Autor Wiadomość
Inny świat
PostWysłany: Śro 19:09, 25 Cze 2008    Temat postu:

ZOsiu! Możesz pędzić, jeśli tylko masz siły. Nawet pędząc zauważyć można wiele pięknych "okoliczności przyrody", poznać ludzi, coś dorzucić mądrego do własnego wnętrza - byle się w pędzeniu nie zatracić jak ten robotnik, który biegał cały dzień z pustymi taczkami, bo nie miał czasu ich załadować. To jest kwintesencja mądrości, aby w niczym nie zatracać się bez reszty. Jest tyle pięknych rzeczy na świecie, nie wszystko będzie dane nam poznać ale starać się trzeba, choćby dla własnej satysfakcji. I to druga kwintesencja.
Gość
PostWysłany: Śro 18:21, 25 Cze 2008    Temat postu:

Kiedy się zupełnie nic nie robi, czas ucieka jeszcze szybciej, a dzień nie różni się od dnia i nawet nie ma się ochoty na uśmiech. Tacy ludzie wyszukują sztuczne problemy lub sztuczne choroby, by mieć jakieś zajęcie. A świat jest taki piękny Smile. I taki ciekawy! I życie też! Szkoda czasu i życia na nudę.
DAK
PostWysłany: Śro 18:07, 25 Cze 2008    Temat postu:

Zosia napisał:
......... aż się zastanawiam, czy leniuchom w życiu nie jest lepiej. Sad
Nie lepiej Zosiu. Nic tak nie męczy jak lenistwo i brak zajęcia. Wink
Zosia
PostWysłany: Śro 18:04, 25 Cze 2008    Temat postu:

Inny Świecie, pokrzepiłaś mnie.Jak już pisałam, syn mi mówi, że jestem pracoholikiem. Ja to postrzegam jako zaletę, a inni jako wadę. Nigdy mi w życiu nic nie przyszło ot tak - samo przyszło. W moim życiu wszystko muszę zdobywać, wszystko wypracować, dużo włożyć starań, by cokolwiek osiągnąć. To nauczyło mnie samodyscypliny, tego też staram się nauczyć moje dziecko. Dopadają mnie chwile zwątpienia, zmęczenia i wtedy siebie pytam - gdzie pędzę? Są to tak przykre chwile, że aż się zastanawiam, czy leniuchom w życiu nie jest lepiej. Sad
Inny świat
PostWysłany: Śro 17:44, 25 Cze 2008    Temat postu:

Ponieważ życie ma wiele twarzy, charakterów, kolorów to i nam coś w tego zawsze przypadnie do gustu.
Jedno jest pewne: najgorsza w życiu jest monotonia.
Ona wysysa soki, chęć do życia i ogłupia niesamowicie. To także przestroga dla pracoholików. Oni z pewnością się nie nudzą ale robić stale to samo (czyli pracować) to też nie zdrowo. Jak z ulubionymi potrawami. Stale jeść się ich się nie da.
Ja na brak monotonii nie narzekam, więc jak tylko znajdę wolną chwilę to łapię się za wszystko co mi wpadnie pod rękę.
Powiekszam coraz to kolekcję płyt, bibliotekę i zapas nici do haftowania. Staram się nie tracić z oczu znaczących wydarzeń kulturalnych ale idzie mi to z coraz wiekszym trudem, bo i tak wszędzie włazi Brudzinski, Putra, Prezio i Nelli Rokita.
Od lat podziwiam bardzo starszych panów, których widywałam i widuję z drzewkami owocowymi i krzewami w ręku, choć widać, że owoców z tych drzew za długo nie pojedzą o ile doczekają się na nie - ale nic to. Oni sadzą, pielęgnują i czekają na owoce, tak jak pan z opowiadania Zosi na elewację.
I to jest piękne.
Jednym słowem: ROBMY SWOJE. Czy pracujemy, czy jestesmy na emeryturze, zawsze coś dobrego można zrobić dla siebie, rodziny, przyjaciół i znajomych królika.
Zdrowie tych, co jeszcze chcą - bez względu na to, czy ich motywuje stres czy (nie wstydźmy się) pieniądze czy obowiązek
wobec najbliższych.
ŻYcie ma sens, co udowadniają b.starsi panowie z drzewkami i planami inwestycyjnymi. Zawsze po nas pozostanie choćby dowcip, powiedzonko, pamięć o np. pierogach lub nalewce.
Hej, szable w dłoń !
Zosia
PostWysłany: Wto 21:28, 24 Cze 2008    Temat postu:

Acomitam, ten pomysł z myciem podłogi wymaga opatentowania..... Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy
acomitam
PostWysłany: Wto 21:10, 24 Cze 2008    Temat postu:

Ale wiecie co? Lenistwo wcale nie jest takie złe. Myślę, że to ono jest matką wynalazku, a nie przysłowiowa potrzeba.

Będąc leniem patentowanym w sprawach sprzątania, wynalazłam kilka fajnych metod na ułatwienie sobie życia. Np. gdy podłoga w kuchni jest brudna, a pani sprzątajaca ma przyjść za dwa-trzy dni, schlapuję podłogę(terakota) płynem Ajax, na to leję troche wody, rzucam dwa stare ręczniczki i... jeżdżę na nich po kuchni jak na wrotkach. W ciągu minuty podłoga czysta, ręczniczki lądują w pralce, a ja z książką na kanapie. Rzucać się na kolana, żeby umyć podłogę? Moi? Never!
haniafly
PostWysłany: Wto 19:55, 24 Cze 2008    Temat postu:

Cze-siek napisał:
Ada napisał:

Jestem zorganizowana wtedy kiedy mam dużo pracy


Idzie to wytłumaczyć :
"Lenistwo przywdziewa najdziwniejsze maski. Niekiedy przybiera nawet postać pracowitości."


Mam dokładnie to samo. Kiedy mąż jedzie w trasę robota w domu leży odłogiem, natomiast kiedy wraca jestem w stanie w ciągu 2 godzin doprowadzić wszystko do ładu i ugotować coś na przyjazd połówki do domu.
torca
PostWysłany: Wto 19:38, 24 Cze 2008    Temat postu:

Cze-siek napisał:

Idzie to wytłumaczyć :
"Lenistwo przywdziewa najdziwniejsze maski. Niekiedy przybiera nawet postać pracowitości."


Czesławie to powiedzenie, bardzo do Ciebie pasuje.
Gość
PostWysłany: Wto 18:23, 24 Cze 2008    Temat postu:

To prawda co tu piszecie. Kiedy pracowałam jakoś więcej mogłam zrobić. Najważniejsze jednak, że teraz nadszedł czas na przyjemności, tak podsumowałabym moje wynurzenia na temat życia na emeryturze Very Happy
DAK
PostWysłany: Wto 14:43, 24 Cze 2008    Temat postu:

Dzięki kobitki - to już wiem, że jestem normalna.
A dzięki Cześkowi wiem, że jestem normalny leniuch. Wink
Cze-siek
PostWysłany: Wto 12:28, 24 Cze 2008    Temat postu:

Ada napisał:

Jestem zorganizowana wtedy kiedy mam dużo pracy


Idzie to wytłumaczyć :
"Lenistwo przywdziewa najdziwniejsze maski. Niekiedy przybiera nawet postać pracowitości."
Ada
PostWysłany: Wto 10:54, 24 Cze 2008    Temat postu:

No to nie jestem odosobniona...
Jestem zorganizowana wtedy kiedy mam dużo pracy, więcej wolnego czasu.. i na nic go nie mam. Wink
acomitam
PostWysłany: Wto 10:33, 24 Cze 2008    Temat postu:

Ja też tak mam. Gdy nie mam wiele pracy, to w ogole niewiele robię. Tylko czytam, choćby zwały śmieci rosły wokół mnie. Nawet mi się nie chce napełnić zmywarki.
Gdy mam pracy 'po pachy, czas znajdzie się na wszystko. Przede wszystkim natychmiast przestaję bałaganić. Wink
Gość
PostWysłany: Wto 0:09, 24 Cze 2008    Temat postu:

Zosiu, to "święta prawda", że najmniej czasu mają emeryci...
Wink
Zawsze tak mawiał mój kolega, którego żona nauczycielka poszła na wcześniejszą emeryturę.. Śmialiśmy się wszyscy, a jednak, coś w tym jest.. Nie zawsze jest to tak pozytywne zjawisko jak w przypadku Hajdi, która ma dużo zainteresowań i to ją pochłania..
Ja także jestem na emeryturze, ale bywa, że mam jakąś pracę na "umowę o dzieło". Zauważyłam, że wtedy kiedy mam to zajęcie to paradoksalnie mam więcej czasu.. Nie tyle więcej czasu de facto, ale .. więcej każdego dnia zrobię. Pamiętam, że praca czeka, więc "uwijam się" z zajęciami domowymi.. Kiedy nic nie ma do "obowiązkowego wykonania" wydaje się, że czasu jest bardzo dużo i w efekcie zaczyna go brakować Wink
Gość
PostWysłany: Pon 20:19, 23 Cze 2008    Temat postu:

Absolutnie nie odczuwam nadmiaru czasu. Mówią, że emeryci na nic nie mają czasu i coś w tym jest. Z tym, że moje życie rzeczywiście zwolniło tempo. Ja już nic nie muszę, tylko umrzeć, ale nie mówię tego w pesymistycznym znaczeniu, tylko pozytywnym. Niektórzy, zwłaszcza koleżanki z pracy pytają mnie nieraz jak mi na tej emeryturze, jak mi się żyje (nie bez złośliwości oczywiście). A ja odpowiadam. jestem szczęśliwym i wolnym człowiekiem, naprawdę teraz wolnym, tylko ja decyduje teraz o sobie. To wspaniałe uczucie. gdybym umiała to spiewałabym w discopolowym rytmie:
"Niech żyje wolność, wolność i swoboda"
Zielony, to kolor nadziei, a ja nie jestem jeszcze taka stara i czuję, że jak Bóg da, to jeszcze sobie pożyję, jeszcze pozwiedzam (podróże moja pasja). Nie nudzę się w ogóle (a znam takie), mam tyle zainteresowań, że czasami się boję, że mi nie starczy czasu. Tyle książek do przeczytania, tyle zdjęć do uporządkowania, z tym że ze zdjęciami to juz prawie konczę. Planuję sobie co którego dnia zrobię, no i mam jeszcze przecież Was, internet to wielka rzecz Smile
Zosia
PostWysłany: Pon 19:47, 23 Cze 2008    Temat postu:

Hajdi, jesteś na emeryturze, czy odczuwasz, że Twoje życie zwolniło tempa? Znam ludzi, którzy nie wiedzą, co mają zrobić z nadmiarem czasu, jaki im nagle się zrobił z pójściem na emeryturę. Narzekali na brak czasu, aż tu nagle są w innej rzeczywistości.
Mam świadomość, że trzeba przestawić swoje życie, ale czy aż tak bardzo trzeba je przestawiać?
Gość
PostWysłany: Nie 17:18, 22 Cze 2008    Temat postu:

Zosiu dziekuję za gratulacje i życzenia dla córki. Oczywiście natychmiast się pochwalę gdy to doniosłe dla nas wydarzenie nastąpi Razz

DAK u mnie przechodzenie na emeryturę trwało tylko ok pół roku, przez 3 mies. miałam lekką depresje, z której sie wydobyłam pływaniem, aerobikiem oraz przystapieniem do forum mykowego z pomocą Ansi, Hani, Zosi, IŚ, Hreczki i innych miłych memu sercu osób.
Zosia
PostWysłany: Sob 20:33, 21 Cze 2008    Temat postu:

Hajdi, po twoim wpisie naszła mnie taka myśl, że bez względu, jak byśmy się nie starali, to chyba gdzieś w gwiazdach zapisany jest nasz los i stanie się to, co ma się stać, czy chcemy, czy nie.

Przed tą myślą zawsze się bronię, gdyż sama chcę decydować o własnym losie, bez względu na to gdzie pędzę. Powoływanie się na gwiazdy wydaje mi się, że jest to sposób myślenia charakterystyczny dla ludzi, którzy nie mają pomysłu na swoje życie.


Hajdi, gratuluję ci faktu zostania babcią w najbliższej przyszłości, a córce pomyślnego rozwiązania. Pochwal się, gdy to się stanie. Very Happy Very Happy
Gość
PostWysłany: Pią 21:09, 20 Cze 2008    Temat postu:

Haniufly, moja córka należy do tej drugiej kategorii kobiet, o których piszesz. W połowie lipca urodzi się moja wnuczka, a jej mama skończyła w marcu 29. Ja podobnie tylko na odwrót. Urodziłam w marcu a w lipcu skończyłam 29 Razz
Gość
PostWysłany: Czw 0:56, 19 Cze 2008    Temat postu:

Bardzo smutne refleksje, szczególnie na temat wysokości emerytur..
Nauczyciele jeszcze nie mają tak źle (jeśli zdrowie dopisuje). Wszyscy , których znam mogą dorabiać, zawieszać emerytury..
W moim zawodzie nie ma możliwości na stałe systematyczne dorabianie.. Zawsze była praca "zrywami" i tak jest nadal, więc i w czasie owych zrywów potrzebna bywa pomoc emerytów. Wtedy szaleństwo, a po nim znowu cisza długie dni... Zdecydowanie wolałabym pracę codzienną w określonym wymiarze..
Też byłam pracoholiczką i nie wyobrażałam sobie emerytury..
Bywało, że pracowałam od szóstej do dwudziestej (jak był bardzo pilny projekt do zrobienia). Jak wstawałam od komputera kręciło mi się w głowie..Koleżanki śmiały się ze mnie, że "tylko o pracy potrafię rozmawiać". Jak zostałam wysłana na dłuższe zwolnienie (z powodu choroby wrzodowej) wpadłam wręcz w depresję.. z powodu braku pracy.
Zdałam sobie sprawę, że tak nie można egzystować. Uczyłam się powoli wykorzystywać czas wolny rozrywkowo. Udało się jakoś Wink
haniafly
PostWysłany: Śro 21:32, 18 Cze 2008    Temat postu:

Zastanawiam się, kto w obecnych czasach żyje intensywniej - my tzw. średniaki i pracoholiki, czy nasze dzieci? Patrzę na mojego 23-letniego syna, który zaocznie studiuje i pracuje, mieszka na kupie ze studentami w wynajętym mieszkaniu, prawie w każdy weekend ma zajęcia, a w tygodniu powinien się uczyć. Na tzw. życie prywatne młodzi praktycznie nie mają czasu - najpierw studia, potem praca, chęć umocnienia pozycji zawodowej a życie ucieka. W czasach naszej młodości mimo wszystko było inaczej, nie było takiego kosmicznego tempa. Zrobiłam małe rozeznanie na oddziale położniczym w moim szpitalu i wiem, że matkami zostają albo młode ok. 18-20-letnie dziewczyny (zwykle w wyniku wpadki) albo kobiety w okolicach 30, które nie miały wcześniej czasu żeby pomyśleć o macierzyństwie. A teraz próbuję porównać siebie do moich rodziców, którzy byli wówczas w moim wieku i zastanawiam się, jak oni to robili, że mieli czas na wszystko - praca (były soboty robocze), imprezy u znajomych czy też wyjazdowe na weekendy. Ja co prawda pracuję swoje 8 (a dokładnie 7,35) godzin, ale intensywnością mogłabym obdzielić co najmniej jeszcze 2 osoby i po przyjściu do domu o niczym nie marzę jak tylko o wyciszeniu się i zamknięciu na 4 spusty w domu. Niedawno rozmawiałam ze znajomą , która pracuje w banku - mówiła że obecnie najchętniej pracowałaby na jakiejś linii produkcyjnej albo jako sprzątaczka, bo biurokracja niezwykle urosła w siłę a ludzi do pracy o połowę mniej. Ale to już chyba temat na inny wątek.
Zosia
PostWysłany: Pon 21:19, 16 Cze 2008    Temat postu:

Ja mam taki pogląd na swój temat, że odejdę z pracy, jak będę chodziła z pomocą dwóch laseczek i już nie będę w stanie wchodzić po schodach. Wink Wink
A tak już na poważnie, to gdzie nas zapędził system emerytalny, jeżeli dochodzimy do tak absurdalnych wniosków. Ten mój absurd w postrzeganiu, to chyba taki wewnętrzny system obronny na zaistniałą sytuacje, która nie wiem, gdzie prowadzi.
Jak to mawiają, jak nie pozostaje już nic do zdziałania, to wypada tylko obśmiać. Wink Wink
Gość
PostWysłany: Pon 17:04, 16 Cze 2008    Temat postu:

Obawiam się, że będę pracować, dopóki mnie wie wyniosą Laughing albo mi się nie rozpuści mózg Rolling Eyes Tak to już jest w moim zawodzie, że emerytury też są marne, bez pracy człowiek nie wyobraża sobie życia, a tejże jest z kolei pod dostatkiem. A to tego UE bardzo się pod tym względem przysłuzyła Smile
Zosia
PostWysłany: Nie 15:58, 15 Cze 2008    Temat postu:

Nasz system emerytalny jest chory. Koleżanka nauczycielka miała w tym roku iść na emeryturę. Gdy dowiedziała się, że za zasłużone lata pracy dostanie emerytury aż 1200 zł. , to zawiesiła emeryturę i oczywiście .....już nie będzie musiała myśleć, co będzie robiła na emeryturze. Nawet myślała jechać do Anglii, by tam dorabiać na byle jakiej posadzie.
Zdaję sobie sprawę z tego, że i mnie kiedyś dopadnie ten problem, ale czy mam żyć w takim poniżeniu. Gdzie zmierza system emerytalny, który stawia ludzi w takim upokarzającym położeniu, że ludzie nie mają za co żyć. Sad
Nawet mój pracoholizm kiedyś powie mi .....wyluzuj, zwolnij tempo, bo zdrowie o to sie upomni. Co wtedy powiem, co ja zrobię? Sad Sad
DAK
PostWysłany: Czw 21:51, 12 Cze 2008    Temat postu:

acomitam napisał:
Ja mogłam przestać pracować już kilkanaście lat temu. A niedoczekanie! Nie można cały dzień czytać książek, słuchać muzyki i oglądać telewizji.

Można można. Smile
2 lata temu mówiłam tak samo jak Zosia i pracowałam średnio po 20 godzin na dobę, często wracałam, do domu włączałam kompa i tak do rana, by nad ranem zregenerować się kąpielą i znów do pracy.
Odzwyczajanie od pracoholizmu trwało rok i odbywało się pracą tylko na 1,5 etatu, by po roku kwarantanny przejść łagodniejszym krokiem do nicnierobienia, czyli 1/2 etatu będąc już na emeryturze.
Na więcej nie mogę, bo mi z emerytury zaczną zabierać.
Jakże się ucieszyłam, że pewnego majowego dnia 2 lata temu szefostwo tak mnie wkurzyło, że po odwróceniu się i zamknięciu drzwi napisałam prośbę o rozwiązanie umowy.
Ślęczałabym do tej pory w stanie zasuszonego pracoholika. I wiecie co, najlepszy numer okazał się z warunkami finansowymi mojej emerytury. Gdybym tkwiła tam, to musiałabym dopracować do 60 roku życia i przejść na emeryturę wg już nowych zasad, bo tkwiąc w tamtej pracy nie miałabym prawa przejść na emeryturę wg starych zasad. Ale po co to piszę, bo okazuje się, że ZUS przesłał mi informację o moim zgromadzonym kapitale i symulacji kwot emerytalnych. I okazuje się, że aby mieć taką wysokość emerytury jaką otrzymuję teraz, musiałabym pracować do 65 roku życia Exclamation Exclamation Exclamation i przy założeniu cały czas niemałych zarobków jakie miałam ostatnio. Crying or Very sad
Ludzie nie zdają sobie sprawy, że muszą odkładać dodatkowe pieniądze, bo z tych nowych emerytur na chleb i wodę może im wystarczy. Crying or Very sad
acomitam
PostWysłany: Czw 21:44, 12 Cze 2008    Temat postu:

Widzę, że w klubie niekwękających jest nas sporo. I tak trzymać. Laughing Laughing Very Happy
Zosia
PostWysłany: Czw 21:35, 12 Cze 2008    Temat postu:

Wiesz, bardzo lubię takie osoby, które mówią - a niedoczekanie. Taka postawa u ludzi jest dla mnie budująca. Sama taką zasadę wyznaję. Więc - witaj w klubie. Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy Very Happy
Nie wyobrażam siebie stękającej na trudy życia czy rozpaczającej nad tym, że coś mi się nie udało.
acomitam
PostWysłany: Czw 21:20, 12 Cze 2008    Temat postu:

Ja mogłam przestać pracować już kilkanaście lat temu. A niedoczekanie! Nie można cały dzień czytać książek, słuchać muzyki i oglądać telewizji.
Mam nadzieję, że umrę w marszu. Byle nie za wcześnie!
Zosia
PostWysłany: Czw 21:08, 12 Cze 2008    Temat postu:

Ja nie wyobrażam swojej osoby na emeryturze. Mój syn mawia o mnie,,pracoholiczka". Chyba ma rację. Ja dodaję do tej oceny o sobie,,gaduła". Uwielbiam rozmawiać z ludźmi.
Im jestem starsza, tym więcej zastanawiam się nad sobą. A najbardziej nie lubię, gdy dopadają mnie myśli - co zostawię po sobie?
Wzrasta moja świadomość, że muszę w bardziej racjonalny sposób gospodarować czasem mi danym tu i teraz. Wink
multilatek
PostWysłany: Czw 18:20, 12 Cze 2008    Temat postu:

Nie bardzo mam ochotę włączać się do rozmów o politykach. To już mnie zmęczyło. Wątek o pośpiechu w naszym życiu wydał mi się bardzo na czasie.
Jestem od kilku lat pełnoprawnym emerytem. Nie było jednak ani jednego dnia abym nie pojechał do pracy. Nie obiecywałem sobie odpoczynku i luzu ale zwolnienie tempa. Nic z tego nie wyszło. Kiedy kończył mi się temat europejski, który zakończyłem w Brukseli w połowie grudnia, ogarnął mnie lekki niepokój, że teraz to już tylko kwiatki na balkonie albo pucowanie zderzaków. Rezultat jest taki, że pracuję na umowie(1/2) i mam dalsze cztery prace i to zupełnie poważne. Nie robię tego z niskiej chęci zysku, nie niektóre wypłaty czekam rok, ale z obawy o "niepotrzebność". Pracę zaczynam codziennie o 6 rano. Przypomina mi ta sytuacja sztuczkę widzianą niegdyś w cyrku. Pan artysta zakręcił na kilku patykach talerze i one się obracały a on popędzał te gasnące biegając od jednego do drugiego.
Czy to ma sens? A co ma sens? Przecież gdybym osiągnął tę upragnioną nirwanę i siedział bezczynnie w promieniach jesiennego słoneczka to umarłbym z beczynności. Czytam lub klikam w komputerze dlatego, że nie mam na to czasu. Gdym go miał pod dostatkiem to bym tego nie robił, nie byłoby atrakcyjne. Miałbym na to całe życie.
Kiedyś poczuję ukłucie albo co innego i będę wiedział, że teraz już napewno zwolnię. Do zera...
Ale póki co...6 lipca jadę do Zakopanego i pójdę do Murowańca a jak będzie dobrze to dalej, na Kasprowy, póki żyję...
Zosia
PostWysłany: Nie 19:33, 08 Cze 2008    Temat postu:

Zgadzam się z tobą Kszzzz. Należy uwzględnić, że wielkość stresu zależy od ważności problemu, który nas stresuje. Zdaję sobie sprawę, ile stresu dziś przeżywają stresu, a i sami zawodnicy, którzy chcą jak najlepiej wypaść. Od tego, czy dobrze zaprezentują się na mistrzostwach zależy powodzenie ich dalszej kariery.
Są w życiu sytuacje, które decydują o naszej przyszłości. Te momenty najbardziej mnie stresowały. Nikt nie chce podejmować niesłusznych decyzji, których konsekwencje mają zbyt poważny wpływ dla naszego życia Idea Idea
Gość
PostWysłany: Nie 0:25, 08 Cze 2008    Temat postu:

Każdy człowiek jest inny i inaczej odbiera stres, co więcej, co innego wywołuje stres u różnych osób. Gdyby tak jako pierwszy z brzegu wziąć jako przykład występ na scenie- dla jednych jest motywujący i inspirujący, na innych działa paraliżująco...
Jesteśmy po prostu różni...
Zosia
PostWysłany: Nie 23:31, 01 Cze 2008    Temat postu:

Ans, podzielam Twoje zdanie, co do stresu. Tylko, że cienka jest granica tego, kiedy możemy uznać, że stresowała sytuacja już minęła? Nie każdy ma taką samą odporność na stres. Niektórzy przyjmują odrobinę stresu jako pozytywna adrealinę do dalszego, wydajniejszego działania, a inni jako zło, które paraliżuje ich jakiekolwiek działanie. Sad
Zosia
PostWysłany: Nie 0:19, 01 Cze 2008    Temat postu:

Ans, jutro ci odpowiem ...dziś już jestem zmęczona. Ciekawą myśl mi podpowiedziałaś. Dziękuję. Very Happy

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group