www.anowi.fora.pl www.anowi.fora.pl
www.anowi.fora.pl
FAQFAQ  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ProfilProfil  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  GalerieGalerie  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości  ZalogujZaloguj 

śmieszne teksty

 
Odpowiedz do tematu    Forum www.anowi.fora.pl Strona Główna -> Strefa śmiechu
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:26, 30 Sie 2020    Temat postu: śmieszne teksty

Pewne amerykańskie małżeństwo, w którym mężczyzna nie mógł niestety mieć dzieci, postanowiło skorzystać z usług tzw. zastępczego ojca. Po dokonaniu wszelkich niezbędnych ustaleń i formalności małżonek wyszedł na golfa, zostawiając żonę w oczekiwaniu na przybycie "specjalisty". Przypadek sprawił, że w tym samym dniu w miasteczku zjawił się objazdowy fotograf, specjalizujący się w zdjęciach dzieci. Zadzwonił do drzwi w nadziei na zarobek.
- Dzień dobry, madame, ja jestem...
- Ależ wiem, oczekiwałam pana - odpowiada kobieta i prowadzi go do środka.
- Ooo, doprawdy? - zdziwił się fotograf. - Ja, widzi pani, specjalizuję się w dzieciach...
- Wspaniale, właśnie o to chodziło mężowi i mnie. - mówi kobieta i po chwili pyta spłoniona z emocji: - To gdzie zaczniemy?
- No cóż - odpowiada fotograf - myślę, że może pani zdać się zupełnie na mnie. Mam duże doświadczenie. Z reguły zaczynam w kąpieli, tak ze dwa - trzy razy, później zwykle ze dwie pozycje na kanapie, w fotelu i z pewnością parę w łóżku. Nieraz doskonałe efekty osiąga się na dywanie w salonie... Naprawdę można się wyluzować...
"Dywan w salonie..." - Myśli kobieta. - "Nic dziwnego, że mnie i Harry''''emu nic nie wychodziło..."
- Droga pani, nie mogę gwarantować, że każde będzie udane. - kontynuuje fotograf. - Ale jeżeli wypróbuje się kilkanaście pozycji, jeżeli strzelę z sześciu - siedmiu różnych kątów, wówczas jestem pewien, że będzie pani zadowolona z rezultatu...
Kobieta z wrażenia zaczęła wachlować się gazetą, a facet nawija dalej:
- Musi się pani również liczyć z tym, że w tym zawodzie, podczas roboty, człowiek cały czas jest w ruchu. Kręcę się tu i tam, wchodzę i wychodzę nieraz kilkanaście razy w ciągu minuty, ale proszę mi wierzyć, że rezultaty mojej pracy rzadko zawodzą oczekiwania...
Kobieta usiadła przy otwartym oknie, spocona z wrażenia...
- Ha! A żeby pani widziała, jak wspaniale wyszły mi pewne bliźniaki!
Zwłaszcza biorąc pod uwagę trudności, jakie ich matka robiła mi przy współpracy...
- Taka była trudna? - spytała mdlejącym głosem kobieta.
Straszliwie... Żeby uczciwie zrobić robotę, musieliśmy pójść do parku. Ale był cyrk! Ludzie tłoczyli się dookoła ze wszystkich stron, żeby zobaczyć mnie w akcji... TRZY GODZINY! Proszę sobie tylko wyobrazić:
TRZY GODZINY ciężkiej fizycznej pracy! Matka cały czas się darła tak głośno, że z trudem mogłem się skoncentrować. W końcu musiałem się spieszyć, bo zaczynało się robić ciemno. Ale naprawdę się wkurzyłem, kiedy wiewiórki zaczęły mi obgryzać sprzęt...
- Sprzęt... - głos kobiety był ledwo słyszalny. - Chce pan powiedzieć, że wiewiórki naprawdę obgryzły panu... khem.. sprzęt..?
- Hehehe, a skądże, połamałyby sobie zęby, twardy jest jak hartowana stal...
No cóż, jestem gotów, rozstawię tylko statyw i możemy się zabierać do roboty.
- STATYW ?
- No a jakże, muszę na czymś oprzeć tę armatę, za ciężka jest, żeby ją stale nosić... Proszę pani! Proszę pani! Jasna cholera, ZEMDLAŁA


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:01, 03 Wrz 2020    Temat postu:

Moja matka to fanatyczka pelargonii. Tak, dobrze usłyszeliście. Nie interesuje się jak inne matki, kotami, serialami, czy memami z minionkami.
Na początku wszystko zaczęło się niepozornie. Coś tam od czasu do czasu gadała, że sąsiedzi mają kwiatki, a ona nie, ale wtedy nie spodziewałem się tego wszystkiego co stało się później.
Pewnego dnia pojechaliśmy do leroja kupić pelargonie, bo były w promocji. Zaczęło się od przeszukiwania całego działu "ogród" w poszukiwaniu najładniejszych badyli. Gdyby nie dupny napis nad nami PELARGONIE MIX PROMOCJA 4,99/szt. pomyślałbym, że wciskają ludziom jakieś do niczego niepodobne chwasty z 3 liśćmi na krzyż, a nie kwiaty.
Przez cały czas wykonywałem polecenia typu "a zdejmij tamtego z góry", "Weź tego drugiego, bo ten ma obeschniętego listka", "Potrzymaj te 3, a ja idę jeszcze z drugiej strony popatrzeć, bo może tam są jeszcze jakieś".
W pewnym momencie zadano mi pytanie, która sadzonka jest ładniejsza. Do wyboru miałem dwa identycznie wyglądające badyle z kilkoma liśćmi. To była pułapka. Dobrze wiedziałem, że nie ma dobrej odpowiedzi, a właściwie to, że każda moja odpowiedź będzie zła i matka wybierze tą drugą sadzonkę...
W końcu po godzinie mięliśmy wybrane 6 sadzonek.
Zaczęliśmy kierować się do kasy, kiedy to matka zauważyła, że postawili CAŁĄ PALETĘ nowych pelargonii na głównej alejce. No jprdl.
Szliśmy szybkim krokiem, "żeby nam nie powybierali najlepszych", i będąc jeszcze na dziale z łazienkami, matka powiedziała, żebym wywalił z koszyka dotychczasowe zdobycze.
Początkowo powiedziałem, że odwiozę je z powrotem, ale ona powiedziała, że "nie będziemy tu tracić całego dnia" i popatrzyła na mnie złowrogim wzrokiem, jak nigdy. Nie miałem innego wyboru. Rozejrzałem się czy nie ma nigdzie nikogo z obsługi i postawiłem pelargonie na jakimś sedesie czy czymś podobnym...
Cała zabawa zaczęła się od początku z tym, że teraz musieliśmy jeszcze walczyć z innymi Grażynami o sadzonki. Nie pamiętam co było dalej i jak znalazłem się z powrotem w domu, ani skąd w samochodzie znalazło się 25 sadzonek pelargonii...
Pół kolejnego dnia jeździliśmy po mieście w poszukiwaniu odpowiednich doniczek. Bo wiecie, to nie mogły być zwykłe doniczki, tylko takie specjalne na balustradę. Drugą połowę dnia nosiłem tam i z powrotem worki z ziemią. Na szczęście matka nie wiedziała, że są różne rodzaje ziemi i kupiliśmy uniwersalną.
Trzeci dzień minął pod znakiem sadzenia i ustawiania doniczek. Myślałem, że to będzie koniec tej historii, ale nic bardziej mylnego.
Tego samego dnia przyszła burza. Co się działo! Podczas gdy mieszkańcy miejscowości obok walczyli o życie, bo im zapora mogła pęknąć, ja zostałem wysłany na walkę o sadzonki.
Cały mokry wróciłem do domu, ale moje poświęcenie nie zostało w żaden sposób docenione. Matka stała przyklejona do szyby i patrzyła na przeniesione przeze mnie na parapet pelargonie.
Od razu po burzy pobrała sobie 4 aplikacje do sprawdzania pogody i od tamtego dnia jak tylko pokaże się jakaś chmura deszczowa na horyzoncie, albo co gorsza któraś aplikacja pokaże, że prawdopodobieństwo opadów wynosi więcej niż 70%, to muszę przenosić 9 superbalustradowychdoniczek na parapet.
Do tej pory komputer stał i matka sporadycznie korzystała z niego, żeby zrobić jakiś przelew albo poczytać jakieś wątpliwej jakości wiadomości.
Pewnego dnia patrzę sobie na YT a tam w proponowanych "Jak sadzić pelargonie", "Pelargonia na balkonie pielęgnacja", "Choroby i szkodniki pelargonii". Nie mówiąc już o reklamach doniczek i kwiatów na wszystkich stronach internetowych.
Przez cały tydzień musiałem słuchać, jak matka chwali się wszystkim, że ona kupiła pelargonie po 5 złotych, a ciotka przepłaciła, bo kupowała po 12. Ostatnio ciotka zadzwoniła i 3 godziny rozmawiały przez telefon o kwiatkach. Ciotka to wgl ma mnóstwo kwiatków i siedzi w temacie, a matka zawsze jak byliśmy u niej mówiła, że ona ma to wszystko takie ładne i zadbane. Oczywiście mówiła to mnie, ale nigdy ciotce. Rozmowa skończyła się, gdy ciotka powiedziała, że to trzeba dużo doświadczenia, a matka dopiero zaczyna. Wtedy matka się zdenerwowała i powiedziała, że ona se w internecie wszystko przeczytała i już wie więcej od niej i się rozłączyła.
Następnego dnia znów pojechaliśmy do merlina, tym razem kupić nawóz. (Ogólnie, to moim zdaniem powinno się zakazać sprzedawania zielska w sklepach budowlanych). Matka kazała mi czytać po kolei składy wszystkich 8 rodzajów nawozów, bo przeczytała w internecie, że pelargonie nie lubią azotu. Nie ważne że był tam jeden nawóz z jebutnym napisem "nawóz do PELARGONII".
No i czytam: Azot - 7,5%, Azot w formie amonowej - 1,75%, Azot w formie azotanowej - 1,75%, Azot w formie amidowej - 0,4%, Pięciotlenek fosforu - 4%, Tlenek potasu 5%. Już chciałem jej powiedzieć, że te nawozy to właściwie sam azot i w każdym z nich jest to samo, ale ledwo kończąc czytać ostatni skład dostałem rozkaz podliczenia ile w sumie jest tego azotu w każdym z nawozów.
Oczywiście, że nie wzięliśmy tego nawozu co był do pelargonii, bo okazało się, że miał najwięcej azotu ze wszystkich XDDDDDDD
W międzyczasie badyle się rozrosły i zaczęły przypominać to czym są w rzeczywistości. Nie zmieniło się jedno - matka cały czas o nich gadała. Przy śniadaniu, przy obiedzie i przy kolacji. Do niedawna brałem książki i uczyłem się, żeby mnie zostawiła w spokoju, ale teraz gdy rok szkolny się skończył nie mogę zaznać chwili spokoju w domu.
Matka codziennie każe mi patrzeć na każdą z 24 sadzonek (bo jedna uschła) w tych 9 doniczkach i podziwiać. "Widzisz jaka jest MOC SŁOŃCA? To dzięki niemu tak szybko urosły", "Popatrz jakie te z balkonu z góry się rozwinęły, a te z balkonu na dole muszą je gonić i dlatego mają takie duże liście, żeby lepiej łapać słońce".
Wczoraj na pelargoniach pojawiły się pierwsze pąki. Co godzinę wychodzi na obydwa balkony i je liczy. Wie ile na każdej roślinie było wczoraj, a ile jest już dzisiaj. Wydaje mi się, że wcześniej wiedziała nawet po ile mają liści, ale tym mnie na szczęście nie męczyła. Ale co gorsza na niektórych widać już kolory, a przypomnę, że były one wymieszane. "Widzisz jak mi się udało? Wszystkie w tej doniczce są w jednym kolorze!"
Wieczorem siedziałem sobie na komputerze i znów pojawiła się burza. Z resztą wiedziałem to już od śniadania, bo mi matka mówiła, że o 17:00 jest 45% szans na burze, a o 18:00 aż 80%. Znów przeniosłem donice na parapet, usiadłem i matka powiedziała: "Jak będzie zacinało, to wnieś kwiatuszki do domu". Wygląda na to, że jak te chwasty się rozrosną to będę musiał przenieść się spać do piwnicy, bo tu nie będzie dla mnie już miejsca.
W sobotę jedziemy do ciotki, więc albo czekają mnie wielogodzinne rozmowy o kwiatkach, albo kłótnie. Ale zapewne to obydwa.
Mam tylko nadzieję, że matka nie będzie chciała zabrać tych chwastów ze sobą, ale już mnie chyba nic nie zaskoczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
anowi




Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 5758
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 525 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:15, 03 Wrz 2020    Temat postu:

Piosenki z nurtu Disco Polo

Niebieskie oczy miała
a potem wyjechała

La la la la la la la
La la la la la la la la
Tak tak tak tak tak tak
nie nie nie nie nie nie
Zdradziła zdradziła MNIE

I nic mi nie zostało
zacząłem pić kakao

La la la la la la la
La la la la la la la la
Tak tak tak tak tak tak
nie nie nie nie nie nie
Zdradziła zdradziła MNIE

A kiedy powróciła
do domu moja miła

La la la la la la la
La la la la la la la la
Tak tak tak tak tak tak
nie nie nie nie nie nie
Zdradziła zdradziła MNIE

W brzuchu jej coś siedziało
cztery odnóża miało

La la la la la la la
La la la la la la la la
Tak tak tak tak tak tak
nie nie nie nie nie nie
Zdradziła zdradziła MNIE


Podmiot liryczny - dokładnie JA liryczne - jest w stanie załamania nerwowego. Często powtarzające się słowa "la la la...", świadczą o emigracji wewnętrznej, zadumaniu, romantycznym roztargnieniu, co nasze JA liryczne potwierdza brakiem zdecydowanego stosunku do sprawy ("tak tak... nie nie"). Bohater wiersza nie wie, czy ma ów rozdział swojego życia zamknąć za sobą: "zdradziła mnie...tak tak" chcę zapomnieć, zły i buńczuczny, ale nie potrafi zrozumieć. Chce, lecz nie może pogodzić się z tą myślą ("nie nie...").

Bohater niczym rozdarta sosna - widać tu nawiązanie do poezji Młodej Polski, modernistyczno-hedonistyczne podejście do życia. K. Przerwa-Tetmajer jest wyraźną inspiracją. Symbol rozdartej sosny odzwierciedla rozdarcie wewnętrzne naszego JA lirycznego. Nawiązanie do poezji Mlodej Polski widać również w drugiej strofie. Bohater wiersza topi swoje żale w używkach. Co prawda nie wspomina o nirwanie czy alkoholu, lecz stara się zapomnieć o ukochanej przez zatopienie się w innej pasji - jest nią picie kakao. Nasz bohater jest nowoczesny, prowadzi ekologiczny tryb życia, dlatego woli zdrowe, pełne energii białka kakao od destruktywnego alkoholu.

Ukochana naszego bohatera powróciła, lecz nie zmieniło to nastroju podmiotu lirycznego. Wciąż próbuje pamiętać, co ona mu zrobiła ("zdradziła mnie...tak tak..."), lecz nie może się z tym pogodzić ("nie nie..."). Bohater jednak zaobserwował zmiany w wyglądzie swojej lubej, najwyraźniej nie za bardzo wie, czym jest owa czteroodnogowa nowość w brzuchu lubej. Wie natomiast jedno: że jego luba go zdradziła.

Co można natomiast powiedzieć o samym podmiocie lirycznym? Jest na pewno amatorem blondynek, poniewaz w 98% osoby posiadających niebieską barwę tęczówek ("niebieskie oczy miała"), mają również blond włosy. Jest to oczywisty wynik genetycznego dziedziczenia pigmentu. Jego brak decyduje o jasności cery, włosów oraz oczu.

Jego ukochana natomiast najwyraźniej jest blondynką, która nie znalazła w ramionach naszego JA lirycznego ujścia dla swojego temperamentu, mimo że żywi do niego ogromne uczucie. Potwierdzenie powyższego znajdujemy w słowach:

"a kiedy powróciła do domu moja miła"

Wrocila w stanie błogosławionym, co świadczy, że niczym bohaterka "Stu lat samotności" G.G. Marqueza - niezrozumiana, niedopieszczona, spragniona fizycznych czułości - uciekła od naszego bohatera, by znaleźć to właśnie, czego szukała. Jednak nie zapomniała o ogromnych pokładach miłości (myślę, że nie będzie nadinterpretacją, jeśli dodam, że platonicznej) do swego ukochanego i wróciła do niego, wiedząc, że ten dobry człowiek ją zrozumie i wybaczy. O ile oczywiście zrozumie, skąd się wziął jej odmienny stan...

Mamy do czynienia z pięknym tekstem, zawierającym głęboko zarysowaną, skomplikowane sylwetki psychologiczne naszych bohaterów. On cierpi, bo został zdradzony - ale nie może się z tym pogodzić. Wciąż kocha swoją lubą. Ona - szukająca czegoś więcej, niż jej nasze JA liryczne może dać. Niczym Jagna z Reymontowskich "Chłopów"...

Autor tekstu niezaprzeczalnie musiał długo prowadzić psychoanalizę archetypów dla swoich bohaterów. Wzruszający, pełen nawiązan do klasyki literatury romatycznej tekst!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Autor Wiadomość
Agnieszka
Gość






PostWysłany: Nie 15:06, 13 Wrz 2020    Temat postu:

Rekomendacja

1. Jan Kowalski jest moim pomocnikiem do spraw programowania, zawsze
2. ciężko pracującym. Jest samodzielnym pracownikiem nigdy nie
3. narzekającym na warunki pracy. Nigdy nie zdarzyło sie, żeby Jan K.
4. odmówił, gdy ktoś potrzebuje jego pomocy. Poza tym zawsze
5. kończył prace w określonym terminie. Często ubiega sie o dodatkowe
6. zadania i poświęca sie im cały, omijając nawet swoje wlasne
7. przerwy śniadaniowe. Jan K. jest czlowiekiem, który nie ma
8. w sobie nic z próżności. Doskonale umiejętności sa potwierdzeniem jego
9. wiedzy o programowaniu. Gleboko wierze, ze mój pomocnik, Jan K. może byc
10. zaklasyfikowany jako bardzo dobry pracownik, który nie powinien zostac
11. zastąpiony przez kogoś innego. Rekomenduje, zeby Jan K. zostal
12. awansowany. Jestem pewien, ze czas poświecony tej decyzji nie okaże sie
13. stracony, co napewno zaowocuje dla dobra firmy w najbliższym czasie.

Zalacznik:
Ten i... stał nade mną cały czas jak pisałem ta rekomendacje.

Uprzejmie proszę o ponowne przeczytanie tylko nieparzystych linijek rekomendacji.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum www.anowi.fora.pl Strona Główna -> Strefa śmiechu Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Arthur Theme
Regulamin