szczególną czcią. Nic dziwnego, Egipt to kraj zboża, spichlerz świata śródziemnomorskiego, a kot strzegł zbiorów przed gryzoniami.



Koty przedstawiane w sztuce egipskiej miały znaczenie symboliczne i religijne. Przedstawiano je z biżuterią jak naszyjniki lub kolczyki. Rzadko pojawiały się w egipskiej mitologii i hieroglifach. Nazywano je po prostu miu.



Egipcjanie udomowili afrykańskiego kota ok. 3500 lat p.n.e. Powstał wtedy kult bogini Bast lub Bastet przedstawianej jako kotka lub kobieta z głową kotki. Bastet to bogini płodności, macierzyństwa, radości, miłości, dzieci, muzyki i tańca i wszystkiego co radosne. Była boginią domu, bo który dom mógł się obejść bez kota.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anowi dnia Pią 13:52, 17 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 13:51, 17 Paź 2008    Temat postu:

Rodzina kotów była w Egipcie łączona ze Słońcem. Wierzono, że w nocy bóg słońca Ra przebywa zaświaty w słonecznej łodzi. Jest wtedy narażony na ataki złych duchów pod wodzą węża Apophis. Wierzono, że pomagały mu lwy, których oczy świecą w ciemności i niejako przywołują dzień.



Lwia bogini Sekhmet przedstawiana jako kobieta z głową lwa uosabiała niszczącą moc słońca. Łączono ją z wojną, walką, polowaniem. Była też boginią zwycięstwa i oczyszczenia.



Inną kocią boginią była Mafdet, czczoną pod postacią ocelota. Była tą która niszczy węże.



Egipt nie posiadał jednej religii. Różne bóstwa czczone były w różnych regionach kraju. Kult tych bardziej popularnych rozprzestrzeniał się na inne regiony, ulegał licznym zmianom.



Bastet była początkowo lokalną boginią w delcie Nilu, a jej kult rozwinął się z kultu lwa. Jednak jej koci aspekt przyniósł jej wielką popularność, gdyż reprezentowała jakby łagodniejszą i bardziej przyjazną stronę lwa.

Po raz pierwszy wspomina o Bastet w czsach II dynastii. "Bastet, pani Anhktaui", czytamy w instkrypcji w świątynie z czasów V dynastii, gdzie znaleziono pierwszy portret Bastet. Jednakże kult kociej bogini formuje się w pełni dopiero w czsach 21 dynastii ok. 1500 lat później.

Ośrodkiem jej kultu było Bubastis na północ od Gizy we wschodniej części delty Nilu. Z tego powodu oraz dlatego że związana była z wschodzącym słońcem nazywano ją Panią Wschodu.

Świątynia została zbudowana w czasach 12 dynastii. Około 1000 lat temu, w 950 p.n.e. Bastet stała się niezwykle popularna, gdy faraonowie z dynastii libijskiej uznali ją za swą protektorkę. Bubastis stało się stolicą Egiptu, a nowa świątynia została zbudowana w Tebach.

Koty były podziwiane z męstwo, siłę i aktywność, trzy cechy faraonów. Jako bóstwo solarne Bast była łączona z Ra i opisywana jako jego córka lub żona, z którym miała syna Maahesa. Bastet była boginią radości, muzyki i tańca ale potrafiła być drapieżna gdy chciała.

Według Herodota, gdy w Egipcie wybuchł pożar, ludzie martwili się bardziej o koty niż o płonący dobytek. Gdy kot zginął w płomieniach właściciele go długo opłakiwali. Gdy kot zmarl naturalną śmiercią na znak żałoby domownicy golili sobie brwi. Gdy zmarł pies golili też głowy i całe ciało.
Zmarłe koty zabierano do świątyni w Bubastis, gdzie były balsamowane i chowane. Suki zaś chowano w wioskach gdzie zdechły w świętych trumnach.
Herodot, który starał się przyrównać bóstwa Egipskie do Greckich, utożsamił Bast z Artemidą.

Imię Bast oznacą tę, która drapie. Nazywano ją też imionami: Ubasti, Ba en Aset (Dusza Aset(Izydy)), Pasht. Słowo kot, które brzmi podobnie w wielu językach pochodzi z egipskiego utchat.

Ok. 350 p.n.e. kult Bast został porzucony a całkowity jego kres połozył dekret cesarski z 390 r. n.e. który zakazał czczenia kociej bogini.

/materiały ze strony Koci dom/


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez anowi dnia Pią 13:57, 17 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:05, 17 Paź 2008    Temat postu:

Dlaczego psy nie lubią kotów? - bajka koreańska

Dawno, dawno temu, na brzegu morza stała nędzna chatynka. Mieszkał. Mieszkał w niej stary rybak z żoną. Żywili się rybami, które złowił stary, a czasem, gdy połów był obfitszy, żona jego zanosiła je na targ i mogła coś jeszcze kupić za otrzymane pieniądze.

Byli bardzo biedni. Pewnego dnia rybakowi nie udało się niczego złowić aż do wieczora. Gdy ostatni raz zarzucił wędkę, poczuł niespodziewanie, że złapało się coś bardzo ciężkiego i rzeczywiście wyciągnął wielkiego karpia. Nie wyglądał on na zwykła rybę, w dodatku tak wymownie spoglądał na rybaka wielkimi oczami, zdawało się, pełnymi łez, jakby błagał o darowanie mu życia. Rybak pomyślał chwilę i zdecydował, że jest to chyba niezwykła ryba. Puścił ją wolno.
Karp zatoczył kilka kręgów, zanim skrył się w głębinie i rzucił rybakowi na pożegnanie pełne wdzięczności spojrzenie. Następnego ranka rybak przyszedł na zwykłe miejsce połowów. Rozkładał właśnie swój sprzęt rybacki, gdy nagle pojawił się przed nim młody chłopiec. Pozdrowił uprzejmie rybaka i powiedział:
- Przysłał mnie smok, władca podwodnego królestwa. Chciałby wyrazić ci wdzięczność za to, że wypuściłeś wczoraj na wolność młodego księcia. Polecił mi przekazać ci zaproszenie do podwodnego pałacu, Proszę, chodź ze mną.

Chłopiec zwrócił się następnie w stronę morza i cicho wyszeptał kilka słów zaklęcia. Morze rozwarło się, wody się rozstąpiły i pośród fal ukazała się szeroka droga. Chłopiec poszedł przodem, a stary rybak podążył za nim. Weszli daleko w głąb morza, szli i szli, aż w końcu dotarli do wspaniałego pałacu.
Przed bramą oczekiwali ich pięknie odziani dworzanie, ukazał się też sam władca podwodnego królestwa i rzekł do rybaka:
- Witam w mym pałacu. Czekałem na ciebie.

W pałacu władcy podwodnego królestwa urządzano odtąd codziennie wystawne uczty na cześć drogiego gościa, wciąż rozbrzmiewała piękna muzyka, umilały czas występy pięknych tancerek. Wszystko to bardzo podobało się rybakowi, jednakże po kilku dniach zatęsknił za światem ludzi, martwić się zaczął tym, co porabia teraz jego stara żona, i spytał władcę-smoka, czy nie mógłby już wrócić do domu. Aczkolwiek niechętnie, smok zgodził się odesłać rybaka na ziemię.
Zanim nastąpiło uroczyste pożegnanie, młody książę karp poradził rybakowi, by poprosił smoka o podarowanie mu żelaznej miarki, przechowywanej w nefrytowej szkatułce za tronem władcy. Miała ona moc spełniania wszystkich życzeń.
Rybak usłuchał rady księcia i gdy smok spytał go, co chciałby otrzymać na pamiątkę z podwodnego państwa, poprosił o miarkę. Smok początkowo odmówił, później jednak uległ argumentom młodego księcia i ofiarował miarkę rybakowi, pożegnał go serdecznie i życzył mu szczęścia.
Stary rybak wrócił do domu. Żona jego nie posiadała się z radości. Wypłakała już niemal oczy nie wiedząc, co się z nim dzieje. Gdy rybak opowiedział jej o wszystkim i pokazał otrzymany od smoka podarunek, pomyślała, że dobrze byłoby zamieszkać w lepszym domu, a zaledwie zdążyła zażądać nowego domu, jak bez śladu znikła ich stara chata i oboje z mężem znaleźli się nagle w dużym, przestronnym, krytym dachówką nowym domu. Pomyśleli potem o czymś do jedzenia i miarka zaspokoiła wszystkie ich prośby. Potem też, ilekroć był im potrzebny ryż, zawsze napełniała się nim w okamgnieniu. Tak więc niemal z dnia na dzień stary rybak i jego żona zostali bogaczami.
Któregoś dnia, gdy żona rybaka była sama w domu, przyszła do niej mieszkająca za rzeką chytra starucha. Udając wędrowną kramarkę rozłożyła przed żoną rybaka różne towary, a wśród nich miarkę na ryż. Powiedziała żonie rybaka, że słyszała o cudownej miarce będącej w jej posiadaniu i że chciałaby ją porównać z tą, którą przyniosła. Gdy prostoduszna żona rybaka przyniosła miarkę - podarunek smoka, chytra kramarka niepostrzeżenie wymieniła ją na swoją i wkrótce potem wyszła zabierając swoje towary.

Niespodziewanie znikł gdzieś nowy dom i żona rybaka znalazła się w swojej starej, nędznej chałupince. Zrozumiała wtedy, że została oszukana, chciała dogonić kramarkę, ale po niej już śladu nie było.
Wrócił stary rybak do domu, patrzy, a tu znikło gdzieś całego jego bogactwo. Zafrasował się mocno. Cóż jednak mógł poradzić?

A miał rybak psa i kota, które bardzo lubił, dzielił się z nimi tym, co miał do jedzenia, pozwalał im sypiać w jednej izbie z sobą. Teraz, gdy ich gospodarz znalazł się znowu w biedzie, zwierzęta postanowiły odszukać ukradzioną miarkę. Doszły do rzeki, przeprawiły się przez nią promem i ruszyły dalej. Ujrzały duży, piękny dom kryty dachówką.
Podobno jego właścicielka wzbogaciła się niedawno i nie wiadomo w jaki sposób. Zwierzęta domyśliły się, że tu właśnie mieszka chytra starucha, co ukradła miarkę ich pani. Trzeba było teraz ustalić, gdzie schowała cudowną miarkę.
Kot wkradł się do środka domu. Było tam jednak sporo różnych sprzętów i trudno się było domyślić, w którym z nich kryje się poszukiwany przedmiot. Stała też spora zamykana szafka. Kot podskoczył na próbę do jej drzwiczek, zupełnie jakby miał zamiar je otworzyć. Zaraz zjawiła się starucha kramarka i zaczęła go odpędzać. Kot uciekł, ale wiedział już teraz, gdzie należy szukać miarki.
W nocy zakradł się do spiżami staruchy. Harcowały tam myszy, a wśród nich jedna olbrzymia, wyglądająca na ich króla. Kot skoczył przydusił ją łapą, a inne myszy pochowały się po kątach.
- Jeśli nie zrobicie tego, co zażądam, zjem waszego króla - zagroził kot - ale jeśli wypełnicie moje polecenie, daruję mu życie!
- Czego żądasz? - spytały myszy.
- Przynieście mi z szafy gospodyni miarkę na ryż!
- Ach, to nic trudnego! - zapiszczały i zabrały się do roboty. Podzieliły między siebie pracę i w bardzo krótkim czasie wygryzły w szafie dziurę dostatecznie dużą, żeby wyciągnąć przez nią miarkę.
Przyniosły ją kotu. Ten podziękował, uwolnił mysiega króla i razem z psem wyruszył w drogę powrotną do domu.
Do brzegu rzeki dotarły zwierzęta, gdy już dniało. Nie chciały czekać na prom i postanowiły przeprawić się wpław. Kot wziął miarkę w pyszczek, siadł psu na grzbiet, a pies zaczął energicznie płynąć. Dopływał już prawie do przeciwległego brzegu, gdy nagle zaniepokoił się, czy aby kot nie wypuścił miarki z pyska.
Spytał go:
- Trzymasz ją?
Kot milczał, pies powtórzył pytanie raz, drugi, trzeci, ale nie otrzymał odpowiedzi.
Rozgniewał się i warknął:
- Odpowiadaj wreszcie, trzymasz ją czy nie, bo nie popłynę dalej!
- Trzymam! - odpowiedział kot i w tej samej chwili miarka wypadła mu z pyszczka do wody.

Gdy znaleźli się już na drugim brzegu, pies, zły na siebie za swoją głupotę, podkulił ogon i pomknął da domu. Kot postanowił poszukać czegoś do jedzenia i powędrował brzegiem rzeki. Nagle prawie pod nogi spadła mu wielka zdechła ryba, którą wyrzucili z sieci rybacy.
Kot zabrał się zaraz do uczty i niespodziewanie we wnętrznościach ryby natrafił na coś twardego. Była to miarka!
Kot uradowany złapał ją i zaniósł gospodarzom. Stary rybak i jego żona znowu mogli żyć w dostatku.
Rybak powiedział więc zwierzętom:
- Ty, kocie, okazałeś dużo sprytu, pomogłeś nam odzyskać cudowna miarkę i w nagrodę za to będziesz mieszkać w domu i dostawać smaczne kaski. Twoje zasługi, psie, są o wiele mniejsze niż kota, będziesz więc mieszkać na podwórzu albo pod werandą i dostawać będziesz od nas kości do ogryzania. Pies nie mógł być zadowolony z takiego obrotu sprawy i zazdrościł kotu łask gospodarza.
Od tej pory, jeśli pies spotyka kota, warczy na niego, szczeka i odpędza go jak najdalej. Kot nie pozostaje mu dłużny i gdy nie ma dokąd uciec, parska na psa ze złością i rzuca się na niego z pazurami.


(Pradzieje i legendy Korei, Halina Ogarek-Czoj, Iskry 1981)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 1:58, 19 Paź 2008    Temat postu:

Japońska legenda mówi, że Jezus opuścił Jerozolimę i dotarł do Aomori, gdzie zajął się uprawą ryżu. Katolicy twierdzą, że takie twierdzenie jest nonsensowne. Jednak monument zwany grobem Chrystusa przyciąga podróżników z całego świata. Aby go zobaczyć Kristo no Hakka, jak to miejsce nazywają lokalni mieszkańcy, należy udać się do północnych rejonów Japonii.

Według podań, Jezus nie umarł na krzyżu. Jego miejsce zajął tam jeden z Jego braci. Tymczasem Jezus opuścił Jerozolimę, udał się poprzez Rosję i Syberię do Aomori. Tam został rolnikiem, założył rodzinę i umarł spokojnie w wieku 114 lat.

Rodzina Sawaguchi od wielu lat jest właścicielem ziemie, na której znajduje się grób. Turyści często podejrzewają, że mogą być oni potomkami samego Jezusa i pragną ich poznać. Jednak jak twierdzi Junichiro Sawaguchi, że on i członkowie jego rodziny są buddystami, nie chrześcijanami. Nie roszczą sobie prawa do bycia spadkobiercami Jezusa. Jak wspomina Junichiro, w dzieciństwie jego matka nakreśliła mu na czole znak krzyża, jako symbol szczęścia. I rzeczywiście, krzyż przyniósł szczęście i pieniądze mieszkańcom wioski, którzy zarabiają na tłumach turystów chcących zobaczyć grób Zbawiciela. Stał się on jedyną atrakcją turystyczną regionu, znaną poza granicami kraju.

Skąd się wzięły opowieści o japońskim etapie życia Jezusa? Początki legendy nie są zbyt odległe. Wszystko zaczęło się w latach trzydziestych XX w. Odnaleziono wtedy manuskrypt, który w starożytnym hebrajskim opisywał lata spędzone przez Jezusa w Japonii. Obecnie dokument uznaje się za zaginiony, a sam grób nigdy nie został otworzony. Dziennikarze często pytają lokalne władze, czy twierdzenie, że grób Chrystusa znajduje się na Dalekim Wschodzie nie obraża uczuć religijnych chrześcijan. Odpowiedź jest bardzo dyplomatyczna. „Nie twierdzimy, że ta historia jest na pewno prawdziwa, ani że Biblia się myli. Wszystko co robimy, to podkreślanie, że jest to bardzo interesująca legenda. Interpretacja zależy od ludzi odwiedzających grób”.

Wielu Japończyków ma trudności ze zrozumieniem istoty chrześcijaństwa. Są oni jednak bardzo zainteresowani chrześcijańską tradycją i rytuałami. Śluby w chrześcijańskich obrządku są najpopularniejszą formą zawierania związku małżeńskiego, mimo że nie są sankcjonowane przez jakikolwiek Kościół. Hotele oferują gościom specjalne kaplice, budynki podobne do kościołów są często używane do różnorodnych celów, także rozrywkowych. Restauracja w Nagoya umożliwia zjedzenie posiłku w Sali udekorowanej jak kaplica, z witrażami w oknach i wizerunkami świętych na ścianach. Ta sama restauracja posiada też salę o wystroju celi więziennej, z kratami wokół stołów…

Oficjalnie tylko 1% obywateli Japonii wyznaje chrześcijaństwo. Na podatny grunt trafiają tam jednak grupy wyznaniowe czerpiące z chrześcijaństwa. Pastor jednego z takich kościołów stwierdził, że historia o japońskim życiu Jezusa to tylko niepoważna ciekawostka, która w żaden sposób nie obraża jego wiary. Jak mówi, Japończycy darzą osobę Jezusa i biblię ogromnym szacunkiem. Być może legenda o grobie jest próbą stworzenia powiązania między tradycją chrześcijańską i otwartymi na sprawy duchowe mieszkańcami Kraju Kwitnącej Wiśni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 2:53, 05 Gru 2008    Temat postu:


Skąd się wzięło przekonanie, że taniec pomaga przy ugryzieniu?


Pierwsze wzmianki o tarantyzmie pojawiają się w 1362 roku. Mieszkańcy regionu Apulia wierzyli, że tarantula śpiewa swoją piosenkę podczas ukąszenia. Przekonanie to dzielili zarówno najprostsi wieśniacy, jak i wysoko urodzeni. Objawy ugryzienia mogą być bardzo różne. Mdłości, ból głowy, trudności w mówieniu, paroksyzmy śmiechu lub łez, podniecenie seksualne, paranoja, utrata głosu. Objawy mogły występować w różnych kombinacjach. Zdaniem mieszkańców Apulii tak różnorodne efekty spowodowane są różniącymi się „osobowościami” pająków. Aby muzyka była skuteczna, powinna być dostosowana do konkretnego pająka. Zanim muzycy zaczynali grać, musieli znać kolor pająka oraz miejsce ugryzienia. Potem wybierali melodię. Rytualnemu tańcowi towarzyszyło wiele akcesoriów. Kolorowe kawałki materiału, aromatyczne zioła, takie jak mięta, bazylia i ruta, naczynia wypełnione wodą. Tańczący zachowywali się często w sposób bardzo wyzywający, mogli obwieścić swoje królewskie pochodzenie, żądać miecza do walki z wyimaginowanym wrogiem.

Giovanni Pontano, jeden z najwybitniejszych uczonych Akademii w Neapolu, napisał ok. roku 1480, że mieszkańcy Apulii są bardzo szczęśliwi w porównaniu do innych, gdyż mają zawsze pod ręką wygodne wyjaśnienie dla swoich szaleństw – tarantulę.

Frenetyczne tańce nie pozostały niezauważone przez Kościół. Księża często próbowali praktykować egzorcyzmy na ludziach twierdzących, że zostali ukąszeni, z niezadowalającym jednak skutkiem. Z 1706 roku pochodzi relacja o egzorcyzmach odprawianych na młodej kobiecie, którą duchowni uznali za opętaną. Kiedy pod jej domem przechodzili muzycy, kobieta w dzikiej furii uciekła z domu i pobiegła za odchodzącymi grajkami. Gdy ich dogoniła, padła bez życia na ziemię. Bliscy kobiety poprosili muzyków o zagranie dla niej. Kobieta szybko się podniosła i zaczęła konwulsyjnie tańczyć przez dwie godziny bez przerwy. Po dwóch dniach tańca w pełni wróciła do zdrowia.

Badacze z okresu renesansu i baroku różnie interpretowali pajęczy taniec. Dla jednych był to wspaniały przejaw uzdrawiającej siły muzyki, dla innych ludowa magia i przesądy. Wielu skłaniało się tuż ku teorii, że tańczący ludzie tak naprawdę wcale nie zostali ukąszeni, lecz cierpią na melancholię i delirium. Dla dobra nauki kolejni badacze wystawiali się na ugryzienia, z różnym skutkiem.

W XVIII wieku tarantela straciła na powszechności. Porzucona przez szlachtę, stała się domeną wieśniaków i rzemieślników. W tym czasie muzyczne egzorcyzmy zaczęły być łączone z osobą św. Pawła. Święty ten miał być odporny na ugryzienia żmij, pająków i skorpionów. Potrafił też leczyć zatrucia jadem tych zwierząt. Kościół św. Pawła w Galantinie stał się miejscem pielgrzymek osób ukąszonych i ich bliskich. W 1959 roku historyk religii Ernesto de Martiano był świadkiem rytuału odprawianego nad młodą mężatką. Maria ekstatycznie tańczyła przez prawie dwa dni, a potem oznajmiła, że przemówił do niej św. Paweł i jest uzdrowiona. De Martiano zebrał relacje z wielu rytuałów taranteli, rozmawiał z osobami, które brały w nich udział. Zauważył, że większość z nich to młode kobiety, które doświadczyły w swoim życiu rozczarowania, porzucenia czy rozpaczy. W takim świetle widoczna staje się oczyszczająca funkcja tańca. Pretekstem do rytuału nie było prawdziwe ukąszenie. Pająk, ugryzienie i św. Paweł to dla de Martiano symbole w psychodramie, którą można porównać do wielu „ekstatycznych religii” i „rytuałów opętania”. Tarantela prawdopodobnie wywodzi się z antycznych bachanaliów. Formą muzycznych egzorcyzmów stała się w średniowieczu. Przez wielu uczonych uważana za folklor i przesądy, do tej pory jest formą katharsis dla mieszkańców Apulii, którzy potrzebują uporać się ze swoim życiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:57, 17 Sty 2009    Temat postu:

Caryca Katarzyna, została zamordowana "za karę" rozbiorów Polski. Stało się to w wychodku. Sprytny mechanizm polegał na tym, że półmetrowy szpikulec wbił się w miejscu nader wrażliwym w ciało Jaśnie Wielmożnej Imperatorowej, nie muszę chyba dodawać, po co siadała.

Co ciekawe - Katarzyna II Wielka kazała przerobić oryginalny tron polskich Królów na wychodek. I właśnie na tym wychodku zginęła!



Mieszko Otyły z dynastii piastów,zmarł z przejedzenia. Zjadając 15 pieczonych kurczaków, przepijał kilkoma litrami wina.



Podobno hetman Koniecpolski umarł z miłości. Ożenił się z jakąś magnatką (chyba Zamoyską) i po miesiącu opuścił ziemski padół. Cóż, on miał około 50 lat, a ona gdzieś 17... Chciał być buhajem w łóżku - no i się przeliczył...



Pyrrus, król Epiru, został zabity w bitwie ......dachówką zrzuconą z dachu, przez matkę jednego z wrogich żołnierzy...!



A Michał Korybut Wiśniowiecki- podobno zadławił się kiszonym ogórkiem. Cóż... jaki król-taka śmierć



Stanisław Leszczyński spalił się podczas odpoczynku na fotelu bujanym. Zapalił się od ognia w kominku.



Wspomnę o niechlubnym końcu dynastii Rurykowiczów. Iwan IV Groźny roztrzaskał w jednym z napadów szału głowę swego syna Iwana, przy pomocy monarszego berła. Jego następca Fiodor był tak chorowity, że zmarł bezpotomnie kilka lat po ojcu. Sam Iwan Groźny zmarł podczas partii szachów.



Królowi Anglii Edwardowi II (temu niedorajdzie z filmu "Waleczne Serce") wsadzono w odbyt rozżarzony pręt,aby pokazać potem,że umarł śmiercią naturalną.

Siepacze którzy to zrobili byli prawdopodobnie nasłani przez żonę króla - Izabelę Francuską.
I pomyśleć ze w "Braveheart" Mela Gibsona ową Izabelę grała słodka i niewinna Sophie Marceau. No cóż pozory mylą.



O rozpustne życie oskarżano Władysława Laskonogiego. Zginął na wygnaniu w 1231 r. w wieku 70 lat. Niemiecka dziewucha, którą próbował zgwałcić, rozbiła mu głowę świecznikiem.



Ajschylos został zabity przez żółwia, którego jakiś ptak drapieżny z dużej wysokości upuścił mu na głowę, chcąc rozbić skorupę gada.



Władysław Jagiełło przeżył (cudem) Grunwald, pił tylko wodę - bo ją trudno zatruć, a zginął, bo poszedł na spacer do lasu, z którego słyszał śpiew słowika - przeziębił się śmiertelnie.



J.H.Dąbrowski, wracając ze swoich rodzinnych stron koło Bochni, poślizgnął się przy wysiadaniu z powózki na podjeździe pałacu w Winnej Górze, w wyniku czego otwarła sie mu zadawniona rana na nodze - co wywołało gangrenę...



Zabójca króla Francji Henryka IV został podczas egzekucji "niezaplanowanie" rozerwany na części przez tłum widzów, a następnie te części zostały dosłownie pożarte przez tłum. "Kąski" były ofiarowywane oglądającym egzekucje Polakom, ale oni odmówili, czym wzbudzili nieprzychylność paryżan. Widział to wszystko Jakub Sobieski ojciec Jana, późniejszego króla.



Bolesław Śmiały, po tym, jak skazał na śmierć biskupa krakowskiego Stanisława,musiał uciekać na Węgry. Umarł jako mnich-pokutnik,w tamtejszym klasztorze w Osjaku



Makabra: egzekucja Jerzego Dozsy, przywódcy powstania węgierskich chłopów w 1514 roku. Ranny w bitwie pod Timisoarą, wzięty do niewoli, na rozkaz Jana Zapolyi został spalony żywcem na rozpalonym żelaznym tronie, a następnie... zjedzony przez swych współtowarzyszy (w wypadku odmowy groził im ten sam los)



Ludwik II - biegnąc za wieśniaczką z zamiarem gwałtu nie spostrzegł że drzwi są za małe dla niego i śmiertelnie uderzył się o futrynę



Myślę, że bardzo tajemnicza jest śmierć Grigorija Rasputina. Feliks Jusupow zaprosił go do domu, gdzie poczęstował zatrutym (cyjankiem potasu) jadłem. Rasputin po godzinie czasu skarżył się jedynie na ból brzucha.

Tak więc zamachowiec zaczął mu polewać zatrutym winem. Po wypiciu całej beczułki Rasputinowi jedynie polepszył się humor. Zrozpaczony Jusupow namówił "przyjaciela" do wyjścia na dwór, gdzie strzelił mu z rewolweru w klatkę piersiową. Feliks wraz z kompanami zaciągnął "trupa" do piwnicy, tam jednak Rasputin ocknął się i rzucił się w pogoń za zamachowcem wykrzykując "Caryca się o wszystkim dowie!".

Na zewnątrz towarzysze Feliksa Jusupowa oddali kilka strzałów w plecy i jeden w głowę temu potężnemu mnichowi. Później okładali go policyjną pałką, w końcu wrzucając go do lodowatej rzeki. Gdy go wyłowili, lekarz stwierdził obecność pęcherzyków powietrza i wody w płucach - co znaczy, że Rasputin jeszcze po tym wszystkim oddychał. Po prostu się utopił.



Ciekawie zginął Empedokles. Chciał udowodnić że jest bogiem i wskoczył do wulkanu. Eksperyment chyba się nie udał, bo nikt go już potem nie widział.



Kazimierz Wielki spadł z konia i złamał nogę. Wdało się zakażenie i król umarł.



Nie najlepiej skończył "bohater" dymitriad - Dymitr I, którego Rosjanie najpierw spalili, a potem jego prochy wystrzelono z armaty w kierunku Polski, aby wracał skąd go przysłano...



Król Grecji Aleksander zginął w 1920 r. zabity przez swoją małpkę



Książe Filip,francuski następca tronu został przygnieciony przez własnego konia, który potknął się o świnie. Wtedy król zabronił wyprowadzania świń na paryskie ulice.



Prezydent USA William Henry Harrison umarł z powodu... swojego przemówienia. Gadał tak długo, że zaziębił się biedaczek i wkrótce potem zmarł...



Jeszcze jedna historia o chciwym konkwistadorze Pedro de Valdivii. Schwytany przez Araukanów został nadziany na pal, serce wycięto i zjedzono, ale pierwej nalano mu do gardła rozpalonego złota aby nasycił się tym, czego tak chciwie pożądał.



Pierwszy elekcyjny król Polski - Henryk Walezy, zginął na wychodku, zasztyletowany przez szalonego mnicha. Nim zginął zdążył krzyknąć "Zabijcie go!" i jego straż to właśnie z mnichem uczyniła.



A nikt nie wspomniał o tym, że Attyla, przywódca Hunów i postrach całej Europy zmarł w młodym wieku w noc poślubną. Rzekomo zapił się tak, że dostał krwotoku z nosa i zadusił się własną krwią.



Ryszard Lwie Serce zginął z rąk jednego z panów francuskich, gdy Ryszard przybył do jego posiadłości po nowo odkryte złoto. Sprytny możny ustrzelił Ryszarda z kuszy. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że tuż przed śmiercią Ryszard Lwie Serce pogratulował listownie swojemu zabójcy świetnego strzału.



Król Sparty, Pauzaniasz, dowódca spod Plateji, miał zostać zabity w swoim rodzinnym polis. Skrył się w świątyni, gdzie go zamurowano. Pierwszą cegłę położyła matka Pauzaniasza.



Myślę, że najlepszą śmierć miał Marszalek de Saxe. Zmarł 30 listopada 1750 roku, po wizycie ośmiu "aktorek". W akcie zgonu napisano, ze przyczyną śmierci było nadużywanie kobiet "un surfeit des femmes". Sobie bym takiej życzył.



Także mamelucki sułtan Egiptu Bajbars miał dziwną śmierć. Przyrządził zatruty kumys dla pewnego egipskiego dostojnika, który go obraził, a potem przez nieuwagę napił się z tego samego kubka zanim służba zdążyła go umyć.



Karol (VII?), król Francji - Poślizgnął się na ludzkich odchodach w swoim zamku i uderzył głową o podłogę.



Jakub Szela, po tym jak osiadł w Rumunii, zmarł, utopiwszy sie w kałuży, w którą wpadł wracając z pijackiej nocy. Idealny kandydat do nagrody darwina;]



W początkach rozwoju artylerii,panowała swoista moda na działa ogromnych rozmiarów. Jeden z królów szkockich, zamówił sobie takie coś,co miało budzić powszechny respekt wśród wroga. Było jednakże owo ustrojstwo tak duże, że bali go się także jego poddani, a żaden z puszkarzy nie chciał podpalić lontu. Król się zdenerwował, i chciał pokazać tym wszystkim frajerom, jaki to on jest dzielny i wogóle, i sam podpalił lont.

Efekt: ogromna siła wybuchu cofnęła armatę wprost w króla, którego słudzy musili zbierać w promieniu kilku metrów.



Kazimierz II zwany Sprawiedliwym w końcu XII wieku umarł z powodu... nadużycia alkoholu. Po prostu zachlał się na śmierć.



Żołnierze niemieccy na U-boot'cie U-1206 zgineli przez awarię toalety ;/


Dosyć nietypową śmiercią zginął baron Ungern von Sternberg. Otóż na kilka sekund przed rozstrzelaniem połknął swoje odznaczenie bojowe - Krzyż Świętego Jerzego.



Fryderyk Nietzsche doznał ponoć załamania nerwowego widząc, jak ktoś bije batem konia. Nigdy po tym wydarzeniu nie odzyskał już świadomości, więc można powiedzieć że go to zabiło.



Heraklita z Efezu zjadły psy. Według legendy był tak brudny, że jego własne psy nie poznały go i zagryzły na śmierć. Ale nie ma co się spierać, bo to tylko legenda.



Ryszard Siwiec podpalił się w ramach protestu przeciwko wkroczeniu polskich wojsk do Czechosłowacji w 1968 roku.



A ja słyszałem o Krzysztofie Arciszewskim: przewidział, że jego zwłoki nie zostaną na cmentarzu złożone. I rzeczywiście, w chwili pogrzebu w zbór uderzył piorun. Kościół spłonął, a z nim zwłoki naszego genarała artylerii.



Podobno do Jana Filipa Rousseau, gdy ten leżał na łożu śmierci, przyszedł ksiądz, by udzielić ostatniego namaszczenia. Po tym zaczął śpiewać umierającymu pieśń żałobną. Rousseau miał wtedy powiedzieć : "Jak można tak fałszywie śpiewać?". Po czym zmarł.


Ostatnie słowa Woltera brzmiały : "To nie najlepszy czas, na robienie sobie wrogów". Tak odpowiedział na pytanie księdza, czy ten wyrzeka się diabła.



Siódmy Prezydent Republiki Francuskiej, Współksiąże Andory Félix Faure zmarł w trakcie sprawowania urzędu, w wieku lat 58. Stało się to 16 lutego 1899 roku. Faure stał sobie w swoim gabinecie, oparty plecami o ścianę, a między jego nogami klęczała naga, 20 letnia Marguerite Steinheil. To co robiła, przyprawiło Prezydenta Republiki o atak apopleksji



Może to nie śmierć...ale to okropne.

Książę czeski Udalryk, działając z inspiracji Rychezy, uwięził Mieszka II Lamberta i jako karę za zdradzenie jego córki kazał wykastrować władcę poprzez ściśnięcie genitaliów skórzanym rzemieniem. Kastracja ta sprawiła, iż Mieszko miewał od czasu do czasu chwile przemijającego obłędu



Jak umarł Chodkiewicz, to żołnierze nic o tym nie wiedzieli i nie chcieli walczyć, dopóki nie zobaczą wodza. I ktos wystawił jego ciało przez okno i pomachał jego reką i żołnierze walczyli Smile



"Ciekawą" śmierć miał Dymitr "Bajda" Wiśniowiecki: sprzedany do niewoli tureckiej powiesili go na haku i tak wisiał przez trzy dni. Dopiero wtedy zaczął przeklinać Mahometa - i Turkowie go zabili.



Gen. Sedgewick, który zagrzewał do walki swoich żołnierzy (ponoć chowających się przed strzelcem wyborowym), mniej więcej takimi okrzykami: "wstyd mi za was! dorośli mężczyźni chowający się przed jedną kulką! przecież to jasne, że nawet słonia nie trafiliby z tej odleg..." w tym momencie niestety został postrzelony w głowę.



Król Francji Henryk II uwielbiał turnieje rycerskie. Kapitan jego własnej Gwardii Szkockiej trafił go kopią tak nieszczęśliwie, że przebił się przez ochronny hełm prosto do mózgu. Król zmarł parę godzin później. Ponoć tę śmierć przepowiedział Nostradamus i tak zaczęła się jego kariera Smile



Jedną z ciekawszych śmierci miał król Anglii Karol II. Gdy w 1685r. dostał jakiegoś ataku wezwano dwunastu medyków, którzy rozpoczęli kurację. Najpierw upuścili władcy całą kwartę krwi, następnie za pomocą środków wymiotnych i lewatywy usunęli płyny ustrojowe. W następnych dniach ogolili królowi głowę i przypalali ją gorącym żelazem, napełniali nos tabaką i oklejali jego ciało gorącymi plastrami, które następnie zdzierali. Kiedy nic nie skutkowało zastosowali ostateczne środki i wydrążyli królowi otwory w głowie.
Takiej kuracji biedny król nie wytrzymał.



Gen. Albert Syd Johnson w czasie bitwy o Shiloach został ranny kulą ,która przerwała tętnicę kolanową. Aby zatamować upływ krwi należało założyć opaskę uciskowa powyżej rany, jednak żaden ze sztabowców takiej nie posiadał, a także nie umiał zaimprowizować. Wszyscy stanęli nad umierającym generałem i patrzyli jak konał z upływu krwi. Kiedy składano zwłoki znaleziono opaskę w kieszeni munduru zmarłego.



Admirał Villeneuve (jeden z przeciwników Nelsona) znaleziony został z sześcioma sztyletami wbitymi w ciało. Oficjalnie podana do wiadomości przyczyna śmierci- samobójstwo.



Gdy w 1492 roku śmiertelnie zachorował papież Innocenty VIII medycy zalecili przetoczenie krwi. Poproszono trzech zdrowych młodzieńców (bodajże mnichów), z których spuszczono krew i wtoczono ją do sześćdziesięcioletniego ciała pontyfika. Innnocenty oczywiście nie przeżył eksperymentu (był to pierwszy historycznie potwierdzony przypadek transfuzji krwi). Żaden z młodzieńców również.
Dzieje papieży to skarbnica "dziwnych" śmierci.



Filozof grecki, Chryzyp widząc jak nieporadnie jego osioł próbuje zrywać z drzewa figi, umarł ze śmiechu w 207 r. p.n.e. Smile



historycy.org


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:30, 22 Sty 2009    Temat postu:

1."W czasach Mieszka I i Bolesława Chrobrego Polska nie miała stolicy? Książę i jego drużyna przyjeżdżali do jakiejś części kraju, wyjadali zapasy, a potem jechali dalej."
2."W języku naszych przodków imię Bolesław oznaczało: "mający okryć się większą sławą"? Aż do połowy XV wieku było ono zastrzeżone tylko dla potomków Mieszka I."
3."Stefan Batory nigdy nie nauczył się mówić po polsku, dlatego z Polakami rozmawiał po łacinie."
4."W listopadzie 1918 roku wojsko polskie liczyło...5 tysięcy żołnierzy? Pod koniec następnego roku było ich już 600 tysięcy."
5."Po zajęciu Kijowa Polaków ogarnął entuzjazm. Gdy Piłsudski przyjechał do Warszawy, mieszkańcy stolicy wyprzęgli konie z jego powozu, a potem pociągnęli go sami!"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:01, 17 Kwi 2009    Temat postu:

Zawsze napawały mnie ciekawością dawne mity. Mam w domu zbiór mitów prawie z całego świata. (napadam na antykwariaty)

Najbliższa nam jest mitologia bałtyjska



źródło: [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:07, 17 Kwi 2009    Temat postu:

Zawsze bardziej orientowałam się w mitologii Greków niż naszej, rodzimej....



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:53, 31 Maj 2009    Temat postu:

Rzymianie w czasach Republiki mierzyli czas miesiącem księżycowym. Powstało 12 miesięcy dających w sumie 355 dni w roku. Aby się pory roku zbytnio nie pomieszały, dodawano kilka tygodni do wybranego ad hoc miesiąca.
Sytuacja sprzyjała skorumpowanym urzędnikom .
Zaczęli manipulować czasem, przedłużając własne kadencje i skracając kadencje swoich przeciwników. W efekcie "kradli "czas przedłużając sobie możliwość nabijania kabzy.
W rezultacie rzymski kalendarz był w 44 roku pne. O 2 miesiące przesunięty.
Na scenę wkroczył Juliusz Cezar.
Z jego rozkazu zmieniono kalendarz z księżycowego na - słoneczny.
- Nie wystarczy mu rządzić ziemia, chce władać niebem - mruczeli malkontenci.
Aby wyrównać rok kalendarzowy Cezar dodał 2 miesiące "extra" pomiędzy listopadem a grudniem. Na tej samej zasadzie "wcisnął" 3 dodatkowe tygodnie miedzy lutym a marcem.
W efekcie powstał "Rok" jakiego świat nie znał - 445 dni!
Historycy zanotowali ten rok jako "Rok konfuzji". Cezar zaprzeczył.
-To koniec konfuzji - oświadczył twardo. I miał racje.
Pomysł reformy kalendarza podsunęła Cezarowi Kleopatra. Poznała Władce Rzymu ze znakomitym egipskim astronomem Sosigenesem. Sosigenes wyjaśnił mu zasady kalendarze słonecznego. Cezar zabrał Sosigenesa do Rzymu. Tak się zaczęło.
W starym, rzymskim kalendarzu dzień był dzielony na 12 godzin światła i 12 godzin ciemności. W efekcie godzina długiego, słonecznego dnia mierzyła 1 godzinę 15 minut, a godzina zimowego, krótkiego dnia zaledwie 45 minut. Nowy kalendarz "wyrównał" te wszystkie nieprawidłowości. Przez 1500 lat funkcjonował pod nazwa "Kalendarza Juliańskiego".



źródło: [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Kama




Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 640
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 57 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:33, 11 Paź 2009    Temat postu:

Winland

- wikingowie dotarli do Ameryki Północnej na przełomie X i XI wieku. Opisują to: Saga o Grenlandczykach i Saga o Eryku Rudym.

- teren do którego dotarli nazwali Winland. W 1960 roku archeolodzy odkryli pozostałości osady Leifa w L'Anse-aux-Meadows na Nowej Funlandii. Winland miał oznaczać Kraj Traw. Kolonia przestała istnieć około 1025 roku.

Zimbabwe


- Wielkie Zimbabwe to miasto otoczone murem o wysokości od 5 do 10 metrów. Kamienie są ściśle dopasowane do siebie, a ułożone zostały bez żadnej zaprawy. Zajmuje teren 40 hektarów.

- do dziś nie wiadomo przez kogo zostało wzniesione.

- najciekawsza jest tzw. "budowla eliptyczna", która miała być zbudowana według legend w odległych czasach. Wtedy kiedy kamienie były jeszcze miękkie i można było łatwo budować. Nazywana jest mumbahuru czyli "dom wielkiej kobiety", ale nie znane jest jej przeznaczenie"

- wielką tajemnicą jest 10 metrowa wieża o obwodzie 18 metrów, na którą nie można wejść (nie ma schodów), ani dostać się do środka.

- nie wiadomo dlaczego ludzie wynieśli się z terenu miasta. Nie ma śladów żadnych katastrof czy też wojen.

Wyspa Wielkanocna


- na jej terenie znajdują się wielkie kamienne posągi w liczbie tysiąca. Nazywane są moai. Nie ma dwóch identycznie wyglądających posągów.

- nie wiadomo w jakim celu moai zostały postawione. Teorie mówią, że są to pomniki zmarłych w których zawarta jest ich nadprzyrodzona siła (mają być duchami opiekuńczymi żyjących)

- pismo rongo-rongo jest do teraz nieodczytane. Nie wiadomo nawet czy rongo-rongo jest pismem czy po prostu obrazkami, które miały przypomnieć oglądającemu je już znaną historię.

Inkowie


- nazwa Inkowie nie pochodzi od ludu, ale od imienia władcy, który tytułował się inka (odpowiednik króla)

- potrafili wytapiać platynę, która do XVIII wieku była nieznana w Europie.

- znali "pismo" węzełkowe kipu. Używane było zarówno do celów rachunkowych jak i historycznych. Do dzisiaj pozostaje nieodczytane. Kipu składało się z różnokolorowych sznurków przywiązanych do grubszej liny albo patyka. Na sznurkach robiono węzełki, które oznaczały konkretne liczby.


Eldorado


- legenda bierze się od plemienia Czibców żyjącego na terenie dzisiejszej Kolumbii. Rok w rok wódz plemienia składał ofiarę bóstwom, która polegała na rozebraniu się do naga, natarciu ciała żywicą i obsypaniu złotym proszkiem. Wódz wyglądał jak postać ze złota. Następnie wypływał na jezioro Guatavita i wyrzucał do wody wyroby ze złota. Stąd z hiszpańskiego el hombre dorado czyli pozłacany człowiek.

- już w 1545 Hernan Peres de Quesada wydobył z dna wielką ilość złota. Kilkadziesiąt lat później dokonał tego samego Antonio de Sepulvedo. Do dzisiaj ludzie starają się dostać na dno jeziora w celu znalezienia złota.



Tunguzka


- ludzie zauważyli na niebie płonący obiekt. Kiedy zniknął z ich pola widzena usłyszeli serię dzwięków, które były podobne do wystrzałów. Aż 70 km dalej w Wanawara ludzie spadali z krzeseł w wyniku wstrząsu po uderzeniu. Doznawali też oparzeń. Uderzenie było zarejestrowane przez sejsmografy na całym świecie. Przez kilka kolejnych nocy niebo było tak jasne, że w Anglii można było czytać książki po zmierzchu. Chmury nabrały dziwnego, czerwonego koloru. Ludzie myśleli, że to koniec świata

- jedna z teorii mówi, że zniszczenia spowodowane są uderzeniem meteorytu. Jednak teoria ta ma jeden słaby punkt. Nigdzie nie znaleziono krateru. Naukowcy sugerują, że mógł on wybuchnąć kilka kilometrów nad ziemią.

- jeden z badaczy Leonid Kulik ujrzał na miescu drzewa, które leżały w promieniu 40 km. Tworzyły one kształt podobny do skrzydeł motyla. Drzewa były zupełnie oddarte z gałęzi. Zostały określone mianem "lasu słupów telegraficznych"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:52, 22 Lip 2020    Temat postu:

Badania archeologiczne prowadzone i w KRLD, i w południowej części półwyspu odsłaniają coraz to nowe świadectwa świetnej przeszłości tego kraju. Zachowane do dziś, przedrukowywane i tłumaczone na język współczesny zabytki starej literatury koreańskiej przekazują wieie mitów, legend i cudownych opowieści . Mitologia koreańska stosunkowo mało uwagi poświęca kosmogonii i kosmologii , za to bardzo szczegółowo, z podawaniem dat, opisuje narodziny i działania mitycznych władców, założycieli pierwszych państw koreańskich. Najwięcej mitów i legend znajdujemy w dwu dziełach klasycznej prozy koreańskiej : Samguk sagi (kronikach trzech królestw z XU wieku) i Samguk jusa („Pozostałości z okresu trzech królestw" z XIIl wieku). Pierwsze sporządził uczony konfucjanista Kim Busik; drugie mnich buddyjski lrjon. To, co przeoczył lub umyślnie przemilczał jeden, uzupełnia drugi. Wiele ciekawych infonnacji podaje również utwór Li Synghju z 1287 roku Dzewang ungi - „Rymowana historia (panowal1) królów", a także poemat Li Gjubo Tongmjong wang - „Król Tongmjong" z 1195 roku. Bardzo cennym źródłem do poznania pradziejów Korei są również kroniki chińskie podające wiele wiadomości o „wschodnich barbarzyńcach". Spisane i opracowane w XX wieku opowieści ludowe, przekazywane dotychczas w tradycji ustnej, a także fragmenty zaklęć szamanek dostarczają dodatkowych informacji o wierzeniach Koreańczyków, które nie zachowały się w innej formie w piśmi ennictwie oficjalnym. Przy przygotowaniu niniejszej publikacji korzystałam głównie z opracowań mitów i legend dokonanych przez uczonych z KRLD.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:53, 22 Lip 2020    Temat postu:

Rozdział I MITY KOSMOGONICZNE Jak powstała ziemia, czyli skąd się wzięły góry, rzeki, równiny i morza? W Korei istnieją co najmniej trzy typy opowieści o początkach ziemi koreańskiej , jedna ma charakter bardziej uniwersalny, dwie pozostałe tłumaczą powstanie najwyższych grzbietów górskich na pólnocy pólwyspu i uformowanie się największej wyspy koreańskiej Dzedzu. Zacznijmy od pierwszej . W jednej z krain niebiańskich żyła kiedyś piękna dziewczyna. Kochał ją bardzo król tej krainy i gdy zdarzyło się, że zgubiła swój ulubiony pierścionek, wszystkich swych poddanych zatrudnił przy poszukiwaniu klejnotu. Na próżno. Nigdzie nie znaleziono pierścionka. Król doszedł do wniosku, że musiał on spaść na ziemię. Wysłał więc na poszukiwanie olbrzyma. Ziemia w tym czasie stanowiła jedną masę grząskiej gliny, nie uformowanej jeszcze w góry, równiny, rzeki i morza. Olbrzym rozpoczął poszukiwania w tym grzęzawisku. Części gliny, które wydźwignął do góry, zastygły w nadanym im kształcie i stały się łańcuchami i szczytami górskimi, doły, które wykopał, napełniły się wodą i tak powstały morza, rzeki popłynęły korytami, które wyżłobiły palce olbrzyma, a miejsca, które wygładził swymi olbrzymimi dłońmi, stały się równinami. Nie wiadomo tylko, czy znalazł przy tym pierścionek, po który go wysłano. Druga opowieść zakłada, że na Półwyspie Koreańskim żyli już ludzie zorganizowani w j akiś związek u państwowy, a tylko pólnocne krańce pólwyspu i tym bardziej rozległe, dzikie tereny Mandżurii stanowiły ziemię nieznaną. Dawno, dawno temu żył olbrzym. Musiał się obywać bez ubrania, bo nigdzie nie można było znaleźć pasującej na niego sztuki odzieży. W zimie cierpiał więc bardzo z powodu chłodów. Król rządzący tym państwem nakazał zbiórkę odzieży we wszystkich prowincjach, a następnie polecił krawcom sporządzić z niej szatę dla olbrzyma. Praca ta wymagała wiele trudu, po kilku miesiącach szata była wreszcie gotowa. Niestety była za krótka. Jednak nic więcej nie udało się zrobić, ponieważ zabrakło materiału. Ofiarowano ją olbrzymowi jako dar króla. Olbrzym odział się w nią natychmiast i aż zatańczył z radości, wysoko na przełęczy górskiej. I oto nagle cała ziemia okryła się ciemnością. To szata olbrzyma, rozwiewająca się w tańcu, zakryła promienie słońca. Brak słońca odbił się niekorzystnie na zbiorach i lud zwrócił się z prośbą do króla, aby wypędził olbrzyma. Król, rozgniewany nie na żarty, rozkazał swej annii, by wygnała olbrzyma poza granice królestwa. ajsilniejsi wojownicy poszli oznajmić mu wolę króla. Gdy dotarli na przełęcz, na której stał olbrzym, zakrzyknęli gromko: - Olbrzymie! On jednak niczego nie usłyszał, uszy jego były zbyt daleko od stóp. Wojownicy zaczęl i się wi ęc wspinać po nogach olbrzyma. Po wielu miesiącach dotarli na wysokość pępka. Wtedy zakrzyknęli znowu: - Olbrzymie! Szata twoja zakryła słońce, nic nie dojrzewa! Król rozkazał wypędzić cię poza granice kraju! l tak olbrzym znalazł się na dzikich polach Mandżurii . Był głodny i spragniony, a nie miał żadnego pożywienia. Począł więc zagarniać ziemię i próbował oszukać nią głód, ziemię tę popijał morską wodą. Nie wyszło mu to na zdrowie. Wkrótce zaczęło mu okrutnie burczeć w brzuchu, przypomi nało to groźne grzmoty w czasie wielkiej burzy. Kiszki jego nie były w stanie zatrzymać dłużej mas pochłoniętej łapczywie gliny. Z jego ekskrementów powstały wysokie łańcuchy górskie na pograniczu Mandżurii i Korei, w tym najwyższa góra Korei Pektusan. Przy opróżnieniu pęcherza olbrzyma powstało jezioro Czhondzi i wyżłobione zostały koryta dwu wielkich rzek Amnokkang i Tumangang. Zakończen i e legendy przypomina nieco chi ński mit o Pan Ku, który wyłonił się z chaosu, a umierając zapoczątkował istnienie wszechświata - z głowy jego powstało pięć wielkich szczytów, tłuszcz zmienił się w morza, a oczy w słońce i ksi ężyc, albo też fragment japońskiego mitu o Izanami, która konaj ąc, po wydaniu na świat boga ognia, stworzyła jeszcze z wydzielin swego organizmu boga metalu, boginię wody i bogi ni ę gliny. Trzeci wariant mitu kosmogonicznego popularnego w Korei nie zachował się w całości, a jedynie we fragmentach. Występuje w nich olbrzymka zwana Sonmunde Halmang. Miała ona zaczerpnąć garść gliny niesionej w podołku spódnicy i cisnąć ją w morze - w ten sposób powstała wyspa Dzedzu, a znajdujące się na niej góry, z najwyższą z nich Hal łasan, miały się ufonnować z gliny ściekającej spomiędzy palców olbrzymki. Halmang traktowała później Hallasan jak poduszkę, wspierała na niej głowę, gdy była znużona, a nogi zanurzała w morzu i pluskała nimi dla zabawy. Jej ciężkie pięty oderwały kawałki lądu od dużej wyspy i powstały w ten sposób maleńkie wysepki . Czasem prała swą odzież w morzu, czasem gotowała sobie jedzenie stawiając kociołek na szczytach trzech strol mych skał w Songsang. Mieszkańcy wyspy pragnęli bardzo mieć jakieś stałe połączenie z lądem. Halmang wysłuchała ich próśb i zaczęła budować most. Za tę przysługę miano jej zapłacić uszyciem jedwabnej sukni. Mieszkańcom wyspy udało się zebrać jedynie dziewięćdziesiąt dziewięć zwojów jedwabiu, oo wystarczyło tylko na halkę. Rozgniewana olbrzymka nie dokończyła zaczętej pracy i w stronę wyspy Dzedzu wysuwają się z Półwyspu Koreańskiego przylądki, zbliża się jakby do niej gromadka wysp i wysepek, nie można ich jednak nawet dostrzec gołym okiem. Rozgniewana olbrzymka zgarnęła jeszcze sam czubek Hallasan i rzuciła w niebo, gdy spadł on na brzeg, utworzył górę Sanbangsan, a na szczycie Hallasan powstało jezioro Białego Jelenia. Wyspa Dzedzu, odległa o 50 mil od Półwyspu Koreańskiego, różni się od niego i budową geologiczną Gest pochodzenia wulkanicznego), i klimatem, zwyczajami i j ęzykiem mieszkańców (dialekt wyspiarzy jest niemal niezrozumiały dla Koreańczyków z półwyspu). Nic więc dziwnego, że i mity i legendy ma różne, a do dziś jest ostoją szamanizmu, wciąż odbywają się tam np. ceremonie ku czci wspomnianej Halmang

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:54, 22 Lip 2020    Temat postu:

Również mit mówiący o praprzodkach mieszkańców Korei jest inny na Dzedzu, a inny na półwyspie. Potop i prarodzice ludzkości W początkach istnienia świata żyli na nim brat i siostra. Uratowali się z potopu płynąc na pniu wielkiego drzewa, które dobiło do wierzchołka jakiej ś wysokiej góry. Uważali, że są zbyt blisko spokrewnieni, aby mogli żyć ze sobą jak mąż z żoną. Równocześnie jednak zdawali sobie sprawę z tego, że na nich nie może skończyć się ród ludzki. Oczekiwali jakiejś wskazówki niebios. Pewnego dnia staczali z wierzchołka góry kamienie do żaren. Brat po wschodnim, a siostra po zachodnim zboczu. Gdy znaleźli się już na dole, ujrzeli, że kamienie same się połączyły - jeden leżał na drugim. Uwierzyli wtedy, że wolą nieba jest, by zostali małżeństwem. Dali więc życie wielu dzieciom, które później mnożyły się z pokolenia na pokolenie. W Korei istniejejeszcze inna bardziej rozbudowana wersja mitu o potopie. A oto ona: Rosło kiedyś wielkie, potężne drzewo laurowe. Zstępowała często na nie z nieba wróżka. Upodobała sobie to drzewo, jego liście, konary. Ze związku wróżki z drzewem narodził się syn - Mok Dorjong. Gdy miał on siedem lat, wróżka wróciła do nieba, a syn pozostał z ojcem. Pewnego dnia rozległy się grzmoty i zaczęła się ulewa. Padało bez przerwy przez wiele miesięcy. Ziemi ę pokryły wzburzone wody. Powódź zagroziła i wielkiemu drzewu. Powiedziało ono wtedy do chłopca: - Jesteś moim synem. Boję się, że ulegnę w walce z żywi ołem, gdy zwali mnie woda, musisz czym prędzej wdrapać się na mnie. Tylko w ten sposób zdołasz się uratować. Mok Dorjong zrobił, jak polecił mu ojciec, i przez wiele dni płynął na drzewie unoszonym przez fale. Pewnego dnia ujrzał gromadę mrówek unoszących się na wodzie. Zaczęły go błagać: - Synu drzewa, ratuj nas! Chłopiec spytał drzewo, czy wolno mu udzielić im pomocy, a gdy otrzymał odpowiedź twierdzącą, pozwolił mrówkom wdrapać się na drzewo. Płynęli dalej razem - chłopiec i mrówki. Po j akimś czasie nad drzewo nadleciała chmara komarów. Zaczęły również błagać chłopca ratunek. Ojciec zezwolił mu także na uratowanie komarów - obsiad~y wi ęc czym prędzej pień i liście i odtąd płynęli chłopiec, mrówki i komary. W końcu spotkali na swej drodze chłopca w tym samym wieku co Mok Dorjong. Resztką sił utrzymywał się na wodzie. I on poprosił o zgodę na wdrapanie się na drzewo. Drzewo jednak dwukrotnie odpowiedziało - nie! Dopiero gdy Mok Dorjong po raz trzeci spytał : - Ojcze, czy mogę uratować tego chłopca? - otrzymał odpowiedź: - Rób, jak chcesz. A był to już ostatni moment, tonący już, już miał znik nąć pod wodą, gdy syn drzewa dopomógł mu wdrapać się do siebie. Płynęli więc j uż dwaj chłopcy, mrówki i komary. W końcu drzewo dopłynęło do czegoś, co przypominało wyspę. Był to szczyt wysokiej góry, równej chyba wysokością górze Pektu. Mrówki i komary opuściły drzewo. Żegnaj ąc si ę z Mok Dorjongiem obiecały odwdzięczyć si ę mu za jego dobroć. Obaj chłopcy udali się na poszukiwanie pożywienia i trafili na dom, w którym mieszkała starsza kobieta z dwiema córkami: rodzoną i przybraną. Przyjęła chłopców serdecznie, nakarmiła i zatrudniła przy pracach w gospodarstwie. Z powodzi nie uratował się już nih. Deszcz ustał, wody opadły, można było znowu zająć się uprawą roli. Kobieta postanowiła pożeni ć chłopców ze swymi córkami, własną chciała dać mądrzejszemu z nich, bardziej wa1iościowemu. Zamiary jej przejrzał niedoszły topielec i postanowił wykorzystać to dla siebie. Powiedział kobiecie, że Mok Dorjongjest niezwykle zręczny, a jako dowód podał, że potrafi on rzekomo w ciągu pół godziny wyzbierać z piasku ziarna prosa w objętości całego worka. Namówił też kobietę, by wypróbowała Mok Dbrjonga. Kobieta wysypała na piasek ziarno z worka i poleciła wyzbierać je synowi drzewa. Ten próbował się wymigać od niewygodnego polecenia, ale bezskutecznie. Wziął się więc do pracy, lecz wkrótce zrezygnowany siadł na ziemi ze zwieszoną smutnie głową - musiałby mi eć chyba pół roku czasu, żeby zrobić to, czego od niego żądano. agle coś ugryzło go w piętą. Odwrócił się i zobaczył dużą mrówkę. Była to jedna z tych, które uratował. Spytała, czemu się tak martwi, a gdy poznała przyczynę jego zmartwienia, sprowadziła tysiące innych mrówek i w ciągu kilku minut ziarna znalazł y się z powrotem w worku. Drugi chłopi ec podejrzał jednak, że Mok Dorjongowi pomogły mrówki i powiadomił o tym kobi etę. Postanowiła ona poddać chłopców jeszcze jednej próbie. Powiedziała do nich: - Lubi ę was obu, trudno powiedzieć, którego bardziej, nie umiem więc zdecydować, któremu z was dać rodzoną córkę, a któremu przybraną. Sami musicie wybrać swój los. Dziś jest ostatni dzi eń m i esiąca. Noc będzie ciemna, bezksi ężycowa. Musicie wyjść wieczorem za bramę i czekać talii w ci emnościach, póki nie zawołam. Umi eszczę jedną córkę we wschodnim a drugą w zachodnim pokoju. Gdy was zawołam, sami zdecydujecie, który do którego pokoju ma wejść - sami wybierzecie sobie żony. Jak powiedziała, tak się stało. Po wieczornym posiłku chłopcy wyszli poza bramę i cierpliwie czekali na sygnał powrotu. Po jakimś czasie rozległ się głos kobiety. Mok Dorjong zastanawi ał się właśnie, w którym kierunku skierować swe kroki, gdy nagłe zabrzęczał mu nad uchem wielki komar. - Synu drzewa, wejdź do wschodniego pokoju, tylko do wschodniego pokoju - posłuchał głosu koma- 13 ra, wszedł do pokoju leżącego we wschodniej części domu i znalazł tam piękną córkę gospodyni. Drugi chłopiec wszedł do pokoju zachodniego i znalazł w nim córkę przybraną. M ówią, że te dwie pary żyły szczęśliwie długi e lata. Miały dużo dzieci. Uważa się ich za przodków wszystkich żyjących dziś ludzi na ziemi. Mit mówiący o zasiedleniu wyspy Dzedzu nie wiąże losów prarodziców z potopem, lecz z zi emi ą, zawiera też elementy sugerujące związki mieszkańców tej wyspy z mieszkańcami Japonii, przypisując nawet tej ostatniej wyraźni e misję cywil izacyjną w stosunku do Dzedzu. Mit ten bywa zaliczany do typu mitów mówiących o powstaniu poszczególnych państw koreańskich, sądzę jednak. że słuszniej będzie przytoczyć go przy mitach typu kosmogonicznego. Skąd się wzięli ludzie na wyspie Dzedzu, ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum www.anowi.fora.pl Strona Główna -> trochę historii Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Arthur Theme
Regulamin